Niezwykły dar. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niezwykły dar - Diana Palmer страница 2

Название: Niezwykły dar

Автор: Diana Palmer

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-276-2836-7

isbn:

СКАЧАТЬ oszustkę. – Pozwól mi skończyć, proszę. Mężczyzna we wzorzystej koszuli nosił garnitur i ufałeś mu. Był tam jeszcze jeden człowiek, o ciemniejszej skórze, kochający złoto. Nawet jego pistolet był złoty i wysadzany perłami.

      – Powiedziałem o tym wyłącznie braciom i przełożonemu, a potem chłopakom z Departamentu Sprawiedliwości! – wściekł się Dalton.

      – Mężczyzna we wzorzystej koszuli nie jest tym, za kogo go uważasz – kontynuowała, znowu przymykając oczy. – Ma powiązania z kartelem narkotykowym. Zawarł też jakiś układ z poważnym politykiem. Nie do końca wiem, o co chodzi, ale jestem pewna, że tamten kandyduje na wysoki urząd i – urwała, otwierając oczy – chce twojej śmierci.

      – Mojej śmierci? Dlaczego?

      – Przez człowieka we wzorzystej koszuli – wyjaśniła. – Był razem z tym, który cię postrzelił, a teraz jest zastępcą szefa kartelu narkotykowego. Ale to tajemnica. Kartel wyłożył pieniądze, żeby ułatwić politykowi karierę. Jeśli zostanie wybrany na urząd, ma dopilnować, żeby nic nie zakłócało transportu narkotyków przez granicę. Nie wiem, jak miałby to zrobić – zastrzegła, widząc, że Dalton chce o coś zapytać. – Wiem jednak, że chcą cię zabić, abyś na nich nie doniósł.

      – Do diabła, przecież dokładnie opisałem faceta, który mnie postrzelił. Policja ma to w materiałach z przesłuchania. Był to człowiek o hiszpańskim typie urody, ze złotym pistoletem, obwieszony złotą biżuterią, w butach ze skóry krokodyla. Miał złoty ząb na przodzie z wprawionym diamentem – oznajmił ze złym uśmiechem. – Trochę za późno, żeby mnie uciszyć.

      – Mówię tylko, co widziałam. Zresztą nie chodzi o człowieka w złocie, tylko o tego we wzorzystej koszuli. To on pracuje dla polityka. Już próbował uciszyć szeryfa, bo mógł mu zaszkodzić. Szeryf został postrzelony – kontynuowała, zamykając oczy. Jej twarz ściągnął grymas bólu, jakby rozbolała ją głowa. – On obawia się was obu. Jeśli go rozpoznasz, wyjdą na jaw jego powiązania z tamtym politykiem i obaj wylądują w więzieniu. Nie pierwszy raz zabił, chroniąc szefa.

      Tank usiadł. To był trudny temat, przywołujący koszmarne wspomnienie strzelaniny. Świst kul, zapach krwi, obłąkańczy śmiech mężczyzny z karabinem automatycznym w rękach. „Tam naprawdę był ktoś jeszcze – uświadomił sobie Tank. – Mężczyzna w koszuli w tureckie wzory i garniturze. Dokładnie tak jak powiedziała Merissa”.

      – Dlaczego o tym nie pamiętałem? – mruknął, przecierając oczy. – Rzeczywiście, był tam facet w koszuli w tureckie wzory. Poprosił mnie o wsparcie, twierdząc, że szykuje się duża transakcja narkotykowa. Pojechałem z nim na miejsce. Mówił, że jest z DEA, rządowej agencji do walki z narkotykami – urwał zszokowany i popatrzył na Merissę.

      – To wspomnienie ukryło się głęboko w twojej pamięci.

      Tank powoli skinął głową. Miał szarą jak popiół twarz, a na czole i nad górną wargą perlił mu się pot.

      – Już dobrze. Wszystko w porządku – szepnęła kojąco, klękając przy nim i ujmując jego wielką dłoń.

