Название: Szpiegowskie dziedzictwo
Автор: Джон Ле Карре
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-8110-399-2
isbn:
– No, ale ty się przecież urodziłeś w Bretanii! – woła nagle Bunny ni stąd, ni zowąd. – Powinniśmy ci mówić „Pierre”!
Ja na to, że nie, że może być Peter.
– Więc, Peter, zrobił nam się, szczerze mówiąc, niezły pasztet. – Teraz Bunny mówi wolniej i donośniej, bo właśnie zauważył wśród moich siwych loków aparacik słuchowy, który sobie niedawno sprawiłem. – Jakiś kryzys to jeszcze nie jest, ale sytuacja jest dynamiczna, właściwie nawet wybuchowa. Bardzo potrzebujemy twojej pomocy.
Odpowiadam, że służę pomocą z największą przyjemnością i bardzo się cieszę, że po tylu latach mogę się jeszcze na coś przydać.
– Moja rola polega na tym, że mam chronić Agencję. To moja praca – mówi Bunny, jakbym nic nie powiedział. – Ty jesteś tu jako osoba prywatna, oczywiście też jako były pracownik, od dawna na zasłużonej i spokojnej emeryturze, ale nie mogę zagwarantować, że twoje i nasze interesy będą w tej sprawie stuprocentowo zbieżne. – Oczy jak szpareczki. Sztuczny uśmieszek. – Czyli powiem tak: wszyscy oczywiście szanujemy cię za te wspaniałe rzeczy, które dawno, dawno temu robiłeś dla Agencji, ale Agencja to Agencja. A ty to ty. A ja jestem prawnikiem i nie mam litości dla nikogo. Jak się ma Catherine?
– Doskonale, dziękuję. A czemu pytasz?
Bo jej nie wpisałem na listę. Bo chce mnie nastraszyć. Bo daje mi do zrozumienia, że będzie ostro. I że ta „Agencja” ma szeroko otwarte oczy.
– Zastanawiamy się, czy nie powinna znaleźć się na tej dość długiej liście osób, z którymi łączyły cię kiedyś zażyłe stosunki – wyjaśnia Bunny. – Wiesz, taki mamy regulamin.
– Catherine dzierżawi ode mnie gospodarstwo. To córka i wnuczka poprzednich dzierżawców. Ja też tam mieszkam, bo tak mi wygodnie. I nie wiem, czy to wasz interes, ale nigdy się z nią nie przespałem i nie zamierzam się przespać. Wystarczy?
– Jak najbardziej. Dziękujemy.
To pierwsze kłamstwo wyszło mi całkiem nieźle. Teraz trzeba szybko odbić piłeczkę:
– Zaczynam mieć wrażenie, że sam mogę potrzebować adwokata.
– Na razie na to za wcześnie. Zresztą nie stać cię. Takie ceny… W papierach masz napisane raz, że jesteś żonaty, raz, że nie. To się zgadza?
– Zgadza.
– I to wszystko w ciągu jednego roku? No, no, jestem pod wrażeniem.
– Miło mi.
Czy my sobie żartujemy? Czy prowokujemy się nawzajem? Coś mi się zdaje, że to drugie.
– Taki błąd młodości? – sugeruje Bunny tym samym grzecznym pytającym tonem.
– Nieporozumienie – odpowiadam. – Jeszcze jakieś pytania?
Ale Bunny łatwo nie rezygnuje i chce, żebym to wiedział.
– Czyli kto zawinił? Dziecko? A może ojciec? – Ten sam gładki ton.
Udaję, że się zastanawiam.
– A wiesz, chyba nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby ją o to spytać – odpowiadam. A ponieważ on dalej nad tym medytuje, dodaję: – Skoro już sobie opowiadamy, co kto z kim i tak dalej, to może mi powiesz, co tu robi Laura?
– Laura jest od historii – odpowiada dźwięcznie Bunny.
Czyli historia to baba o pozbawionej wyrazu twarzy, krótkich włosach, piwnych oczach, bez makijażu. Już nikt się nie uśmiecha. Oprócz mnie.
– No to co mamy w akcie oskarżenia, Bunny? – pytam wesoło, skoro idziemy do zwarcia. – Podpalenie portów Jej Królewskiej Mości?
– Co ty wygadujesz, Peter, jaki akt oskarżenia?! – oponuje równie wesoło Bunny. – Trzeba tylko wyjaśnić to i owo. Pozwól, że zanim przejdziemy do konkretów, zadam ci jedno pytanie. Mogę? – Zmrużenie oczu. – Operacja „Fuks”. Jak ją przygotowano, kto ją prowadził, w którym miejscu poszło coś nie tak i jaki był w niej twój udział?
Podobno gdy sprawdzają się najgorsze przeczucia, ludziom robi się lekko na duszy. Nie w moim przypadku.
– Jaka operacja? Powiedziałeś: „Fuks”? Tak?
– „Fuks”. – Głośniej, bo może nie wychwycił tego mój aparat słuchowy.
Powolutku. Muszę pamiętać, że jestem w podeszłym wieku. I pamięć też już nie ta… Bez pośpiechu.
– Co to było ten „Fuks”? Bunny, musisz mi podpowiedzieć. O jakich czasach mówimy?
– Z grubsza biorąc, początek lat sześćdziesiątych. Odpowiesz mi dziś?
– I to była aż operacja?
– Tajna. O nazwie „Fuks”.
– Przeciwko komu?
Teraz Laura zachodzi mnie od tyłu:
– Sowietom i satelitom. A konkretnym celem był wywiad NRD. Znany również pod nazwą Stasi. – Na pełny regulator, żebym na pewno usłyszał.
Jaka „Stasi”? Co to jest „Stasi”? Ach tak, Stasi!
– A o co tam chodziło? – pytam Laurę, kiedy już przypomniałem sobie, co to było Stasi.
– O dezinformację, wprowadzenie przeciwnika w błąd, ochronę ważnego źródła informacji. Przeniknięcie do moskiewskiego Centrum w celu zidentyfikowania jednego lub więcej zdrajców w Cyrku. – I nagle zmienia ton na płaczliwy: – Tylko że nie mamy na to żadnych papierów. Jedynie kilka odnośników do akt, po których nie zostało ani śladu. Nie wiemy, czy ktoś je spalił, czy tylko wyniósł.
– „Fuks”… „Fuks”… – powtarzam, kręcąc głową i uśmiechając się, jak to my, starcy, mamy w zwyczaju, nawet jeżeli nie jesteśmy tak starzy, jak się innym wydaje. – Bardzo mi przykro. Niestety. Nic mi się nie przypomina.
– Nic a nic? – To już Bunny.
– Nic a nic. Zero. – A równocześnie z całych sił usiłuję wyrzucić z głowy to wspomnienie: jestem młody, przebrany za dostarczyciela pizzy i pędzę skulony nad kierownicą motorynki, wioząc jakieś ekstrapilne akta z kwatery głównej Cyrku pod pewien londyński adres.
– Bo jeżeli zapomniałem powiedzieć albo ty nie dosłyszałeś – mówi tymczasem Bunny niewinnym głosikiem – to o ile nam wiadomo, w operacji „Fuks” brał udział twój przyjaciel i kolega Alec Leamas. Pewnie pamiętasz, że to ten, co dał się zastrzelić przy murze berlińskim, kiedy biegł na pomoc swojej dziewczynie Elizabeth Gold, zastrzelonej chwilę przedtem pod tym samym murem? СКАЧАТЬ