Название: Romeo i Julia
Автор: Уильям Шекспир
Издательство: Public Domain
Жанр: Драматургия
isbn:
isbn:
Wtedy mu nowe śnią się beneficya.
Czasem wkłusuje na kark żołnierzowi:
Ten wtedy marzy o cięciach i pchnięciach,
O szturmach, breszach, o hiszpańskich klingach,
O czynach wielkich na paręset sążni;
Wtem mu zatrąbi w ucho: nasz bohater
Truchleje, zrywa się, klnąc zmawia pacierz
I znów zasypia. Taka jest Mab: ona,
Ona-to w nocy zlepia grzywy koniom
I włos ich gładki w szpetne kudły zbija,
Które rozczesać niebezpiecznie; ona
Jest ową zmorą, co na wznak leżące
Dziewczęta dusi i wcześnie je uczy
Dźwigać ciężary, by się z czasem mogły
Zawołanemi stać gospodyniami.
Ona-to, ona…
Romeo. Skończ już, skończ, Merkucio!
Prawisz o niczem.
Merkucio. Prawię o marzeniach,
Które w istocie niczem innem nie są,
Jak wylęgłymi w chorobliwym mózgu
Dziećmi fantazyi; ta zaś jest pierwiastku
Tak subtelnego właśnie, jak powietrze,
Bardziej niestała, niż wiatr, który jużto
Mroźną całuje północ, jużto z wstrętem
Rzuca ją, dążąc w objęcia południa.
Benwolio. Coś ten wiatr zawiał, zdaje się, i na nas.
Wieczerza stoi, spóźnimy się na nią.
Romeo. Boję się, czyli nie przyjdziem zawcześnie:
Bo moja dusza przeczuwa, że jakieś
Nieszczęście, jeszcze wpośród gwiazd wiszące,
Złowrogi bieg swój rozpocznie od daty
Uciech tej nocy, i kres zamkniętego
W mej piersi, zbyt już nieznośnego życia
Przyśpieszy jakimś strasznym śmierci ciosem.
Lecz niech ten, który ma ster mój w swym ręku,
Kieruje moim żaglem! Dalej! Idźmy! (Wychodzą).
SCENA V
Pierwszy sługa. Gdzie Potpan? Czemu nie pomaga sprzątać?
Gęsi mu paść, nie służyć.
Drugi sługa. Tak to, kiedy ważne obowiązki lokaja powierzają
ludziom złej maniery; na dyabła się to zdało.
Pierwszy sługa. Powynoście stołki! usuńcie na bok bufet!
Pozbierajcie srebra! Schowajno tam dla mnie, braciszku,
kawałek marcepana i szepnij na ucho odźwiernemu,
żeby wpuścił Zuzannę Grindston i Nelly; jak
mię kochasz. – Antoni! Potpan!
Trzeci sługa. Czegoż tam? Co za gwałt?
Pierwszy sługa. Wołają was, pytają o was, czekają na
was, niecierpliwią się na was w wielkiej sali.
Czwarty sługa. Nie możemy być tu i tam razem. Dalej,
chłopcy! pohulajmyż dzisiaj! Kto umie czekać, wszystkiego
się doczeka. (Oddalają się).
Kapulet. Witaj, cna młodzi! Wolne od nagniotków
Damy rachują na waszą ruchawość.
Śliczne panienki, któraż z was odmówi
Stanąć do tańca? O, takiej wręcz powiem
Że ma nagniotki. A co? tom was zażył!
Dalej, panowie! I ja kiedyś także
Maskę nosiłem i umiałem szeptać
W ucho pięknościom jedwabne powieści,
Co szły do serca; przeszło to już, przeszło.
Nuże, panowie! Grajki, zaczynajcie!
Miejsca! rozstąpmy się! dalej, dziewczęta!
Hej! więcej światła! wynieście te stoły!
I zgaście ogień, bo zbyt już gorąco.
Siadajże, siadaj, bracie Kapulecie!
Dla nas dwóch czasy pląsów już minęły.
Jakże to dawno byliśmy obydwaj
Po raz ostatni w maskach?
Drugi Kapulet. Będzie temu
Lat ze trzydzieści.
Kapulet. Co? co! nie tak dawno.
Było to, pomnę, na godach Lucencia;
Na te Zielone Świątki, da Bóg dożyć,
Będzie dwadzieścia pięć lat.
Drugi Kapulet. Dawniej, dawniej,
Wszak już syn jego jest trzydziestoletni.
Kapulet. Co mi waść prawisz? Przede dwoma laty
Syn jego nie był jeszcze pełnoletnim.
Romeo (do jednego ze sług). Co to za dama, co w tej chwili tańczy
Z tym kawalerem?
Sługa. Nie wiem, jaśnie panie.
Romeo. Ona zawstydza świec jarzących blaski!
Piękność jej wisi u nocnej opaski,
Jak drogi klejnot u uszu Etyopa.
Nie tknęła ziemi wytworniejsza stopa.
Jak śnieżny gołąb wśród kawek, tak ona
Świeci wśród swoich towarzyszek grona.
Zaraz po tańcu przybliżę się do niéj
I dłoń mą uczczę dotknięciem jej dłoni.
Kochałżem dotąd? O! zaprzecz, mój wzroku!
Boś jeszcze nie znał równego uroku.
Tybalt. Sądząc po głosie, z Montekich to któryś.
Dajno mi rapir, chłopcze. Jak się waży
Ten łotr tu wchodzić i kłamaną larwą
Szyderczo naszej urągać zabawie?
Na krew szlachetną, co mi wzdyma serce,
Nie będzie grzechu, jeśli go uśmiercę.
Kapulet. Tybalcie, co ci to? Czego się zżymasz?
Tybalt. Ujmy tej, stryju, pewno nie wytrzymasz:
Jeden z Montekich, СКАЧАТЬ