Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojna krew - Роберт Гэлбрейт страница 54

Название: Niespokojna krew

Автор: Роберт Гэлбрейт

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Cormoran Strike prowadzi śledztwo

isbn: 9788327160645

isbn:

СКАЧАТЬ spadku, który dostał po matce – oznajmiła Robin. – Chcę tylko tę część środków zgromadzonych na wspólnym koncie, którą moi rodzice włożyli w nasze pierwsze mieszkanie.

      – Tak – powiedziała Judith z lekkim znudzeniem. Robin wiedziała, że powtarza te słowa za każdym razem, gdy się spotykają. – Ale jak pani wie, jego stanowisko…

      – Jego stanowisko jest takie, że nie wnosiłam praktycznie żadnego wkładu do naszych finansów, więc on powinien zatrzymać wszystko, ponieważ zawarł małżeństwo z miłości, a ja jestem jakąś naciągaczką.

      – Widzę, że to panią denerwuje – powiedziała Judith już bez uśmiechu.

      – Byliśmy ze sobą dziesięć lat – odparła Robin, próbując, choć bez większego powodzenia, zachować spokój. – Kiedy on studiował, a ja pracowałam, płaciłam za wszystko. Powinnam była zachować paragony?

      – Na pewno będziemy mogły o tym wspomnieć podczas mediacji…

      – To go tylko rozjuszy. Robin przysunęła dłoń do twarzy wyłącznie po to, żeby ją zasłonić. Nagle poczuła, że jest niebezpiecznie bliska łez. – Okej, w porządku. Możemy spróbować mediacji.

      – Myślę, że to rozsądna decyzja – powiedziała Judith Cobbs, znowu się uśmiechając. – Skontaktuję się zatem z kancelarią Brophy, Shenston and…

      – Przynajmniej będę miała okazję powiedzieć Matthew, że jest skończonym dupkiem – powiedziała Robin, czując nagły przypływ wściekłości.

      Judith lekko się roześmiała.

      – Och, tego bym nie radziła – powiedziała.

      Och, naprawdę? – pomyślała Robin, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech i wstając, żeby wyjść.

      Gdy opuściła kancelarię, wiał porywisty, wilgotny wiatr. Robin powlekła się z powrotem w stronę Finborough Road, aż w końcu, nie czując wysmaganej włosami twarzy, skręciła do małej kawiarni, gdzie w proteście przeciwko zasadom zdrowego odżywiania się, które sama ustanowiła, kupiła sobie dużą latte i brownie. Siedziała i wpatrywała się w mokrą od deszczu ulicę, rozkoszując się ciastem i kawą, dopóki znowu nie zadzwoniła jej komórka.

      Tym razem dzwonił Strike.

      – Cześć. – Odebrała połączenie z ustami pełnymi brownie. – Wybacz, właśnie jem.

      – Zazdroszczę ci – powiedział. – Znowu siedzę przed pieprzonym kinem. Barclay chyba ma rację: nie zdobędziemy niczego na Pląsacza. Ale mam wieści w sprawie Bamborough.

      – Ja też, ale moje nie są dobre. – Robin zdołała przełknąć brownie. – Dzieci Wilmy Bayliss nie chcą z nami rozmawiać.

      – Dzieci tej sprzątaczki? Dlaczego?

      – Przed śmiercią Wilma nie była już sprzątaczką – przypomniała mu Robin. – Była pracownicą opieki społecznej.

      Już gdy to mówiła, zastanawiała się, dlaczego poczuła potrzebę sprostowania tego, co powiedział Strike. Może chodziło o to, że skoro Wilma Bayliss miała na zawsze pozostać sprzątaczką, ona, Robin, równie dobrze mogła na zawsze pozostać pracownicą tymczasową.

      – No dobra, dlaczego dzieci pracownicy opieki społecznej nie chcą z nami rozmawiać? – spytał Strike.

      – Jej najstarsza córka Eden powiedziała mi przez telefon, że nie chce wywlekać czegoś, co było trudnym okresem dla jej rodziny. Zaznaczyła, że to nie ma nic wspólnego z Margot, ale potem sama sobie zaprzeczyła, bo kiedy zapewniłam, że chcemy rozmawiać wyłącznie o Margot… Nie pamiętam, jak dokładnie brzmiały jej słowa, ale ich sens był taki, że rozmowa o zaginięciu Margot wymagałaby mówienia o osobistych sprawach rodziny Wilmy.

      – Na początku lat siedemdziesiątych mąż Wilmy siedział w więzieniu, a Margot namawiała ją, żeby od niego odeszła – powiedział Strike. – Pewnie o to chodzi. Myślisz, że warto do niej zadzwonić jeszcze raz? Spróbować trochę silniejszej perswazji?

      – Nie wydaje mi się, żeby zamierzała zmienić zdanie.

      – Czy powiedziała, że mówi też w imieniu rodzeństwa?

      – Tak. Jedna z jej sióstr jest w trakcie chemoterapii. Eden wyraźnie poprosiła, żebym jej nie niepokoiła.

      – Okej, tej daj spokój, ale może warto spróbować z innymi.

      – To zdenerwuje Eden.

      – Pewnie tak, ale nie mamy już nic do stracenia, prawda?

      – Chyba nie – przyznała Robin. – A jakie są twoje wieści?

      – Pielęgniarka z przychodni i recepcjonistka, nie Gloria Conti, tylko ta druga…

      – Irene Bull – podsunęła Robin.

      – Irene Bull, obecnie Hickson, właśnie ona… Obydwie chętnie z nami porozmawiają. Okazuje się, że przyjaźnią się od czasów, kiedy razem pracowały w przychodni Świętego Jana. Irene z radością podejmie Janice i nas dwoje u siebie w domu w sobotę po południu. Myślę, że powinniśmy pójść tam razem.

      Robin przełączyła komórkę na głośnik, żeby spojrzeć na grafik, który trzymała w telefonie. Przy sobotnim dniu miała adnotację: „Urodziny Strike’a/dziewczyna D.R.”.

      – W sobotę powinnam śledzić dziewczynę Drugiego Raza – powiedziała, przełączając się z powrotem.

      – Olej to, tym może się zająć Morris – powiedział Strike. – Będziesz mogła nas zawieźć… oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko temu – dodał i Robin się uśmiechnęła.

      – Nie, nie mam nic przeciwko temu – powiedziała.

      – No to świetnie – powiedział Strike. – Przyjemnej reszty wolnego dnia.

      Rozłączył się. Robin sięgnęła po ostatni kawałek brownie i zjadła go powoli, delektując się smakiem. Mimo perspektywy mediacji z Matthew czuła się – bez wątpienia dzięki upragnionej dawce czekolady – o wiele szczęśliwsza niż przed dziesięcioma minutami.

      19

      Przyjaciela mego wnet tam ujrzałem

      W wielkim frasunku oraz konfuzyi,

      Lecz gdy nad jego losem w głos biadałem,

      Pociechę znalazł w mojej kompanyi.

      Edmund Spenser

      The Faerie Queene

      Strike nigdy nikomu nie mówił, że zbliżają się jego urodziny, i unikał ogłaszania tego w ich dniu. Nie chodziło o to, że nie doceniał ludzi, którzy o nich pamiętali: tak naprawdę zazwyczaj wzruszało go to bardziej, niż kiedykolwiek okazywał, miał jednak wrodzoną niechęć do zaplanowanych uroczystości i wymuszonej wesołości oraz do wszelkich bezsensownych praktyk, СКАЧАТЬ