Hłasko. Radosław Młynarczyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hłasko - Radosław Młynarczyk страница 10

Название: Hłasko

Автор: Radosław Młynarczyk

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия: Biografie

isbn: 9788381911245

isbn:

СКАЧАТЬ wobec niego jakąś postawę. I przyjął – wrogą. Zazdrosny o matkę, widział w Gryczkiewiczu rywala i nie szczędził mu przykrości. Odnosił się do niego protekcjonalnie, nadał mu niepochlebny przydomek – Massa. Tak określano w powieściach przygodowych plantatora ciemiężącego niewolników.

      Owszem, Kazimierz był stanowczy i surowy – ale nigdy nie miał pełnej kontroli nad synowcem, nigdy nie podejmował decyzji w jego sprawach i nigdy nie zyskał nad nim władzy. Wszelkie próby nie tyle nawet wychowywania młodzieńca, ile komentowania jego niewłaściwego – zdaniem Gryczkiewicza – zachowania napotykały złośliwy opór Marka. Był to opór rozkapryszonego, nie w pełni jeszcze świadomego zagrożenia dziecka, w Częstochowie bowiem Hłasko nie przeczuwał, że znajomy matki zostanie w ich życiu na dłużej. W mieszkaniu na Sobieskiego trudno było o prywatność, a fakt, że Kazimierz tam nocował, wytłumaczyć się dało wojennym zamieszaniem i hekatombą Warszawy.

      Pobyt u Kozłowskich stanowił pierwszy etap emigracji Hłasków. Opuszczając Warszawę po upadku powstania, nie mieli pojęcia, że wrócą do niej dopiero w 1951 roku. Chłopiec identyfikował się z rodzinnym miastem, pisał w pamiętniku o „ukochanej stolicy”, doskonale wiedział, że została zburzona. Był wręcz dumny, że pochodzi z Warszawy, prosił matkę, by przywiozła mu stamtąd cegiełkę, sentymentalną pamiątkę, która mogłaby towarzyszyć mu podczas tułaczki, przypominać o miłości do małej ojczyzny.

      Mały Marek wiedział też o bohaterskiej obronie Modlina i Westerplatte, o polskich żołnierzach rozproszonych po dalekich frontach, o na poły legendarnej szarży kawalerii na czołgi. Wrześniową porażkę identyfikował z początkiem niewoli, tęsknił do trzeciomajowych defilad. Snuł fantazje o dzielnych ułanach występujących przeciw niemieckiej artylerii, ginących z okrzykiem: „Niech żyje Polska!” na ustach. Rejestrował wszystko, co się działo, a nawet więcej – analizował to i tłumaczył na własny język. Widać to w zadziwiająco miejscami dojrzałym pamiętniku. Nie ma wątpliwości, że w Częstochowie zrodził się Hłasko pisarz. Pomysł, który Ala rzuciła z nudów, przekształcił się w świadomą konstrukcję. Marek prowadził zapiski zarówno dla siebie, jak i dla przyszłego czytelnika, do którego zwracał się bezpośrednio, często prowokacyjnie, celowo umniejszając wartość tekstu, jakby w oczekiwaniu, że ktokolwiek będzie jego odbiorcą, zaprzeczy wątpliwościom autora. Taką formę prowadzenia młodzieńczego pamiętnika należy uznać za wyjątkową. Hłasko nie tylko opisuje codzienne wydarzenia, siatkę miasta i spotykanych ludzi, lecz odsłania także sam proces pisania, otwiera przed odbiorcą swój warsztat twórczy. Jedenastolatek.

      Hłaskowie nie mogli nadużywać gościnności Kozłowskich w nieskończoność. 11 marca Maria pojechała na Śląsk, do Katowic, gdzie trafiły po wyjściu z Warszawy siostry Macieja Hłaski i jego matka. Efektem tej wyprawy była rychła wyprowadzka z Częstochowy. Śląsk kusił domami i fabrykami opuszczonymi przez Niemców, a także bliskością rodziny. Tymczasem w mieszkaniu przy Sobieskiego coraz bardziej brakowało miejsca. Kazimierz zabiegał o jakąś deklarację ze strony Marii – był poważnym człowiekiem i oczekiwał poważnego traktowania. A sypianie kątem u obcych ludzi nawet w powojennych warunkach trudno było nazwać normalnością.

      Z początkiem kwietnia przyjechali do Chorzowa i zatrzymali się w budynku byłego kasyna urzędniczego przy ulicy Kościelnej 35. Maria planowała otworzyć sklep, wykorzystując własną zaradność oraz doświadczenia zdobyte podczas okupacyjnego handlu na bazarze Różyckiego. Nie dostała jednak zezwolenia od nowych władz, wobec czego podjęła pracę w dyrekcji Huty Batory. Była znowu sekretarką, jak niegdyś w warszawskiej elektrowni miejskiej. Marek przeszedł zaś pod opiekę babci i ciotki Isi, czyli Marii Boguszewskiej. Po kilkumiesięcznej przerwie wrócił do nauki, a matka dbała, żeby w domu, po zajęciach w szkole, zawsze miał opiekę. Znów często widywał się z Zytą, lecz tęsknił do Ali. „Stara” siostra nie mogła zastąpić tej „nowej”. Być może różnica wieku pomiędzy nimi okazała się teraz zbyt duża: kuzynka była już właściwie panienką, a Marek wciąż chłopcem. Nie mieli wspólnych zainteresowań czy tematów. Chłopiec nawet nie ukrywał, jak bardzo brakuje mu Ali.

