Название: Zjadacz czerni 8
Автор: Katarzyna Grochola
Издательство: PDW
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 9788308072394
isbn:
Tamten pokój jest jednak za ciemny, za ciemny… Ale może trafię na jakąś porządną osobę do towarzystwa. I żadnych zwierząt! Żadnych zwierząt! Cudze zwierzęta doprowadzają mnie do rozpaczy. Jak Mruczek umarł, to mi powiedziała: już nie chcę innego, nie przeżyłabym następnego.
Mruczuś już był prawie ślepy… Nie pozwoliłam przesuwać sprzętów w mieszkaniu… Potykał się, a potem wyszło, że i nerki ma chore. Teraz ten stoliczek może wrócić na miejsce… I jedzenie też specjalne… Ten nasz weterynarz kazał mu dawać otręby i tłuste ryby… Przeciw zaparciom… Piętnaście lat to dużo, to bardzo dużo dla kota. Powtarzałam: Władziu, to naprawdę piękny wiek dla kota… I na artretyzm też przecież był leczony… Ale jak do ściany, jak do ściany. Ona go tak… Ona tak była przywiązana do tych zwierząt… W żadnym wypadku przywiązanie nie jest dobre. Nie jest dobre. Potem człowiek sobie miejsca nie może znaleźć, a życie idzie naprzód…
Wyjmę te orzeszki, niech się ucieszy, trudno. I popielniczka. Wywietrzę potem. Niech sobie zapali, jak już musi. Nie będzie skrępowana.
Synku, to są orzeszki dla ciebie, te, które lubisz, specjalnie dla ciebie kupiłam.
Gdzież ta kartka z tymi lekarstwami… Od pogrzebu Władzi nie brałam… Tylko na odwodnienie… Ale przecież dobrze się czuję. Władzi musiało być lepiej, dużo lepiej tutaj… Choć tak się broniła. Tu jest więcej przestrzeni, wygodniej było… Dopiero jak powiedziałam, że na wstyd się nie będę narażać, to dała się przenieść. A przecież tu jest dużo przytulniej. No, nie poznają…
Chyba się zanosi na deszcz. Czy ja ten basen wyniosłam? Ach, jak ta Władzia się wstydziła, że to nie wypada.
– Władziu, a gdyby mnie choroba dopadła?
– Pani to co inne…
Schowałam ten basen? Tak, na pewno tak. Piętnaście po piątej. Lada moment przyjdą. Żeby ich tylko deszcz nie złapał. Cyprian to dobre dziecko. Kiedyś nawet powiedział, że przecież mogę przyjechać do nich, zamieszkać. Głuptas! A co by było z Władzią? Przecież nie mogłam jej zostawić… Zresztą starych drzew się nie przesadza. Co ja bym tam robiła? Tylko na śmierć czekała…
Już pada! Zmokną jak nic!
Dzwonią? Nie, to telefon tylko.
– To ty, Cyprianie? Miło cię słyszeć. Ach, służbowe spotkanie! Oczywiście. Nie, nie musicie przepraszać, kochanie, to zrozumiałe. Może jutro? Ach, jutro już wracacie? Właśnie dziwiłam się, że wpadliście przed świętami… Interesy? Napiszesz? Nie, nic nie potrzebuję… Tak… I ja również… Tak, przekażę Władzi… A ty pozdrów Oleńkę. Pa, pa!
Władziu, słyszysz? Mój Cyprian cię całuje.