      Tank nie lubił być niańczony, więc wyrwał rękę. Szybko tego pożałował, gdy Merissa z niepewną miną wstała i cofnęła się, byle dalej od niego. Nie wiedziała, jakie wspomnienia obudziła, ale było widać, że Tank źle sobie z nimi radzi.

      – Ludzie mówią, że jesteś wiedźmą – wykrztusił.

      – Wiem – przyznała, nie czując się urażona.

      Tank zagapił się na nią bez słowa. Rzeczywiście było w niej coś, co wymykało się pojmowaniu. Mimo swojego wzrostu wydawała się krucha, cicha i łagodna. A także pogodzona ze sobą i światem. Jedynie w jej zielonym spojrzeniu współczucie mieszało się z obawą.

      – Dlaczego się mnie boisz? – wypalił Tank.

      – To nic osobistego – odparła skrępowana.

      – Więc?

      – Jesteś bardzo… duży – przyznała w końcu niechętnie, a Tank zmarszczył brwi, nie mogąc zrozumieć, co miała na myśli. – Muszę iść – oznajmiła z wymuszonym uśmiechem. – Chciałam tylko opowiedzieć ci, co widziałam, żebyś uważał i był czujny.

      – Zainwestowaliśmy fortunę w monitoring ze względu na cenne byki.

      – To nie będzie miało znaczenia. Szeryf z Teksasu też dysponował techniką i bronią. Przynajmniej tak mi się zdaje.

      Tank odetchnął i wstał. Był już dużo spokojniejszy.

      – Mam znajomych w Teksasie. Gdzie konkretnie to się stało?

      – W południowym Teksasie. Gdzieś na południe od San Antonio. Wybacz, ale więcej nie wiem – odparła Merissa, czując dyskomfort, gdy tak nad nią górował.

      Tank uznał, że łatwo znajdzie w sieci informacje o strzelaninie, w którą zaangażowany był przedstawiciel prawa. Chciał to sprawdzić, choćby po to, żeby dowieść, że jej „wizje” nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

      – W każdym razie dzięki za ostrzeżenie – oznajmił z ironicznym uśmiechem.

      – Nie wierzysz mi. Nie szkodzi. Tylko uważaj na siebie – poprosiła i odwróciła się, naciągając kaptur.

      – Zaczekaj – powiedział, przypominając sobie, że przyszła piechotą, i chwycił kurtkę. – Odwiozę cię – dodał, grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu kluczyków.

      Po chwili zdał sobie sprawę, że zostawił je na haczyku przed wejściem, z resztą kluczy, więc z grymasem niezadowolenia ruszył po nie.

      – Nie powinieneś tego robić – mruknęła.

      – Czego? Odwozić cię do domu? Na zewnątrz szaleje śnieżyca i ledwo co widać – odparł, pokazując palcem okno.

      – Wieszać tam kluczyków – wyjaśniła z dziwnym wyrazem twarzy i nieobecnym spojrzeniem. – On je znajdzie i zyska dostęp do domu.

      – Kto? – zapytał zdziwiony, ale Merissa patrzyła na niego nieprzytomnie, jakby budziła się z transu. – Nieważne – mruknął. – Chodźmy.

      Stanęli przed garażem, gdy na podwórko wjechał masywny pickup Darby’ego Hanesa. Mężczyzna wysiadł, otrzepując śnieg z ramion i choć był zaskoczony widokiem gościa, przyłożył palce do ronda kapelusza w pozdrowieniu.

      – Witaj, Merisso.

      – Dzień dobry, panie Hanes – odpowiedziała z uśmiechem.

      – Objeżdżałem teren i zauważyłem drzewo zwalone na płot. Wróciłem po piłę. Pogoda pod psem, a zapowiadają, że jeszcze się pogorszy – westchnął.

      Merissa przez chwilę patrzyła na niego zamglonym wzrokiem. Potem otrząsnęła się i podeszła bliżej.

      – Proszę СКАЧАТЬ