      Rozmyślam o czarnym łbie i opalonym pyszczku, który tak chętnie całował mnie. Mam tu drugą siostrę, też cioteczną, ale ta ani żadna siostra nie zastąpi Ali. Ha, cóż robić, taki jest los jedenastoletniego człowieka, który nie może rozporządzać samym sobą. Alusiu!!! Alusiu!!!

      Hłaskowie źle się czuli na Śląsku. Ludzie mówili tu dziwnym językiem, patrzyli na nich wrogo i zachowywali dystans. Ani Maria, ani Marek nie polubili nowego miejsca, w listach do rodziny żalili się na wyobcowanie i brak stabilności. Chłopak nie miał w Chorzowie kolegów, wolny czas spędzał w domu, na wymyślaniu pierwszych fabuł: wspomnianej już Kartki z dziejów roku 1920, a także opowiadania o partyzantach z lasu – wiedział, że po przyjściu Armii Czerwonej żołnierze AK są represjonowani. Chodził także do kina, jednak nie był już zachwycony repertuarem romansowo-awanturniczym. Samo miasto też go nie pociągało. Wszędzie huty i fabryki, a powietrze czarne od pyłu węglowego. Co gorsza, na Śląsku nie było harcerstwa. „Przeklęty czarny Śląsk nie umiał zorganizować tego, co potrzebne jest najbardziej przy jego spolszczaniu” – myśl to postępowa, w duchu epoki, lecz nie należy się raczej w niej doszukiwać skuteczności propagandy Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Szacunek do harcerstwa wyniósł Hłasko z rodzinnego domu, z międzywojennej tradycji wykładanej przez stryja Józefa i babkę Romanę.

      Nic więc dziwnego, że gdy urzędujący teraz w Białymstoku Gryczkiewicz zaproponował matce Hłaski, by się do niego przenieśli, niemal natychmiast to zrobili. Po niespełna dwóch miesiącach spędzonych na Śląsku ruszyli do dalekiego miasta przy nowej granicy. Pod koniec maja zamieszkali przy Grunwaldzkiej 36, a w lipcu wprowadzili się do Kazimierza. Dom przy ulicy Mohylowskiej nie należał do imponujących. Cała okolica, choć nieoddalona od centrum, sprawiała wrażenie przedmieść. Większość budynków była drewniana, zdarzały się pomiędzy nimi całkiem pokaźne łączki. Białostockie wspomnienia z pewnością mogły potem pomóc Hłasce w pracy nad Wilkiem.

      Siedem miesięcy spędzonych na Podlasiu to zaogniający się konflikt o Marię. Konflikt jednostronny, Gryczkiewicz nie musiał przecież w żaden sposób z Markiem walczyć, doskonale rozumiał zażyłość matki i syna, a przede wszystkim odmienność obydwu relacji. Natomiast przyszły pisarz traktował Kazimierza jak wroga. Jeśli w Częstochowie można było mówić o złośliwościach, to teraz nastąpiła eskalacja działań wymierzonych w Gryczkiewicza. Mieszkali w końcu sami, spali w osobnych pokojach, ten drugi – z ukochaną „matczynką”, którą chłopiec od lat z nikim się nie dzielił. Tymczasem powstał trójkąt, bez jego zgody. Trudno przypuszczać, by apodyktyczna Maria prosiła syna o akceptację nowego partnera. Związek z Kazimierzem docierał się od 1943 roku, a nagłą zmianę jej podejścia do Gryczkiewicza tłumaczyć może konfrontacja z powojenną rzeczywistością. Z przyjaciela awansował na partnera (i kochanka, jedenastolatek sporo wiedział już o miłości z książek i filmów, zapewne także z wojennej ulicy), wszedł zatem również – czy zamierzał? – w rolę ojca.

      Marek dotychczas jakoś sobie z tym radził: otoczony przez kobiety, męskie wzorce czerpał od stryja Józefa i z opowieści o dziadku, a także z fabuł o Indianach i westernów. Wojna z kolei dostarczyła obrazów dzielnych żołnierzy i – z drugiej strony – zagubionych chłopców z wisami w dłoni. Gdzie w tym wszystkim odnaleźć pięćdziesięcioletniego, łysiejącego, lekko przygarbionego Kazimierza? Gdyby był bohaterem, herosem, wówczas może łatwiej byłoby się pogodzić z utratą pełnej uwagi matki. A czym miał zaimponować chłopcu pracownik Państwowego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych?

      Gryczkiewicz musiał zapracować na szacunek Marka, a przeprowadzka do Białegostoku w tym nie pomogła. Nie dość, że Hłasko nikogo tu nie znał, to jeszcze miasto СКАЧАТЬ