I teraz trzeba to wszystko sprzątnąć. A orzeszki zawilgną. Ciasteczka to mogę do puszki schować, a orzeszki się zmarnują. No trudno… Nawet lepiej… Jakoś… Będą niedługo… Święta za pasem… A może pojadę? Przez te lata to przecież nie mogłam Władzi zostawić… Nikogo nie miała… Z kotem zresztą mowy nie było, oni tam mają półroczną kwarantannę dla zwierząt, kto to widział w cywilizowanym świecie… Kotem Krystyna by się mogła zająć, ma swoje, pytałam. Ale z Władzią do Londynu? Cóż by sobie dzieci pomyślały… Ona zresztą nigdy nie chciała się zgodzić. Kawałka świata nie zobaczyła… Przed samą… przed samym odejściem mówiła, że ten jej Stach, jeszcze jak między nimi dobrze było, chciał jechać na wycieczkę do Związku Radzieckiego. Zakładową, zanim go zwolnili. Ale to drogo… I że ma nadzieję, że tam już go spotka – dobrego – i wtedy jak on powie: Władziu, jedźmy do tego Związku Radzieckiego, to pojedzie… pojadą.
Mówię:
– Władziu, Związku Radzieckiego już nie ma!
A ona:
– W niebie wszystko jest!
No i kawa mi wystygła. Nie lubię zimnej. Zresztą te nerki… Władzia nie byłaby zadowolona… Nie muszę pić kawy. Gdzie ta karteczka? Przepiszę sobie, albo na lodówce powieszę, to w oczy się będzie rzucać.
A ta filiżanka może rzeczywiście da się skleić? Władzia wiedziała, że je lubiłam… Ostatnia pamiątka… Tylko te filiżanki i dzbanuszek… Skleję. Teraz są takie kleje. Może w tym sklepie dla plastyków, gdzie terpentyna?
Do świąt niedaleko, czas tak szybko leci, ani się człowiek obejrzy. Da Bóg, to człowiek doczeka…
***
– Cyprian zadzwoń i Cyprian zadzwoń! No to się trochę spóźnimy. Zadzwoń! Ile razy to można powiedzieć w ciągu paru minut? Wzięłabyś nagrodę w zawodach na powtarzanie tego słowa.
– …
– Gdyby były takie zawody.
– …
– Zawody w powtarzaniu!
– …
– Wiem, że nie ma! Gdyby były, gdyby! A ty nie możesz? Jeśli ci tak bardzo zależy, to ty zadzwoń! Jesteś moją żoną! Ja to ty, ty to ja, my i tak dalej…
– …
– Skąd ty wiesz, że cię nie lubi?
– …
– No to co, że cię nie lubi? Ona nikogo nie lubi. Nie polubiłaby księżnej Diany, gdybym się z nią ożenił!
– …
– Gdybym! Dawno temu! Gdyby żyła! Tryb przypuszczający! Wiem, że nie żyje. Jezu, tak mówię. Żadna nie byłaby dla mnie dobra. Większość matek tak ma. Na jakimś poziomie cię lubi… Nie widziałaś mojego krawata? Tego w bordowe… Dzięki.
– …
– Znasz moją matkę, ma swój świat i nic się nie stanie, jeśli… Już jesteśmy spóźnieni, cholerny krawat! Zawiążesz? Dzięki, dzięki, dzięki.
– …
– Wiem, ale ty to robisz lepiej, a jak ja jestem w niedoczasie, to leci mi wszystko z rąk. To spotkanie jest ważniejsze, przecież wiesz, ile od tego zależy. To twój czy mój dzwoni? Podasz mi telefon? Halo? Tak, tak, to ja. Miło panią usłyszeć na ojczystej ziemi. Przylecieliśmy wczoraj, tak, tak. Nie, nie, w hotelu się zatrzymaliśmy. Oczywiście. Zawsze to lepiej nie robić ludziom kłopotu, no i swobodniej człowiek się czuje. To bardzo miłe z pani strony. Ależ oczywiście, to dla nas zaszczyt. Dziękuję bardzo, na pewno będziemy. Nie, nie mieliśmy żadnych planów, z przyjemnością po spotkaniu przyjedziemy…
– …
– Szefowa Carla.
– …
– Nie, nie pójdziemy do matki. I tak byśmy się umęczyli. Ale jeśli nas zaprasza do siebie, to znaczy, że będzie dobrze! Będzie lepiej niż dobrze! Będzie wspaniale! Jest wspaniale! O Boże!
– …
СКАЧАТЬ