Zimowa opowieść. Stephanie Laurens
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zimowa opowieść - Stephanie Laurens страница 4

Название: Zimowa opowieść

Автор: Stephanie Laurens

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 978-83-276-1596-1

isbn:

СКАЧАТЬ przejażdżka po St. James otwartym powozem?

      – Otóż to! Czy jazda na łeb, na szyję przez park. Czyż to nie jest niedorzeczne, że jeszcze w przyszłym roku będę mogła robić to wszystko… codziennie przed południem, gdy będziemy w Londynie, jeśli tylko zechcę… a w następnym takie samo zachowanie zostanie uznane za nieprzyzwoite i gorszące?

      – Społeczeństwo uwielbia zasady, choćby najgłupsze. – Lucilla urwała. – Hm, jeśli się nad tym zastanowić, przyszły rok będzie rzeczywiście doskonałą okazją, aby zrobić te wszystkie ryzykowne rzeczy. Lepsza część towarzystwa skupi się na koronacji i towarzyszącym jej wydarzeniom, tak że nikt nie zwróci na nas uwagi i nie będzie patrzeć na nas krytycznie.

      – Słuszna uwaga – oznajmiła Prudence. Po chwili podjęła: – Muszę powiedzieć, że żal mi tych dziewcząt, które w przyszłym roku czeka debiut. Słyszałam, jak mama mówiła, że będzie szaleństwo z tymi wszystkimi przygotowaniami do koronacji: każdy, kto nie jest obcym monarchą, zginie w tłumie.

      – Uhm.

      Aczkolwiek nigdy nie powiedziałaby tego na głos, Lucilla wcale nie czekała na rok swojego debiutu, kiedy to razem z Prudence i Antonią Rawlings miały oficjalnie wejść w wielki świat. Spodziewała się, że to będzie strasznie nudne – i całkowicie pozbawione sensu. Podejrzewała, że jej matce to właśnie najbardziej się w tym wszystkim podoba, ale wątpiła, czy tak jest w przypadku ojca, niezależnie od tego, że zazwyczaj bez sprzeciwu przyjmował wszystkie podyktowane przez Panią postanowienia żony. To ze względu na niego Lucilla zamierzała pojechać do Londynu i zadebiutować w towarzystwie, pokazać się na tych wszystkich balach i w parku… zupełnie daremnie. Wiedziała bowiem, że spędzi życie tutaj, w Vale, podobnie jak wcześniej jej matka.

      Nie miała pojęcia, jak i kiedy znajdzie ją ten jedyny – kimkolwiek będzie – była jednak pewna, że stanie się to tutaj.

      Tu – gdzieś na ziemi rządzonej przez Panią.

      Prudence odwróciła się na bok i zwinęła w kłębek.

      – Szkoda, że nie dołączy do nas Antonia z rodziną.

      Lucilla też ułożyła się do snu i naciągnęła kołdrę na ramię.

      – Napisała do nas ciocia Francesca. Mama mówiła, że chcieli przyjechać, ale babcia Antonii źle się czuje i woleli nie zostawiać jej samej, zwłaszcza w święta.

      Prudence mruknęła, niechętnie przyznając jej rację.

      – Boże Narodzenie powinno spędzać się z rodziną. – Zamilkła na chwilę. – Może będą mogli was odwiedzić, kiedy w przyszłym roku przeniesiecie się na południe. – Ziewnęła.

      Zaraziła tym Lucillę, która odparła.

      – Może. – A chwilę później wymamrotała: – Dobranoc.

      Usłyszała zadowolenie w głosie Prudence, gdy ta rzuciła na koniec:

      – Słodkich snów.

      Rozdział drugi

      Nazajutrz rano, wraz z innymi guwernerami oraz Melindą i Claire, Daniel zaprowadził wspólnych podopiecznych – wszystkich tych, którzy jeszcze uczyli się w domu, a oprócz tego piętnasto- i szesnastolatków – do Wielkiej Sali na śniadanie.

      Mieszkał w jednym pokoju z Ravenem i Morrisem i wszyscy trzej wiedzieli, że lepiej nie zostawiać pupili samych. Mieli także świadomość, że obietnica jedzenia stanowi najsilniejszy wabik, który wyciągnie chłopców z łóżka, zmusi ich do ubrania się i przypomnienia sobie o manierach.

