Z duchami przy wigilijnym stole. Группа авторов
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Z duchami przy wigilijnym stole - Группа авторов страница 10

Название: Z duchami przy wigilijnym stole

Автор: Группа авторов

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия:

isbn: 9788382021394

isbn:

СКАЧАТЬ ta nowa?! Po co te wszystkie przebieranki! No i gdzie ten płowy jedwab, o którym wczoraj gadała?! Na ślub najstarszego syna na pewno nie wkładałabym niczego przerobionego, tylko coś nowego. Obojętne, jedwab czy nie jedwab. Ale to właśnie cała Hester. Zawsze coś tam spruje, przehaftuje, zamiast… Tyle że jeśli mnie oczy nie mylą, to szal z pięknych krep Chaneya.

      – Ej, Hester! – zawołała, ledwie znalazła się na granicy zasięgu głosu. – Co, na miłość boską, sprawiło, że wyszłaś mi tak na spotkanie?

      Pani Pickering milczała.

      „Z pewnością – myślała Mary – nic nie mogło powstrzymać ślubu! Ta dziewczyna Richarda nie czmychnie sprzed ołtarza, jak to mi zrobił ten mój niegodziwiec. Zatem stało się coś niedobrego, co zaraz widać po tym, jak gapi się na mnie kamiennym wzrokiem i nawet nie rozchyli ust. Przecież Hester… raz jeszcze wiąże te sznurówki!”

      Hester bowiem nachyliła się i zasznurowała buty, wzmacniając splot dodatkowym węzłem.

      „Ale przecież były zasznurowane zupełnie dobrze i… Wielkie nieba, a gdzie się ona podziała?!”

      Stało się bowiem tak, że Mary Barber nagle przestała widzieć siostrę.

      – Hester! – zawołała świdrującym głosem. – Hester, a ty gdzie znowu?!

      W powietrzu rozbrzmiał dźwięk tych słów, ale jedyną odpowiedzią był skrzek jakiegoś ptaka.

      – No, wiecie, państwo, to już szczyt wszystkiego – zawołała Mary Barber. – Chyba lepiej się uszczypnę, żeby sprawdzić, co to za cuda niewidy.

      Na chwilę zastygła nieruchomo przy kamieniu na miedzy, rozważając całą kwestię.

      „Musiała się zerwać i pognać jak szalona wtedy, kiedy się wpatrywałam w te sznurówki” – doszła do wniosku. „A to jeszcze większa głupota, bo przecież Hester wie, jak ją od biegania serce boli!”

      Ruszyła dalej tą samą drogą, zamiast jednak wykręcić w kierunku Worcester, podążyła do domu Pickeringów. Mocno zapukała do drzwi.

      – Co to, wszyscyście powymierali, czy co? – zawołała gniewnie do otwierającej jej drzwi pokojówki. – No, ale pewnie są na ślubie?

      – Tak, proszę pani – odpowiedziała dziewczyna. – A sama jaśnie pani to wyszła jakieś dziesięć minut temu.

      – Tak, tak, ale moim zdaniem to musiało być jeszcze wcześniej! A czemu zawróciła, żeby się ze mną spotkać, Betsey?

      – Nie wracała – odrzekła służąca.

      – Wróciła! – ostro zareagowała Mary Barber.

      – Nie wracała! – obstawała przy swoim służąca.

      – Na miłość boską, nie wygaduj głupstw, dziewczyno! – zawołała poirytowana Mary Barber. – Co to, nie mam oczu, żeby widzieć? Wyszła aż na Hollow Field, a tam sobie siadła na miedzy, czekając, aż się zjawię. Na własne oczy widziałam!

      – No to ja już nie wiem, jak z tym było – odparła z powątpiewaniem w głosie pokojówka. – Odprowadziłam ją aż do drzwi. Na pewno nic nie mówiła o tym, że ma gdzieś czekać. W holu jeszcze kończyła kromkę z masłem, a potem zawróciła do saloniku, gdzie zostawiła duży zielony parasol. Kazała mi przynieść zamiast niego małą jedwabną parasolkę. „Nawet, jak trochę popada – powiedziała – lepiej będę z tym wyglądała. I tylko pospiesz się, Betsey – pogoniła mnie – bo za dwie, góra trzy minuty wydzwoni połówka i jako żywo gotowam się spóźnić do Wszystkich Świętych”.

