Ścigana. Блейк Пирс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ścigana - Блейк Пирс страница 15

СКАЧАТЬ przypomniała sobie, co powiedzieli gangsterzy w holu:

      – Smokey mówił, że spodziewał się, że przyjdziesz.

      – Powiedział nam, żebyśmy przekazali ci wiadomość.

      Następnie wyjawili, gdzie znaleźć Smokey Morana.

      Riley potrząsnęła głową, odtwarzając w myślach tamtą chwilę.

      – Powinniśmy byli porozmawiać z tymi punkami, kiedy była ku temu okazja – rzekła do Billa. – Powinniśmy byli zadać im trochę pytań.

      Bill wzruszył ramionami.

      – Pytań o co? – zdziwił się. – Co mogli nam powiedzieć?

      Riley nie odpowiedziała. Prawda była taka, że nie miała pojęcia. Wszystko to wydawało się dziwne. Przypomniała sobie miny gangsterów – surowe, ponure, a nawet smutne. To było prawie tak, jakby zrozumieli, że ich przywódca poszedł na śmierć i już go opłakiwali. Fakt, że teraz opuścili swoje stanowiska, najwyraźniej na dobre, wydawał się to potwierdzać.

      Co więc powiedział im Moran, zanim wyszedł? Że nie wróci? Riley była zaskoczona taką możliwością. Dlaczego bystry, zahartowany zawodowy zbir taki jak Moran nie miałby uniknąć niebezpieczeństwa? Dlaczego w ogóle poszedł do tego magazynu, skoro miał pojęcie, co go tam czekało?

      Przerywając myśli Riley, Bill zapytał:

      – Jak sądzisz, jaki będzie następny ruch Hatchera?

      – Nie wiem – odrzekła Riley.

      Trudno było się do tego przyznać, ale to była prawda. Doświadczeni agenci FBI pilnowali teraz domu Kelsey Sprigge na wypadek, gdyby była kolejnym celem Hatchera. Riley jednak nie sądziła, że tak będzie. Kelsey miała rację. Hatcher nie zabiłby kobiety tylko dlatego, że wykonała swoją pracę wiele lat temu, zwłaszcza że tak naprawdę uratowała mu życie.

      – Czy myślisz, że on może przyjść po ciebie w następnej kolejności? – zapytał Bill.

      – Chciałabym, żeby to zrobił – wyznała Riley.

      Bill wyglądał na lekko zszokowanego.

      – Nie masz tego na myśli – powiedział.

      – Mam właśnie to na myśli – odrzekła Riley. – Gdyby tylko się pokazał, może mogłabym coś zrobić. To jest jak gra w szachy z zawiązanymi oczami. Jak mogę wykonać własny ruch, jeśli nie znam jego ruchów?

      Bill i Riley przez kilka chwil w milczeniu popijali drinki.

      – Ty też go poznałeś, Bill – ciągnęła Riley. – Co o nim sądzisz?

      Bill westchnął przeciągle.

      – Cóż, on najwyraźniej szybko rozgryzł mnie, to pewne – przypomniał sobie. – Powiedział mi, żebym zapomniał o naprawianiu relacji z Maggie. Nie miałem pojęcia, jak bardzo miał rację.

      – Jak tam ostatnio sprawy z Maggie? – spytała Riley.

      Bill potrząsnął lodem w swojej szklance.

      – Słabo – powiedział. – Czuję się, jakbym osiadł na mieliźnie. Sześć miesięcy separacji, brak szans na powrót do tego, co było, ale sześć miesięcy przed uprawomocnieniem się rozwodu. Mam wrażenie, że moje życie stoi w miejscu. Przynajmniej przyhamowała, jeśli chodzi o opiekę nad chłopcami. Pozwala im spędzać ze mną czas.

      – To dobrze – ucieszyła się Riley.

      Zauważyła, że Bill patrzył na nią tęsknie.

      To niedobrze, pomyślała.

      Ona i Bill przez lata walczyli ze swoim wzajemnym pociągiem, czasami bardzo niezdarnie. Riley wciąż się krzywiła, gdy przypomniała sobie, jak kiedyś zadzwoniła do niego po pijaku i zaproponowała romans. Ich przyjaźń i relacja zawodowa ledwo przetrwały ten nieszczęsny epizod.

      Nie chciała znowu ruszyć tą drogą, zwłaszcza teraz, gdy sprawy były tak zagmatwane z Ryanem i Blaine’em. Wypiła resztę swojego drinka.

      – Chyba czas iść spać – stwierdziła.

      – Tak, ja też tak sądzę – powiedział Bill z nutą niechęci w głosie.

      Zapłacili rachunek i wyszli z baru. Bill skierował się prosto do swojego pokoju hotelowego. Przez cały dzień chaosu Riley nie przyniosła jeszcze własnej torby podróżnej i rzeczy osobistych z samochodu. Zeszła klatką schodową i przeszła przez drzwi, które prowadziły bezpośrednio do hotelowego garażu podziemnego.

      Gdy weszła w betonową przestrzeń garażu, mocno ją uderzył zimny podmuch powietrza. Nie było tam widać żywego ducha.

      Ruszyła prosto w stronę pożyczonego SUV-a FBI po drugiej stronie garażu. W chwili, gdy tam dotarła i sięgnęła do klamki, kątem oka dostrzegła błysk ruchu gdzieś po swojej lewej stronie.

      Odwróciła głowę, żeby spojrzeć. Nie widziała nic poza zaparkowanymi samochodami, chociaż wydawało jej się, że jej uszy wykryły echo ruchu. Była pewna, że jej wzrok nie spłatał jej figla. W garażu był ktoś jeszcze.

      – Halo – zawołała.

      Jej głos wybrzmiał głośno w przestrzeni garażu, a po nim dało się słyszeć wycie lodowatego wiatru.

      Przeszył ją przypływ adrenaliny. Była pewna, że ktoś tu był i unikał jej wzroku. Kto to mógłby być, oprócz Shane’a Hatchera?

      Wyciągnęła broń, zastanawiając się, czy on też miał przy sobie broń. Jeśli tak, to czy by jej użył? Nie, po prostu strzelanie do kogoś nie wydawało się w stylu Hatchera. Nie zdziwiłaby się, gdyby nie był nawet uzbrojony – i tak byłby nie mniej niebezpieczny.

      Szła ostrożnie w kierunku miejsca, z którego, jak jej się wydawało, dochodził dźwięk. Jej własne kroki ogłuszająco zadudniły w garażu. Zanim przeszła więcej niż kilka stóp, usłyszała za sobą hałaśliwy trzask, po którym nastąpił grzechot.

      Obróciła się z pistoletem podniesionym i w pełnej gotowości. W tej samej sekundzie usłyszała stukot kroków biegnących z przeciwnej strony. Obróciła się ponownie, ale nic nie widziała i nie słyszała.

      Natychmiast zrozumiała, co się właśnie stało. Ten ktoś coś rzucił – może kamyk – żeby ją rozproszyć. Teraz poruszał się gdzieś wśród zaparkowanych samochodów. Ale gdzie?

      Poruszała po okręgu, odwracając się, przeciskając między zaparkowanymi samochodami i  rozglądając się wszędzie, gdzie tylko mogła.

      Wreszcie dotarła do wyjścia z garażu. Na zewnątrz padał śnieg. I oto był – wyraźnie zarysowany na otwartej przestrzeni w blasku oślepiającego światła z zewnątrz.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст СКАЧАТЬ