Nasze małe kłamstwa. Sue Watson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nasze małe kłamstwa - Sue Watson страница 7

Название: Nasze małe kłamstwa

Автор: Sue Watson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 978-83-8075-703-5

isbn:

СКАЧАТЬ w ich ogrodzie, podczas gdy dzieci będą się bawić na trawie. Wyobraźcie sobie, co by to było, gdyby Simon wrócił do domu, a mnie tam nie było? Przeraziłby się – zwłaszcza gdyby zastał w domu stadko podchmielonych matek i rozbrykane dzieciaki szalejące w naszym ogrodzie. Od kiedy chłopcy zaczęli szkołę, otrzymywałam zaproszenia na charytatywne poranki przy kawie, wieczorne wyjścia w grupie mam, kluby książek, wieczory z prosecco i tym podobne. Bardzo bym chciała przyjąć któreś z nich, ale nie mogę. To nie byłoby w porządku wobec Simona, gdybym miała zostawić go z dziećmi na głowie po tym, jak cały dzień spędził w pracy. Poza tym nie jestem głupia. Wiem, że te kobiety tak naprawdę wcale mnie nie chcą na tych swoich „dziewczyńskich wieczorkach”. Jestem pewna, że zapraszają mnie jedynie z uprzejmości i że jestem tolerowana wyłącznie ze względu na Simona. Jestem żoną przystojnego chirurga i pomimo tego, że socjalizuję się z matkami przy szkolnej bramie w minimalnym zakresie, mój status pozwala mi na stanie się częścią ich grupy, ponieważ chcą, abyśmy oboje pojawiali się na ich wieczornych przyjęciach. Simon określa te kobiety jako „niedorzeczne”, a ponieważ rozmawiają głównie o opłatach szkolnych i aromatyzowanych świeczkach, w zasadzie przyznaję mu rację. Uśmiecham się i potakuję, ale tak naprawdę nie jestem z nimi. Rozglądam się za Jen.

      – Widziałam dziś rano twojego męża, kiedy podrzucił dzieci do szkoły – mówi Francesca, jakby Simon był jakąś gwiazdą rocka. Jest samicą alfa, inne „dziewczyny” otaczają ją motywowane wyłącznie jej aprobatą, niczym zapatrzone nastolatki. W szkole pewnie by się nade mną znęcała, ale teraz jestem żoną liczącego się człowieka. – Masz szczęście. Chciałabym, żeby mój mąż pozwolił mi na chociaż jeden poranek w łóżku – dodaje, a pozostałe kobiety chichoczą, nie dlatego, że było to zabawne, lecz dlatego, że ona to powiedziała.

      – Nie leżałam w łóżku, tylko o szóstej nad ranem piekłam chleb. – Bronię się, zaniepokojona, że mogą uznać mnie za gorszą, niż jestem. Nie chcę, żeby ktokolwiek zaczął myśleć, że znów jestem chora, chociaż oczywiście nie wiedzą nic o mojej przeszłości. To nowe miejsce: nowy początek. Słyszę głos Simona: „Nikt nie musi się o tym dowiedzieć, Marianne, tak długo, jak będziesz się odpowiednio zachowywać”. Tak więc kontynuuję tłumaczenie mojej nieobecności pierwszego dnia nowego roku szkolnego. Niewybaczalne.

      – Simon podwiózł dzisiaj chłopców tylko dlatego, że przejeżdża obok szkoły w drodze… – Nadal rozpaczliwie usiłuję sprawić, żeby zrozumiały. Jestem dobrą mamą.

      – … do szpitala, tak wiem. – Francesca się uśmiecha, lustrując mnie od stóp do głów. Zastanawia się pewnie, co Simon we mnie widzi. Obdarzyła mnie podobnym spojrzeniem na grillu, który zorganizowała przed szkolnymi wakacjami. Nadziewała surowe mięso na patyki i rozmawiała z Simonem o brexicie. Mój mąż uwielbia dyskutować na tematy polityczne i o światowych wydarzeniach, ale próby Franceski, aby wykazać się wiedzą, gdy jej rzęsy trzepotały, a kurczak smażył się na grillu, wyglądały doprawdy śmiesznie. Nie wiem nawet, dlaczego Simon zgodził się przyjść na to przyjęcie, ale raz w życiu nie odmówił i oczywiście bez wysiłku oczarował wszystkich tam obecnych.

      Odwracam się, czując się zdemaskowana, i natychmiast ogarnia mnie ulga na widok Jen, chwiejnie kroczącej po żwirze, z kluczykami od samochodu w dłoni, machającej do mnie i wołającej mnie po imieniu. Mam ochotę puścić się biegiem w jej kierunku. Jest moim ocaleniem w tej enklawie napastliwych mamusiek z ustami wymalowanymi różową szminką. Simon mówi, że największy problem w tej szkole stanowią kliki matek, które podobno wszystkie wyszły dobrze za mąż i zachowują się w związku z tym, jakby wygrały los na loterii.

