Romeo i Julia. Уильям Шекспир
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Romeo i Julia - Уильям Шекспир страница 7

Название: Romeo i Julia

Автор: Уильям Шекспир

Издательство: Public Domain

Жанр: Драматургия

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ wieprza w nos go łechce:

      Wtedy mu nowe śnią się beneficya.

      Czasem wkłusuje na kark żołnierzowi:

      Ten wtedy marzy o cięciach i pchnięciach,

      O szturmach, breszach, o hiszpańskich klingach,

      O czynach wielkich na paręset sążni;

      Wtem mu zatrąbi w ucho: nasz bohater

      Truchleje, zrywa się, klnąc zmawia pacierz

      I znów zasypia. Taka jest Mab: ona,

      Ona-to w nocy zlepia grzywy koniom

      I włos ich gładki w szpetne kudły zbija,

      Które rozczesać niebezpiecznie; ona

      Jest ową zmorą, co na wznak leżące

      Dziewczęta dusi i wcześnie je uczy

      Dźwigać ciężary, by się z czasem mogły

      Zawołanemi stać gospodyniami.

      Ona-to, ona…

      Romeo. Skończ już, skończ, Merkucio!

      Prawisz o niczem.

      Merkucio. Prawię o marzeniach,

      Które w istocie niczem innem nie są,

      Jak wylęgłymi w chorobliwym mózgu

      Dziećmi fantazyi; ta zaś jest pierwiastku

      Tak subtelnego właśnie, jak powietrze,

      Bardziej niestała, niż wiatr, który jużto

      Mroźną całuje północ, jużto z wstrętem

      Rzuca ją, dążąc w objęcia południa.

      Benwolio. Coś ten wiatr zawiał, zdaje się, i na nas.

      Wieczerza stoi, spóźnimy się na nią.

      Romeo. Boję się, czyli nie przyjdziem zawcześnie:

      Bo moja dusza przeczuwa, że jakieś

      Nieszczęście, jeszcze wpośród gwiazd wiszące,

      Złowrogi bieg swój rozpocznie od daty

      Uciech tej nocy, i kres zamkniętego

      W mej piersi, zbyt już nieznośnego życia

      Przyśpieszy jakimś strasznym śmierci ciosem.

      Lecz niech ten, który ma ster mój w swym ręku,

      Kieruje moim żaglem! Dalej! Idźmy! (Wychodzą).

      SCENA V

Sala w domu Kapuletów(Wchodzą: muzykanci i słudzy)

      Pierwszy sługa. Gdzie Potpan? Czemu nie pomaga sprzątać?

      Gęsi mu paść, nie służyć.

      Drugi sługa. Tak to, kiedy ważne obowiązki lokaja powierzają

      ludziom złej maniery; na dyabła się to zdało.

      Pierwszy sługa. Powynoście stołki! usuńcie na bok bufet!

      Pozbierajcie srebra! Schowajno tam dla mnie, braciszku,

      kawałek marcepana i szepnij na ucho odźwiernemu,

      żeby wpuścił Zuzannę Grindston i Nelly; jak

      mię kochasz. – Antoni! Potpan!

(Wchodzą dwaj inni słudzy)

      Trzeci sługa. Czegoż tam? Co za gwałt?

      Pierwszy sługa. Wołają was, pytają o was, czekają na

      was, niecierpliwią się na was w wielkiej sali.

      Czwarty sługa. Nie możemy być tu i tam razem. Dalej,

      chłopcy! pohulajmyż dzisiaj! Kto umie czekać, wszystkiego

      się doczeka. (Oddalają się).

(Kapulet i inny wchodzą z gośćmi i maskami)

      Kapulet. Witaj, cna młodzi! Wolne od nagniotków

      Damy rachują na waszą ruchawość.

      Śliczne panienki, któraż z was odmówi

      Stanąć do tańca? O, takiej wręcz powiem

      Że ma nagniotki. A co? tom was zażył!

      Dalej, panowie! I ja kiedyś także

      Maskę nosiłem i umiałem szeptać

      W ucho pięknościom jedwabne powieści,

      Co szły do serca; przeszło to już, przeszło.

      Nuże, panowie! Grajki, zaczynajcie!

      Miejsca! rozstąpmy się! dalej, dziewczęta!

(Muzyka gra. Młodzież tańczy.)

      Hej! więcej światła! wynieście te stoły!

      I zgaście ogień, bo zbyt już gorąco.

      Siadajże, siadaj, bracie Kapulecie!

      Dla nas dwóch czasy pląsów już minęły.

      Jakże to dawno byliśmy obydwaj

      Po raz ostatni w maskach?

      Drugi Kapulet. Będzie temu

      Lat ze trzydzieści.

      Kapulet. Co? co! nie tak dawno.

      Było to, pomnę, na godach Lucencia;

      Na te Zielone Świątki, da Bóg dożyć,

      Będzie dwadzieścia pięć lat.

      Drugi Kapulet. Dawniej, dawniej,

      Wszak już syn jego jest trzydziestoletni.

      Kapulet. Co mi waść prawisz? Przede dwoma laty

      Syn jego nie był jeszcze pełnoletnim.

      Romeo (do jednego ze sług). Co to za dama, co w tej chwili tańczy

      Z tym kawalerem?

      Sługa. Nie wiem, jaśnie panie.

      Romeo. Ona zawstydza świec jarzących blaski!

      Piękność jej wisi u nocnej opaski,

      Jak drogi klejnot u uszu Etyopa.

      Nie tknęła ziemi wytworniejsza stopa.

      Jak śnieżny gołąb wśród kawek, tak ona

      Świeci wśród swoich towarzyszek grona.

      Zaraz po tańcu przybliżę się do niéj

      I dłoń mą uczczę dotknięciem jej dłoni.

      Kochałżem dotąd? O! zaprzecz, mój wzroku!

      Boś jeszcze nie znał równego uroku.

      Tybalt. Sądząc po głosie, z Montekich to któryś.

      Dajno mi rapir, chłopcze. Jak się waży

      Ten łotr tu wchodzić i kłamaną larwą

      Szyderczo naszej urągać zabawie?

      Na krew szlachetną, co mi wzdyma serce,

      Nie będzie grzechu, jeśli go uśmiercę.

      Kapulet. Tybalcie, co ci to? Czego się zżymasz?

      Tybalt. Ujmy tej, stryju, pewno nie wytrzymasz:

      Jeden z Montekich, СКАЧАТЬ