To. Wydanie filmowe. Стивен Кинг
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу To. Wydanie filmowe - Стивен Кинг страница 26

Название: To. Wydanie filmowe

Автор: Стивен Кинг

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия:

isbn: 978-83-6578-178-9

isbn:

СКАЧАТЬ Hanscom! – zawołał przejmującym tonem.

      Hanscom odwrócił się, a Ricky Lee cofnął się o krok. Rąbnął pośladkami w tylną szafkę baru i kiedy butelki uderzyły o siebie, rozległo się głośne brzęknięcie szkła. Cofnął się tak gwałtownie, bo nagle ogarnęło go przekonanie, że Ben Hanscom był martwy. Tak, Ben Hanscom leżał gdzieś, w jakimś miejscu – rowie, na poddaszu swego domu albo co bardziej prawdopodobne, w szafie, z zadzierzgniętą na szyi pętlą z własnego paska i nogami w kowbojskich butach za czterysta dolarów, zwisającymi cal czy dwa nad podłogą, a ta postać, ta istota stojąca opodal szafy grającej i patrząca na niego, była tylko duchem. Przez chwilę – to trwało tylko ułamek sekundy, ale wystarczyło w zupełności, aby spowić jego serce powłoką lodu – miał wrażenie, że widzi stoły i krzesła znajdujące się za plecami tamtego, jakby Ben Hanscom był przezroczysty.

      – O co chodzi, Ricky Lee?

      – N-n-nie. N-n-nic.

      Ben Hanscom patrzył na Ricky’ego Lee podkrążonymi oczyma. Jego policzki płonęły od alkoholu, a nos był czerwony i podrażniony.

      – Nic – wyszeptał raz jeszcze Ricky Lee, ale nie mógł oderwać wzroku od tej twarzy, twarzy człowieka, który umarł w śmiertelnym grzechu, a teraz staje przed dymiącymi i rozpalonymi wrotami piekła.

      – Byłem gruby i byliśmy biedni – rzekł Ben Hanscom. – Teraz to sobie przypominam. Nie pamiętam tego zbyt dobrze, ale albo Beverly, albo Bill Jąkała, w każdym razie któreś z nich uratowało mi życie za pomocą srebrnej dolarówki. Jestem tak przerażony, że niemal tracę zmysły i boję się tego, co mogę sobie przypomnieć, zanim ta noc dobiegnie końca, ale mój strach nie ma tu nic do rzeczy, bo to i tak nastąpi. Wspomnienia są we mnie, jak wielki bąbel narastający wewnątrz umysłu. Muszę tam pojechać i zrobię to, bo wszystko, co kiedykolwiek udało mi się zdziałać, i to, czym dysponuję dziś, jest w jakiś sposób związane z tym, co stało się przed laty, z tym, co wówczas zrobiliśmy, a zawsze należy spłacać swoje długi wobec świata. Może to dlatego Bóg każe nam być najpierw dziećmi, znajdować się nisko, przy ziemi, bo on wie, że każda prosta lekcja, jaką otrzymujesz w życiu, wiąże się zwykle z upadkiem, bólem i krwawieniem. Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Za wszystko trzeba płacić i zawsze dostajesz to, za co zapłaciłeś… i prędzej czy później to, co do ciebie należy, wróci do ciebie, czy tego chcesz czy nie.

      – Ale przyleci pan jeszcze w tym tygodniu, prawda? Jeszcze w ten weekend? – spytał Ricky Lee, mimo że usta mu zdrętwiały. Ogarnięty coraz większym niepokojem nie mógł się zdobyć na nic innego. – Wróci pan w ten weekend, jak zawsze, prawda?

      – Nie wiem – odparł Hanscom i uśmiechnął się w sposób przyprawiający o dreszcz zgrozy. – Tym razem wybieram się dalej niż do Londynu, Ricky Lee.

      – Panie Hanscom…

      – Daj te monety swoim dzieciakom – powtórzył i wyszedł w mrok nocy.

      – Co, do diabła? – spytała Annie, ale Ricky Lee całkiem ją zignorował. Podniósł klapę w barze i podbiegł do okna wychodzącego na parking. Zobaczył, że światła cadillaca Bena Hanscoma zostały włączone i usłyszał odgłos zapuszczanego silnika. Wóz wyjechał z parkingu, wzbijając spod tylnych kół fontanny piasku i kurzu. Tylne światła zmniejszyły się, aby stać się drobnymi krwawymi punkcikami, kiedy samochód wjechał na autostradę numer 63, a nocny wiatr rozwiał ciągnącą się za nim chmurę kurzu.