      – Kto się wróblem urodził, kanarkiem nie umrze, Marianne, a uwierz mi, te kobiety są zdecydowanie bardziej wróblami niż kanarkami – powiedział. Na nieszczęście Sophie go usłyszała i wyzwała go od „pieprzonych mizoginistów”, co strasznie go zdenerwowało. Był tak oburzony jej słownictwem, że zabronił jej iść na bal na zakończenie szkoły. Sophie płakała przez to całymi dniami. Co prawda ostatecznie Simon się poddał i pozwolił jej iść, ale myślę, że przez całą tę awanturę bal stracił w jej oczach na atrakcyjności. Próbując jej to wynagrodzić, Simon zaoferował, że pokryje koszt wynajmu limuzyny, którą Sophie miała dzielić z koleżankami. Jego propozycja odniosła jednak odwrotny skutek i w odpowiedzi usłyszał od córki, że nie może „wszystkiego załatwić za pomocą pieniędzy”. Nie włączałam się w tę sprawę, ale było mi żal Simona, kiedy w wieczór balu Sophie odjechała na motocyklu wraz z jednym z jej kolegów z klasy. Simon uwielbia swoje dzieci, choć nie zawsze podejmuje właściwe decyzje, ale komu się to udaje? W każdym razie Jen powiedziała nam, że ona też pojechała na swój bal na motocyklu i nic się jej z tego powodu nie stało. Wątpię, żeby była to prawda, ale chociaż Simon nie jest jej fanem, tym razem ten komentarz pomógł go jakoś udobruchać. Jen jest pod tym względem świetna. Potrafi sprawić, że człowiek czuje się dobrze we własnej skórze. Zawsze mnie uspokaja i rozśmiesza, nawet wtedy, kiedy mam depresję. Inne mamy nie są aż tak zabawne jak Jen, ale jestem pewna, że kiedy już swoje „odrobię w polu” i zaakceptują mnie w pełni, okażą się w porządku i komentarze Simona na ich temat będą lekko niesprawiedliwe. Dzięki Bogu, Simon nigdy nie mówi im tego wszystkiego w twarz. O ile pamiętam, nie miał problemu z flirtującą Francescą nie tylko podczas zorganizowanego przez nią grilla, ale również kiedy sparowano go z nią podczas tomboli na szkolnym festynie. Nigdy nie zapomnę, w jaki sposób wpatrywała się w oczy mojemu mężowi, jednocześnie sięgając ręką do misy z losami, aby wyłowić zwycięzców.

      – Hej. Miło cię widzieć. Szkoda, że nie dałaś rady spotkać się ze mną dziś rano na kawę. – Jen ściska mnie mocno, wypełniając moje nozdrza zapachem Fracas, kosztownych francuskich perfum, których często używa. Są skomponowane na bazie tuberozy, seksowne i bardzo pasujące do Jen. Nie widziałam jej od czasu szkolnego pikniku pod koniec lipca, więc mamy sporo do nadrobienia.

      – Tak… przepraszam, że nie dałam rady, Jen. Miałam sporo na głowie – odpowiadam zagadkowo, z nadzieją, że zabrzmi to, jakbym prowadziła nader ekscytujące życie, a nie zajmowała się sprzątaniem i studiowaniem próbek farb przez cały dzień.

      – Och, nie ma sprawy. Simon wyjaśnił, że nie czujesz się najlepiej. Podobno bolała cię głowa?

      – Och… tak, faktycznie, ale poza tym miałam jeszcze sporo rzeczy do załatwienia – mówię niepewnie. Dlaczego Simon zawsze opowiada, że jestem chora? Daję słowo, mężczyźni nie mają ani krzty wyobraźni, jeśli chodzi o usprawiedliwienia. Nie dalej jak w zeszły weekend sąsiedzi zaprosili nas na drinki. Sophie miała wyjść na miasto, więc nie było nikogo, kto mógłby zostać w domu z chłopcami, ale zamiast powiedzieć prawdę i podziękować za zaproszenie, Simon uparł się, że jedno z nas powinno tam pójść. Nominował oczywiście siebie, a już na miejscu powiedział wszystkim, że musiałam zostać w łóżku z powodu okropnej migreny. Nie miałam o tym pojęcia, dopóki następnego dnia nie wpadłam na parę na spacerze z psem. Przywitali mnie tymi słowy:

      – Ojej, czy powinnaś w ogóle wychodzić po tym, jak bardzo cię zmogła ta migrena?

      Po wydarzeniach zeszłego roku nie chcę, żeby ludzie myśleli o mnie różne rzeczy i jeśli to rzeczywiście jest nowy początek, oboje powinniśmy być szczerzy co do tego, w jakim punkcie się znajduję. Wiem, że w przeszłości Simon używał „migren Marianne” jako przykrywki do wszystkiego. Mam jednak wrażenie, iż wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że to eufemizm. „Marianne znów ma migrenę”, oznaczało z całą pewnością: СКАЧАТЬ