Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 51

Название: Krzyżacy

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn: 9788726090512

isbn:

СКАЧАТЬ przysunąwszy się blisko, podniosła oczy i poczęła patrzeć z wielkim niepokojem w jego twarz, on zaś, nie zwróciwszy najmniejszej uwagi na jej trwożny głos i spojrzenie, rzekł:

      – Pani ci to jest moja, ale i kochanie najmilejsze. Nie mówię ja tego nikomu, ale tobie powiem jakoby właśnie siostrze, bo się od małego znamy. Poszedłby ja za nią za dziewiątą rzekę i za dziewiąte morze, do Niemców i do Tatarów, gdyż nie ma takiej drugiej w caluśkim świecie. Niech stryk w Bogdańcu siedzi, a ja zaś przed się ku niej powędruję… Co mi ta bez niej Bogdaniec, co statek1014, co stada, co opatowe bogactwa! Siądę, ot na koń i na zamry1015 pojadę, a tak mi dopomóż Bóg, jako że to, com jej ślubował, spełnię, chyba że wprzódy sam legnę.

      – Nie wiedziałam… – odparła głucho Jagienka.

      Zbyszko zaś począł jej opowiadać, jako się z Danusią w Tyńcu poznali, jak jej zaraz ślubował, i wszystko, co nastąpiło potem, więc swoje uwięzienie, ratunek, jaki mu dała Danusia, Jurandową odmowę, pożegnanie, swoje tęsknoty i wreszcie radość z tego, że po wyzdrowieniu Maćka będzie mógł jechać do kochanej dziewczyny, by spełnić, co jej obiecał. Opowiadanie przerwał mu dopiero widok pachołka z końmi, który czekał na skraju lasu.

      Jagienka siadła zaraz na koń i poczęła się żegnać ze Zbyszkiem.

      – Niech pachołek jedzie z bobrem za tobą, a ja nawrócę do Zgorzelic.

      – A to nie pojedziesz do Bogdańca? Zych tam jest.

      – Nie. Tatulo mieli wrócić i mnie kazali.

      – No, to Bóg ci zapłać za bobra.

      – Z Bogiem…

      I po chwili Jagienka została sama. Jadąc przez wrzosy ku domowi, czas jakiś oglądała się za Zbyszkiem, a gdy znikł wreszcie za drzewami, zakryła oczy dłonią, jakby chroniąc się od blasku słońca. Wkrótce jednak spod ręki poczęły jej spływać po policzkach łzy wielkie i padać jedna za drugą jak groch na siodło i grzywę końską.

      Rozdział piętnasty

      Po rozmowie ze Zbyszkiem Jagienka przez trzy dni nie ukazywała się w Bogdańcu, atoli1016 czwartego wpadła z wiadomością, że opat1017 przyjechał do Zgorzelic. Maćko przyjął nowinę z pewnym wzruszeniem. Miał on wprawdzie z czego spłacić sumę zastawną, a nawet wyliczył, że dość mu zostanie na pomnożenie osadników, zaprowadzenie stad i inne potrzeby gospodarskie, niemniej jednak dużo w całej sprawie zależało od życzliwości bogatego krewnego, który mógł na przykład chłopów, osadzonych przez się na źrebiach1018, zabrać albo zostawić, i tym samym zniżyć albo powiększyć wartość majątku.

      Wypytał zatem Maćko bardzo dokładnie Jagienkę o opata, jaki przyjechał: wesół czy chmurny, co o nich mówił i kiedy zjedzie do Bogdańca? – ona zaś odpowiadała mu roztropnie na pytania, starając się pokrzepić go i uspokoić we wszystkim.

      Mówiła, iż opat przyjechał zdrów i wesół, ze znacznym pocztem, w którym prócz zbrojnych pachołków było kilku kleryków-wagantów1019 i rybałtów1020, że pośpiewuje z Zychem i rad podaje ucha pieśniom, nie tylko duchownym, lecz i świeckim. Zauważyła też, że rozpytywał z wielką troskliwością o Maćka, a opowiadań Zychowych o przeprawach1021 Zbyszka w Krakowie chciwie słuchał.