      – Tyle wypił, a ty pozwoliłeś mu wsiąść do samochodu i odjechać – powiedziała Annie. – Po prostu świetnie, Ricky Lee. Szerokiej drogi.

      – Nieważne.

      – On się zabije.

      I choć Ricky Lee jeszcze pięć minut temu był tego samego zdania, kiedy tylne światła wozu znikły w oddali, odwrócił się i pokręcił przecząco głową.

      – Nie sądzę – odparł. – Choć wnioskując z jego obecnego stanu, może tak byłoby dla niego lepiej.

      – Co on ci powiedział?

      Pokręcił głową. Miał w głowie zamęt i zdawało się, że w ogólnym rozrachunku to, czego się dowiedział, absolutnie nie miało znaczenia.

      – To nieważne. Ale wątpię, abyśmy go tu jeszcze kiedykolwiek zobaczyli.

4

      Eddie Kaspbrak bierze swoje lekarstwo

      Mówi się, że jeśli chcesz wiedzieć wszystko o przeciętnym członku amerykańskiego społeczeństwa, czy to mężczyźnie czy kobiecie, powinieneś zajrzeć do jego apteczki. W każdym razie zwykle tak bywa. Jednak, uchowaj Boże, żebyś zerknął do apteczki Eddiego Kaspbraka, miałbyś wówczas zapewne tak jak on pobladłą twarz i rozszerzone oczy.

      Na górnej półce znajdują się anacyna, excedryna, excedryna P.M., contac, gelusil, tylenol i spory słoiczek vicksów, przypominających jajka w inkubatorze. Jest tam butelka vivarinu, serutanu (nature’s wspak – jak to mawiał w reklamówkach Lawrence Welk) i dwie butelki mleczka magnezjowego, które przypomina w smaku płynną kredę, i nowość o smaku miętowym, która też przypomina płynną kredę. Nieopodal olbrzymiej butelki tumsów stoi pękata butelka rolaidów. Tumsy stoją obok wielkiej butelki tabletek Di-Gel o smaku pomarańczowym. Ta trójka przypomina wyglądem różowe świnki skarbonki, tyle że wewnątrz nich zamiast drobniaków znajdują się pigułki.

      Druga półka to obszerny przegląd witamin – są tam witaminy E, C i C forte, B-simple i B-complex, jak również B-12. Lizyna ma coś zrobić z twoją skórą, z którą stale masz problemy, i lecytyna, mająca zapobiec niepokojącemu wzrostowi cholesterolu i uratować twoją „wielką pompę”. Znajdują się tam różne zestawy witamin, myadec, centrum. A na honorowym miejscu pośród nich widnieje olbrzymia buteleczka geritolu.

      Przeglądając trzecią półkę apteczki Eddiego Kaspbraka, natrafimy na sporej wielkości placyk zarezerwowany dla medykamentów używanych przy różnych okazjach. Ex-lax, carter’s pills, mające utrzymać w normie jego układ wydalniczy. Gdyby wydalanie było zbyt bolesne albo zachodziło niezbyt szybko, opodal czekały już kaopectate, pepto-bismol i preparat H. Jest tu też parę tucksów w zakręcanym słoiku, formuła 44 na kaszel, nyquil i dristan na przeziębienia oraz spora buteleczka olejku kamforowego. W razie gdyby Eddie miał chore gardło, w apteczce czekają blaszany pojemniczek sucrets i cztery rodzaje płynów do płukania ust: chloraseptic, cepacol, cepestat (w sprayu) i dobra stara listeryna, którą często podrabiano, ale żadna imitacja nie mogła dorównać oryginałowi. Visine i murine do oczu. Cortaid i maść neosporin (do skóry), stanowiące drugą linię obrony, gdyby lizyna nie okazała się dostatecznie skuteczna; tubka oxy-5 i plastikowa butelka oxy wash (przezorny zawsze ubezpieczony, a Eddie zawsze wolał wydać pięć centów więcej, niż potem tego żałować), jak również niewiele pigułek tetracykliny.

      Nieco z boku, jak grupka zgorzkniałych konspiratorów, stoją trzy butelki szamponu leczniczego. Dolna półka jest prawie pusta, ale to, co na niej stoi, to solidna porcja prochów. Gdybyś ją łyknął, mógłbyś przeżyć całkiem niezły odjazd. Miałbyś lepszy lot niż Ben Hanscom na pokładzie swego odrzutowca i lądowanie twardsze niż Thurman Munson3. Znajdują się tam valium, percodan, elavil i darvon СКАЧАТЬ



<p>3</p>

Sławny baseballista, który gdy miał 32 lata, rozbił się ze swoją cessną. Wypadek zdarzył się 2 sierpnia 1979 roku i był efektem błędu pilota.