      – A która to była godzina? – spytała Mary Barber podejrzliwie.

      – Wpół do jedenastej. Bo fakt, jakąś minutę czy dwie później zegar zadzwonił.

      – To niedobry ten wasz zegar! – zaprotestowała Mary. – O wpół do jedenastej siedziała na miedzy i wypatrywała mnie. To było jakieś dziesięć minut temu.

      Betsey dobrze wiedziała, że dziesięć minut wcześniej jej pani wyszła z domu, ale nie chciała się spierać, gdyż Mary Barber nikomu nie dawała się przegadać.

      – No, ale w końcu nie wzięła tej parasolki – ciągnęła dziewczyna – bo nie mogłam znaleźć jej na stojaku. Wszystkie tam były, ale nie ta jedwabna, więc wróciłam, by jej powiedzieć, że muszę jeszcze skoczyć na górę. Już jej jednak nie zastałam, oddaliła się tym swoim szybkim krokiem, co to pani wie, jak jej szkodzi, pani Barber. No, ale tak czy siak, już nie było po niej śladu, to zamknęłam drzwi na zasuwę. Szkoda, że odjechała tak późno.

      – A czemu tak późno?

      – Miała swoje powody. Jeden to ta płowa sukienka z jedwabiu. Śliczniutka strasznie, ale przyszła dopiero dzisiaj rano. Muszę ja sobie zamówić taką u pani Reynolds, nie ma co! No, a jak ją pani naciągnęła, to była za ciasna w talii o jakieś dwa palce. Ale że ją bolało, nie mogła się wcisnąć, więc musiała zmienić na tę starą, przerobioną…

      – Dobrze, dobrze – przerwała niecierpliwie Mary Barber. – Powiedz mi jednak, Betsey, co to z tym szalem? Jak na niego patrzyłam, to mi wyglądał na jeden od Chaneya.

      – Trudno bowiem o śliczniejszy – potwierdziła entuzjastycznie dziewczyna. – Dostała go w prezencie od pana Richarda. Pani to go w ogóle nie chciała nosić, że niby taki strojny, a on nic, tylko się śmiał.

      – No to teraz sama mi powiedz, uparciuchu… – rozzłościła się Mary, gdy Betsey rozłożyła dłonie, aby pokazać długość frędzli. – Jak mogłabym wiedzieć, że jest w tej starej sukience i ma ten szal od Chaneya, jeśli nie wyszła mi naprzeciw, żeby się spotkać? Równie dobrze mogłabym sobie wyobrazić siebie z jakimś satynowym trenem z falbankami takimi jak choćby ten jej chaneyowy szal, na który Richard musiałby się nieźle wykosztować.

      – Ale w takim razie gdzie ona jest teraz? – spytała Betsey, do której z pewnością przemówił ten argument. – Sama udała się do kościoła?

      – Mniejsza z tym – zawołała Mary, która nie zamierzała ujawniać swej niewiedzy w tej kwestii. – Nie przecz tylko teraz samej sobie, Betsey Marsh.

      Służąca z pokorą przyjęła reprymendę.

      – Dlaczego nie pojechała, jak się należy, powozem? – dociekała Mary. – Dobrze, kosztowałoby to go pieniądze, ale tylko raz w życiu syn się żeni.

      – Owszem, pojawił się powóz, wsiadł do niego pan Richard, ale nie pani – odrzekła dziewczyna, a potem ściszając głos, opowiedziała o niemiłych zaszłościach ubiegłego wieczoru, a także zdarzeniach porannych. Pan William wstał pierwszy i wyszedł bez śniadania, zostawiając tylko informację, że jak zwykle idzie do biura i nie zamierza uczestniczyć w ślubie. Te słowa musiała powtórzyć pani i panu Richardowi, gdy ci zeszli do jadalni. Pani wydawała się strasznie przybita, pobladła jak prześcieradło, a ledwie skończyła śniadanie, siadła do pisania listu i wysłała Hilla do Worcester, aby dostarczył СКАЧАТЬ