Paragraf 22. Joseph Heller
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Paragraf 22 - Joseph Heller страница 5

Название: Paragraf 22

Автор: Joseph Heller

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Юмор: прочее

Серия:

isbn: 978-83-8125-631-5

isbn:

СКАЧАТЬ niedobrze.

      – Tak. – Yossarian westchnął. – Tak, to niedobrze.

      Kapelan znowu zaczął się wiercić. Zerknął kilka razy na boki, spojrzał na sufit, potem na podłogę. Wreszcie westchnął głęboko.

      – Porucznik Nately przesyła panu pozdrowienia – powiedział.

      Yossarian z przykrością się dowiedział, że mają wspólnego znajomego. Wyglądało na to, że teraz mają rzeczywiście temat do rozmowy.

      – Zna pan porucznika Nately’ego? – spytał z żalem w głosie.

      – Tak, znam go dość dobrze.

      – Trochę zwariowany, prawda?

      Kapelan uśmiechnął się z zażenowaniem.

      – Na ten temat, niestety, nic nie mogę powiedzieć. Nie znam go aż tak dobrze.

      – Może mi pan wierzyć na słowo – powiedział Yossarian. – Trudno o większego wariata.

      Kapelan starannie ważył kolejną chwilę milczenia, aż nagle przerwał je niespodziewanym pytaniem.

      – Pan kapitan Yossarian, prawda?

      – Nately miał trudne dzieciństwo. Pochodzi z dobrej rodziny.

      – Proszę mi wybaczyć – nalegał bojaźliwie kapelan – ale możliwe, że popełniłem poważny błąd. Czy pan jest kapitan Yossarian?

      – Tak – wyznał kapitan Yossarian. – Kapitan Yossarian to ja.

      – Z dwieście pięćdziesiątej szóstej eskadry?

      – Z dwieście pięćdziesiątej szóstej eskadry bojowej. Nie słyszałem, żeby byli jacyś inni kapitanowie Yossarianowie. O ile wiem, jestem jedynym kapitanem Yossarianem, jakiego znam, ale mogę mówić tylko za siebie.

      – Rozumiem – powiedział kapelan z nieszczęśliwą miną.

      – To jest dwa do ósmej potęgi bojowej – zauważył Yossarian – gdyby chciał pan napisać symboliczny wiersz o naszej eskadrze.

      – Nie – mruknął kapelan – nie planuję pisania symbolicznego wiersza o pańskiej eskadrze.

      Yossarian poderwał się gwałtownie, gdyż wypatrzył maleńki srebrny krzyżyk po drugiej stronie kołnierza kapelana. Wywarło to na nim piorunujące wrażenie, bo nigdy dotąd nie rozmawiał z kapelanem.

      – Pan jest kapelanem! – krzyknął zachwycony. – Nie wiedziałem, że pan jest kapelanem.

      – Ależ tak – odpowiedział kapelan. – To pan nie wiedział, że jestem kapelanem?

      – Ależ skąd! Nie wiedziałem, że pan jest kapelanem.

      Yossarian pożerał go zachwyconymi oczami, z uśmiechem szczęścia na twarzy.

      – Nigdy w życiu nie widziałem kapelana – wyznał.

      Kapelan znów się zapłonił i spuścił oczy. Był to drobny, może trzydziestodwuletni mężczyzna o kasztanowatych włosach i nieśmiałych piwnych oczach. Twarz miał pociągłą i bladą. Niewinny młodzieńczy trądzik pokrywał jego zapadnięte policzki. Yossarian chciał mu jakoś pomóc.

      – Czy mogę coś dla pana zrobić? – spytał kapelan.

      Yossarian pokręcił głową, nadal uśmiechając się od ucha do ucha.

      – Nie, dziękuję. Mam wszystko, czego mi potrzeba, i czuję się zupełnie dobrze. Prawdę mówiąc, nie jestem nawet chory.

      – To dobrze – powiedział kapelan i natychmiast się zreflektował. Parsknąwszy śmiechem, zasłonił dłonią usta, ale Yossarian sprawił mu zawód, gdyż pozostał niewzruszony. – Muszę jeszcze odwiedzić innych żołnierzy z naszej grupy – powiedział kapelan po chwili. – Odwiedzę pana znowu, może jutro.

      – Bardzo proszę.

      – Przyjdę pod warunkiem, że sam pan sobie tego życzy – powiedział kapelan spuszczając nieśmiało głowę. – Zauważyłem, że wielu moja obecność krępuje.

      Yossarian promieniował serdecznością.

      – Ależ chcę, żeby mnie pan odwiedził. Wcale nie będę się czuł skrępowany.

      Kapelan uśmiechnął się z wdzięcznością i zerknął w dół na skrawek papieru, który przez cały czas ukrywał w dłoni. Poruszając bezgłośnie wargami, policzył łóżka i z powątpiewaniem zatrzymał wzrok na Dunbarze.

      – Przepraszam, czy to jest porucznik Dunbar? – spytał szeptem.

      – Tak – odpowiedział Yossarian na cały głos – to jest porucznik Dunbar.

      – Dziękuję – szepnął kapelan. – Bardzo panu dziękuję. Jemu też muszę złożyć wizytę. Muszę odwiedzić wszystkich żołnierzy naszej grupy, którzy przebywają w szpitalu.

      – Tych w innych salach też? – spytał Yossarian.

      – Tych w innych salach też.

      – Niech ksiądz będzie ostrożny w innych salach – ostrzegł Yossarian. – Trzymają w nich chorych umysłowo. Pełno tam wariatów.

      – Nie trzeba się do mnie zwracać per „ksiądz” – wyjaśnił kapelan. – Jestem anabaptystą.

      – Mówię o tych innych salach zupełnie poważnie – ciągnął Yossarian ponuro. – Żandarmi pana nie będą bronić, bo sami są największymi wariatami. Poszedłbym z panem, ale sam jestem w strachu. Obłęd jest zaraźliwy. Z całego szpitala tylko nasza sala jest normalna. Wszyscy oprócz nas to wariaci. Możliwe, że to w ogóle jedyna normalna sala na całym świecie.

      Kapelan pośpiesznie wstał i odsunął się od łóżka Yossariana, a potem kwinął głową z uspokajającym uśmiechem i obiecał zachować należytą ostrożność.

      – A teraz muszę odwiedzić porucznika Dunbara – powiedział. Mimo to ociągał się jeszcze, jakby miał skrupuły. – Chciałbym się o nim czegoś dowiedzieć – odezwał się wreszcie.

      – To wspaniały człowiek – zapewnił go Yossarian. – Prawdziwy hrabia. Jeden z najlepszych, najmniej skłonnych do poświęceń ludzi na świecie.

      – Nie to miałem na myśli – wyjaśnił szeptem kapelan. – Czy on jest bardzo chory?

      – Nie, nie jest bardzo chory. Prawdę powiedziawszy, wcale nie jest chory.

      – To dobrze. – Kapelan westchnął z ulgą.

      – Tak – zgodził się Yossarian. – Tak, to bardzo dobrze.

      – Kapelan! – zawołał Dunbar, kiedy kapelan pożegnał СКАЧАТЬ