Название: Zaginiona kronika
Автор: Jacek Ostrowski
Издательство: PDW
Жанр: Исторические приключения
isbn: 9788366644397
isbn:
Kobieta zatoczyła się, po czym przewróciła, uderzając głową o chodnik.
– O cholera! Żyjesz? – krzyknął przerażony, widząc, że zalała się krwią.
Nachylił się nad nią, by pomóc jej wstać.
– Żyję. Nic mi nie jest – bąknęła, ale widać było, że jest ciut zamroczona i nie bardzo wie, co się z nią dzieje.
Jacek z niepokojem patrzył na krew wyciekającą jej spomiędzy palców. Wciąż nerwowo zerkał po przechodniach, spieszył się, ale nie mógł jej tak tu zostawić. Coś musiał postanowić.
– Odprowadzę cię do domu i opatrzę – rzekł głosem nieznoszącym sprzeciwu.
– Będzie mi miło – szepnęła.
Nawet nie wiedział, kiedy wsunęła mu rękę pod pachę i wsparła się na nim. Poszli w stronę jej bloku.
Faktycznie, to było małe, płytkie rozcięcie, nawet nie do szycia, plaster z opatrunkiem załatwił sprawę.
I tak oto zupełnie przypadkowo znalazł się w końcu u Moniki. Przeznaczenie?
Rozglądał się po wnętrzu, urokliwe gniazdko sobie uwiła. Bardzo mu się tu podobało. Każdy szczegół był dobrany idealnie, meble w stylu prowansalskim, mnóstwo kwiatów, najwięcej storczyków. To pewnie od nich rozchodził się po mieszkaniu wspaniały aromat. W kącie na stoliku zobaczył maszynę do szycia, dziś już mało popularna umiejętność.
Dorota nie miała takiego gustu. Wszystko kupowała jak najtańsze, najgorszego gatunku. Była bardzo oszczędna, wciąż się z nią o to pieklił, ale nic nie pomagało. Gadał jak do ściany.
Nagle uwagę kobiety przykuł jego plecak.
– Dokądś wyjeżdżasz? Urlop? Nic mi wcześniej nie wspominałeś.
Wyglądała na zaniepokojoną. To było nawet miłe, ale nie mógł jej wyznać prawdy, należało coś zmyślić, na szybko jakiś kit wcisnąć.
– Muszę na jakiś czas stąd zniknąć, zmienić klimat – odparł, co zresztą było zgodne z prawdą.
– Czy to ma związek z mężczyzną?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
„O czym ona mówi? O kogo jej chodzi? Wzięła mnie za geja czy co?”
– Nie rozumiem, o kim mówisz.
– Uciekasz przed nim? – ciągnęła dalej.
Rzucił jej niespokojne spojrzenie.
– Przed nikim nie uciekam. Kogo masz na myśli?
– Dziś jakiś mężczyzna zaczepiał twoich sąsiadów i wypytywał o ciebie. Nie wyglądał na przyjaciela. Byłam akurat z Luną na spacerze i przypadkowo usłyszałam rozmowę.
– Jak wyglądał? Opisz go jakoś.
– Nawet przystojny, w długim, ciemnym płaszczu, tylko ta twarz… Okropna. Mnóstwo na niej blizn. Wyglądał na gangstera. Można się go przestraszyć nawet w biały dzień.
Jacek zbladł.
– To on – wyrwało mu się.
Spojrzała na niego czujnie.
– Boże, widzę, że masz kłopoty! Czy to przez niego? Może mogę ci pomóc? Wiesz, że ja… Zamilkła w pół słowa, zmieszała się.
– Co ja mam ci powiedzieć, jak sam nic z tego nie rozumiem? To jest tak popieprzone, że brak mi słów.
– Spróbuj – starała się go zachęcić.
– Jakiś świr mnie ściga. Wiem jedno: muszę stąd wiać, i to szybko. W przeciwnym razie mam przerąbane. To naprawdę nie są żarty, ten koleś, co leżał przed blokiem, to jego sprawka. To miało być dla mnie ostrzeżenie. Lepszego chyba nie potrzeba.
– Jacku, w co ty się wplątałeś?! – wykrzyknęła przerażona. – Chyba to nie narkotyki? Mam kuzyna w policji, na pewno pomoże ci się z tego wyplątać. Damy radę.
Spojrzał na nią zdumiony. O co go podejrzewa? Czy on wygląda na drugiego Pabla Escobara?
– Czyś ty zwariowała? Gdybym się czymś takim trudnił, to nie jeździłbym starym, zdezelowanym mercedesem, tylko ferrari. Nie mam nic na sumieniu, nic nielegalnego. Kupiłem sztylet na portalu aukcyjnym, a teraz jestem ścigany przez poprzedniego właściciela. To jakiś popieprzony psychopata, grozi mi śmiercią.
– Może chodzi o coś innego? Co ty w ogóle opowiadasz, przecież za to się nie zabija. Może po prostu oddaj mu ten sztylet?
– Dotąd też tak myślałem, ale jak się okazuje, źle myślałem. W ogóle tego nie rozumiem. Pojadę do Płocka i zobaczę, co dalej, przynajmniej zyskam na czasie.
– Dlaczego akurat do Płocka? – zdziwiła się. – To moje rodzinne miasto, ale ludzie uciekają stamtąd, a nie tam. W Płocku jest Orlen, który od lat zabija jego mieszkańców. Uciekniesz od jednego zabójcy i wpadniesz w łapy drugiego, i to jeszcze gorszego. Mało jest innych miejsc?
– To nie tak. On chce, żebym tam pojechał, a przy okazji kogoś odszukam. Jeśli wierzyć snom, to ten ktoś może mi pomóc pozbyć się tego świra. Nie mam wyjścia, muszę spróbować. W każdym razie tu na pewno zostać nie mogę.
– Kogo konkretnie szukasz? Mam tam znajomych. Może ktoś go zna? – śpiesznie wyjaśniła.
– Nie, to jakieś czyste wariactwo. Wierzyć w to to tak, jak wierzyć w diabły i demony. Przyśnił mi się zakonnik, niejaki ojciec Bernard.
– Nie śmiej się z tego, ja wierzę w prorocze sny. W Płocku są salezjanie, kiedyś byli dominikanie i reformaci, a w dalekiej przeszłości benedyktyni. Jeśli faktycznie ktoś taki istnieje, to nie będzie trudno go znaleźć.
– To jest bez sensu, no bo jak może jakiś zakonnik pomóc mi w pozbyciu się bandziora? Zna judo i karate? Tam chyba nie ma drugiego klasztoru Shaolin? – zaśmiał się.
– Masz rację, prędzej potrzeba tu policji. Zadzwonię do Janusza, jeśli nie jest na służbie, to zaraz tu przyjedzie, opowiesz mu o wszystkim.
– No nie wiem, może niekoniecznie? Z policją lepiej uważać. – Zawahał się. – Ufasz mu? Nie będę mieć dodatkowych problemów? A jeśli ten bandzior jeszcze bardziej się rozwścieczy i skończę jak ten tam?
– Policja ma swoje sposoby. Zadzwonię, to pogadacie. – Monika sięgnęła po telefon.
Kuzyn okazał się bardzo sympatyczny i chętny do pomocy. Niestety, potwierdził znalezienie jakiś czas temu poszlachtowanego chłopaka w piwnicy jednego z bloków na Żoliborzu, co jeszcze bardziej utwierdziło Jacka w przekonaniu, że należy stąd zniknąć.
Janusz obiecał natychmiastową pomoc. СКАЧАТЬ