      – Sami najlepiej wiecie, co wam czynić należy – rzekła w końcu mądra dziewczyna – ale ja tak myślę, iże wypadałoby Zbyszkowi zaraz jechać, starszego krewnego powitać, nie czekając, aż on pierwszy do Bogdańca zjedzie.

      Maćkowi trafiła ta rada do przekonania, więc kazał przywołać Zbyszka i rzekł mu:

      – Przybierz się pięknie i pojedziesz pod nogi opata podjąć, cześć mu wyrządzić, aby i on cię umiłował.

      Następnie zwrócił się do Jagienki:

      – Nie dziwowałbym się, choćbyś była głupia, boś od tego niewiasta, ale że rozum masz, to się dziwuję. Powiedzże mi, jako mam najlepiej opata ugościć i czym go ucieszyć, gdy tu przyjedzie?

      – Co do jadła, sam powie, na co ma ochotę; lubi on dobrze podjeść, ale byle dużo było szafranu, to i nie przebredza1022.

      Maćko, słysząc to, porwał się za głowę.

      – Skąd ja mu szafranu wezmę!…

      – Przywiozłam – rzekła Jagienka.

      – A bogdaj się takie dziewki na kamieniu rodziły! – zawołał uradowany Maćko. – I ku oczom to miłe, i gospodarne, i roztropne, i ludziom życzliwe! Hej! żebym tak był młody, zaraz bym cię brał!…

      Na to Jagienka spojrzała nieznacznie na Zbyszka i westchnąwszy cicho, mówiła dalej:

      – Przywiozłam też i kości, i kubek, i sukno, bo on po każdym jedzeniu rad się kośćmi zabawia1023.

      – Miał ten obyczaj i drzewiej1024, a gniewliwy1025 przy tym bywał okrutnie.

      – Gniewliwy to on ci i teraz bywa; nieraz kubkiem o ziemię praśnie i precz za drzwi do pola1026 wyskoczy. Ale potem śmiejący się wraca i sam pierwszy nad swoim gniewem wydziwia… Wy go przecie znacie… Jeno1027 mu się nie przeciwić, to nie ma lepszego człowieka na świecie.

      – A kto by mu się tam sprzeciwiał, kiedy on i rozum ma od innych większy!

      Tak to oni ze sobą rozmawiali, gdy tymczasem Zbyszko przebierał się w alkierzu1028. Wyszedł wreszcie tak piękny, że Jagienkę aż olśniło, zupełnie jak wówczas, gdy pierwszy raz przyjechał w swojej białej jace1029 do Zgorzelic. Ale tym razem zdjął ją głęboki żal na myśl, że ta jego uroda nie dla niej i że on inną umiłował.

      Maćko zaś rad był, pomyślał bowiem, że opat1030 pewno sobie Zbyszka upodoba i przy układach nie będzie czynił trudności. Ucieszył się nawet tą myślą tak dalece, iż postanowił jechać razem.

      – Każ mi wymościć wóz – rzekł do Zbyszka – mogłem jechać z Krakowa aże do Bogdańca z żeleźcem1031 między żebrami, to mogę teraz bez żeleźca do Zgorzelic.

      – Byle was nie zamroczyło – rzekła Jagienka.

      – Ej, nic mi nie będzie, bo już czuję w sobie moc. A choćby mnie ta trochę i zamroczyło, będzie wiedział opat, jakom ku niemu śpieszył, i tym hojniejszym się okaże.

      – Milsze mi wasze zdrowie niż jego hojność – ozwał się Zbyszko.

      Lecz Maćko uparł się i postawił na swoim. Po drodze stękał trochę, nie przestawał jednak dawać Zbyszkowi nauk, jak się ma zachować w Zgorzelicach, szczególniej zaś zalecał mu posłuszeństwo i pokorę wobec możnego krewnego, który nigdy nie znosił najmniejszego oporu.

      Przyjechawszy do Zgorzelic, znaleźli Zycha i opata na przyłapie1032, spoglądających przed się na pogodny świat Boży i popijających wino. Za nimi, pod ścianą, siedziało rzędem na ławie sześciu pocztowych1033, w tym dwóch СКАЧАТЬ