Doktor medycyny. Józef Korzeniowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Doktor medycyny - Józef Korzeniowski страница 3

Название: Doktor medycyny

Автор: Józef Korzeniowski

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Драматургия

Серия:

isbn: 978-83-270-2650-7

isbn:

СКАЧАТЬ lepiej! I wiesz papo, co ja z twoich słów wnoszę?

      PUŁKOWNIK

      Na przykład?

      ANNA

      Oto to, że jeżeli jakim przypadkiem (czego się nie spodziewam) pan Karol tobie się nie podoba, to mi pozwolisz zostać starą panną, nieprawdaż?

      (Tuli się do ojca.)

      PUŁKOWNIK

      (ściska ją)

      Zgoda, moje dziecię! Będziemy siedzieć razem i ubolewać nad stanem krainy, w której taka jak ty dziewczyna nie będzie mogła znaleźć godnego siebie męża.

      (Słychać dzwonek pocztowy z daleka.)

      ANNA

      Cicho! Zdaje mi się, że słyszę dzwonek pocztowy.

      PUŁKOWNIK

      W rzeczy samej? Jaki bystry masz słuch! Ja nic nie słyszę.

      ANNA

      (żywo)

      Ale doprawdy, papo, że słychać dzwonek, i coraz bliżej. To pewnie on jedzie. Ach, kochany papo, cała się trzęsę!

      CHORĄŻYNA

      (wchodzi prędko)

      Czy mi się zdało, że słychać dzwonek? (Idą obie do okna.) O! tak jest – i coraz głośniej. Może to on?

      PUŁKOWNIK

      Teraz i ja słyszę. Ale może to asesor?

      ANNA

      A, gdzież tam, papo!

      CHORĄŻYNA

      Oto byłaby siurpryza!

      STEFAN

      (wbiega)

      Panicz przyjechał. Jakem go obaczył, zaraz domyśliłem się, że to on.

      CHORĄŻYNA

      (w oknie)

      Mój syn! mój syn!

      (Bieży ku drzwiom.)

      Karolu!

      KAROL

      (wpada i rzuca się do nóg matki)

      Matko moja!

      CHORĄŻYNA

      (podnosi go)

      Chodź tu, moje dziecię! O, jakżem szczęśliwa, że cię już widzę!

      (Ściska go.)

      Ale patrz no, Karolu, jakich tu mamy gości.

      KAROL

      Pan Pułkownik!

      (Podaje mu rękę.)

      O, prawdziwie podwójnie szczęśliwy jestem, że państwa widzę!

      PUŁKOWNIK

      Witamy cię, panie Karolu, witamy serdecznie!

      KAROL

      (do Anny)

      A pani? Czy zdrowa? Czy nie zapomniała o mnie?

      ANNA

      (podaje mu rękę)

      Z serca się cieszę, żeś pan już w domu.

      PUŁKOWNIK

      (do Anny)

      I ja teraz będę miał znowu świeże obwarzaneczki i sucharki.

      ANNA

      (do ojca)

      Fe, papo!

      CHORĄŻYNA

      Ale jakżeś zmężniał, mój Karolu, jakeś spoważniał!

      KAROL

      Zestarzałem się, droga matko!

      PUŁKOWNIK

      A jakże nas pan znajdujesz po dwóch latach niewidzenia?

      KAROL

      Pan Pułkownik trochę posiwiał.

      PUŁKOWNIK

      A moja córka?

      KAROL

      Panna Anna?

      (Bierze jej rękę.)

      O, rad bym, żeby te dwa lata żądnej zmiany nie przyniosły.

      ANNA

      (ciszej do Karola)

      Tych dwóch lat nie było, panie Karolu!

      (Odchodzi do okna.)

      CHORĄŻYNA

      Zawstydziłeś ją, Pułkowniku! No, rozgość się, kochany Karolu! Może chcesz herbaty albo kawy – z drogi?

      KAROL

      Nic, nic, droga matko! Pozwólcie mi się nacieszyć moim szczęściem i tą myślą, żem pod dachem rodzicielskim i widzę tych wszystkich, których w życiu najwięcej kocham. Piękny to kraj, gdziem tyle lat przebył: bogate jego niwy, śliczne brzostowe lasy, zielone i niezmierzone błonia i sianożęci; a przecież, gdym obaczył nasze łany, posłyszał szum naszych dębów, gdym ujrzał nasze rozkwiecone wioski i ich piękne dwory, błogosławiłem niebo, że się już skończył czas mojego nowicjatu, że zostanę tu, śród swoich, gdzie ty, dobra matko, gdzie ty, zacny przyjacielu mojego ojca, i gdzie…

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить СКАЧАТЬ