Doktor medycyny. Józef Korzeniowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Doktor medycyny - Józef Korzeniowski страница 2

Название: Doktor medycyny

Автор: Józef Korzeniowski

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Драматургия

Серия:

isbn: 978-83-270-2650-7

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Bardzo być może. Wszak poezja ma źródło w sercu. „Miej serce i patrz w serce" – mówił nasz wielki poeta.

      PUŁKOWNIK

      A ty pozwolisz panu Karolowi zajrzeć w swoje serduszko?

      ANNA

      A dlaczegoż nie? Wszak mi tego papa nie wzbroni.

      PUŁKOWNIK

      Ja? – O, bynajmniej. Pan Karol, zdaje mi się, człowiek zacny i przystojny. Ale może ja się mylę.

      ANNA

      O nie, nie myli się papa!

      PUŁKOWNIK

      Pan Karol skończył uniwersytet i musiał zebrać zapas wiadomości, przez które może się stać pożytecznym ziomkom i przyjemnym w towarzystwie. Wszak prawda?

      ANNA

      Ja myślę, że prawda.

      PUŁKOWNIK

      Pan Karol jest synem zacnych rodziców, posiadający fundusz dostateczny do porządnego utrzymania się, a zatem może być partią nie do odrzucenia dla panny pułkownikówny. Czy dobrze mówię?

      ANNA

      Mnie się zdaje, że bardzo dobrze, kochany papo!

      PUŁKOWNIK

      Dwa lata temu, kiedy pan Karol był tu w czasie wakacji, przyjeżdżał co dzień do Zalipowca konno i zawsze jakoś wtenczas wjeżdżał na dziedziniec galopem, kiedy panna pułkownikówna stała w oknie i czerwieniła się obaczywszy go. Czy tak?

      ANNA

      Tego dobrze nie pamiętam, ale może i tak.

      PUŁKOWNIK

      Panna pułkownikówna lubiła wówczas czytywać z panem Karolem poezje, chodzić z nim na spacer i wyciągać z sobą starego i ranionego ojca. Panna pułkownikówna troszczyła się przez cały ten czas, aby była zawsze doskonała śmietanka do kawy, żeby były co dzień świeże obwarzaneczki i sucharki, o czym później wcale nie myślała, kiedy pan Karol znowu pojechał do Charkowa. Czy tak?

      ANNA

      (uśmiechając się)

      Podobno, że tak, kochany papo! Ale cóż z tego wszystkiego papa wniósł?

      PUŁKOWNIK

      A cóż? – Wniosłem, że pan Karol podobał się pannie Annie i że gdybym i teraz znalazł go takim, jakim był pierwej, gdybym pozwolił, to może by panna Anna poszła za pana Karola. Zresztą nie wiem.

      ANNA

      (filuternie)

      A wie papa, że to bardzo być może.

      PUŁKOWNIK

      Proszę uniżenie, kto by się tego spodziewał?

      ANNA

      (całuje go w rękę)

      Żart na stronę, kochany papo. Wówczas zdało mi się, że pan Karol był mocno mną zajęły. Nie śmiem sobie pochlebiać, że te dwa lata nie zmieniły go bynajmniej, ale dajmy, że serce jego czuje i teraz, co dawniej czuło – nie będzieszże się przeciwił, drogi ojcze?

      PUŁKOWNIK

      Jeżeli go znajdę i teraz, jakim był dawniej, równie zacnym, równie obyczajnym, równie kochającym pracę i naukę, kto wie, może się i zrezygnuję?

      ANNA

      O, ja pewna jestem, że ci się teraz jeszcze więcej podoba! Musiał zupełnie dojrzeć i sercem, i głową.

      PUŁKOWNIK

      Żebym to ja przez twoje okulary na niego patrzył, to może bym także był pewny.

      ANNA

      Ja okularów nie mam, kochany ojcze, patrzę zdrowymi oczami.

      PUŁKOWNIK

      Ładnymi, to prawda, ale nie zdrowymi. Patrzysz przez najniewierniejsze w świecie okulary, bo przez okulary miłości. Ale przypuśćmy, że zdania nasze o panu Karolu będą zgodne – cóż na to powie Marszałkowa, nieoceniona ciocia pana Karola?

      ANNA

      Co powie Marszałek, to wiem naprzód.

      PUŁKOWNIK

      Powtórzy ostatnie słowa swojej żony jak echo. Biedny Marszałek! O niego tu nie idzie. Ale ona? Ale pan Hipolit, którego mi koniecznie narzuca?

      ANNA

      O, niechże mię Bóg broni! Ja go nie chcę, za nic. Pan Hipolit nieuk, drąg nieokrzesany, szuler, facjendarz jarmarkowy. Czyż to mąż dla mnie?

      PUŁKOWNIK.

      Mama powiada, że Hipcio przystojny, że księżniczka Hortensja za nim się upędza. I w rzeczy samej chłop jak dąb, śliczne ma wąsy, bakenbardy i brodę okrutną. A co się tyczę grania w karty i szachrajstwa jarmarkowego, czyż to jest u nas wadą? Na dziesięciu młodych ludzi wieluż mamy takich?

      ANNA

      Niestety!

      PUŁKOWNIK

      Wszak mamunie i ojcowie z zimną krwią na to patrzą, trzymają paniczów pod skrzydłem rodzicielskim i pozwalają im dojrzewać w próżnowaniu i głupstwie.

      ANNA

      Niestety!

      PUŁKOWNIK

      Wszak i za takich panienki wychodzą i nie pytają się przy oświadczeniu: Czy asan co umiesz? Czy masz środki być użytecznym rodzinie i krajowi? Czyś był w uniwersytecie? Czy masz jaki stan, jaki urząd?

      ANNA

      Niestety! Ale czyż to ich wina, że muszą iść i za takich, kiedy nie ma innych?

      PUŁKOWNIK

      Po części i ich wina. Gdyby jedna i druga, i dziesiąta podobne kwestie zadała paniczowi i odprawiła go z kwitkiem, to by się szlachcic poskrobał w głowę i pomyślałby sobie, że karty, fajka, jarmarki i nietyczanki nie są jedynymi atrybucjami szlacheckiego i obywatelskiego życia.

      ANNA

      To prawda, mój ojcze, ale obawa zostania starą panną!

      PUŁKOWNIK

СКАЧАТЬ