      Sadzając hałaśliwą czeredę przy stołach, Daniel z pewnym zdziwieniem zauważył, że starsi członkowie towarzystwa – wdowa, Algaria i McArdle – wyprzedzili wszystkich pozostałych i już raczyli się ciepłymi bułkami prosto z pieca i złocistym miodem z miejscowych uli.

      Gdy dostrzegł zaskoczenie Daniela, McArdle uśmiechnął się cierpko.

      – My, w naszym wieku, nie potrzebujemy zbyt dużo snu.

      – Ponadto – wdowa przeszyła Daniela spojrzeniem jasnozielonych oczu – cieszymy się drobnymi przyjemnościami, które jeszcze daje nam życie. – Po czym odgryzła mały kęs bułeczki.

      Czując się niepewnie pod wpływem jej przenikliwego wzroku, Daniel uśmiechnął się, uprzejmie skłonił głowę i zwrócił się znowu ku swoim znacznie mniej peszącym podopiecznym.

      Dziewczęta, które mieszkały w oddzielnym skrzydle dworu, szły pod przewodnictwem Melindy, z Claire na końcu. Tę otaczały trzy panienki – czternastoletnia Juliet, jej wychowanka, dziesięcioletnia Lydia i ośmioletnia Amarantha. Wszystkie cztery zdawały się pogrążone w ożywionej rozmowie.

      Podczas tego rodzaju zjazdów rodzinnych guwernerzy i guwernantki dzielili dzieci na grupy według wieku i każdej z nich organizowały czas. Wraz w Ravenem i Morrisem Daniel przeszedł wzdłuż ław, aby sprawdzić, czy wszystkie grupy siedzą razem: sześciu młodszych chłopców razem i pięciu piętnasto- i szesnastolatków, zebranych na końcu długiego stołu.

      Służący wnosili misy z owsianką i stawiali pośrodku stołów słoje miodu. Pojawiły się dzbanki z mlekiem i kubki, a także koszyki z grzankami i marmoladą. Chłopcy rzucili się na jedzenie. Uśmiechając się porozumiewawczo do Ravena i Morrisa, Daniel cofnął się ku środkowi stołu i usiadł obok szeregu chłopców. Raven i Morris zajęli miejsca naprzeciwko. Wtedy podeszła Claire. Właśnie usadziła dziewczęta na ławie; zbliżywszy się do miejsca, gdzie siedział Daniel, przystanęła, a wówczas on odwrócił się do niej z ciepłym uśmiechem i podał jej rękę, by pomóc w przejściu przez ławę.

      Patrząc na jego dłoń, Claire się zawahała. Jej mina, jak zwykle poważna, acz spokojna, nic mu nie zdradziła, lecz gdy uśmiech miał już zniknąć z jego twarzy, guwernantka wydała lekkie, ledwie słyszalne westchnienie i ujęła jego rękę.

      Daniel zacisnął na jej dłoni palce i poczuł, że coś się z nim dzieje; to było dziwne, bo przecież już wcześniej dotykał jej ręki… Może to jego decyzja, by starać się o nią, przydała tej chwili pikanterii, głębszego znaczenia.

      Maskując swoją reakcję, podtrzymał ją, kiedy Claire zebrała granatową spódnicę i zgrabnie przeszła przez ławę. Zabrała rękę, następnie rzekła cicho:

      – Dziękuję panu.

      Po czym wygładziła suknię i usiadła obok niego.

      Natychmiast jednak zwróciła spojrzenie na dziewczęta po drugiej stronie stołu, upewniając się, że dostały wszystko, na co miały ochotę, i są zadowolone.

      Melinda przekroczyła ławę naprzeciwko i zajęła miejsce obok Morrisa, na wprost Claire.

      Ta spojrzała na nią i zapytawszy: – Czy wszystko przebiega zgodnie z planem? – starała się zapanować nad nieposłusznymi zmysłami. Określenie „zawrót głowy” nie oddawało zamętu, jaki ją ogarnął, a wszystko dlatego, że ujęła dłoń Daniela, podaną wyłącznie z kurtuazji. Owszem, СКАЧАТЬ