Название: Wyznanie
Автор: Jessie Burton
Издательство: PDW
Жанр: Контркультура
isbn: 9788308071915
isbn:
Prawie popłakała się ze szczęścia, gdy chwilę później weszła do wanny i pochłonęła ją czysta, gorąca woda.
– Idę do Heath, muszę w spokoju nad czymś pomyśleć! – krzyknęła Connie zza drzwi.
Elisę zdumiało, że kobieta ufa jej na tyle, by zostawić ją tu samą. A gdyby była złodziejką? Może celowo się tu zakradła, żeby zwędzić jakieś pamiątki czy torebkę? Skądinąd ledwie była w stanie sklecić dwa poprawne zdania…
Myślała o Connie jak o wiedźmie z lasu, która rusza polować na kolejne Małgosie, żeby je zwabić do swojej chaty obietnicą pierniczków i cukierków. Po godzinie wróciła jednak całkiem sama, za to z rumieńcami na twarzy i niedzielną gazetą pod pachą.
– Jeżeli istnieje na świecie jakakolwiek grupa ludzi zasługująca na eksterminację, są to właściciele psów, którzy pozwalają swoim pupilkom srać, gdzie popadnie, i nigdy po nich nie sprzątają – rzuciła.
Tego dnia była czymś wyraźnie poruszona. Wydawała się łagodniejsza, bardziej otwarta niż poprzedniego wieczoru w restauracji w Soho, i traktowała Elise z większą delikatnością. Siedziały na kanapie w pokoju dziennym i choć zapadały wczesne listopadowe ciemności, Elise nie zbierała się do wyjścia. Oglądały odcinek We, The Accused na BBC2, ponieważ Connie podobała się powieść z trzydziestego piątego roku i była ciekawa, jak wypadła jej ekranizacja. Elise błądziła gdzieś myślami. Leżała z głową na kolanach Connie, aż w końcu odpłynęła, utulona do snu pieszczotą palców, głaskających ją po skroniach z czułością, jakiej Elise nie doświadczyła w całym swoim dorosłym życiu.
2017
2.
Miałam czternaście lat, kiedy zabiłam matkę. Wcześniej trzymałam ją w ukryciu, gdzie robiła coś znacznie ciekawszego niż inne mamy, tylko czekając na sygnał, by zjawić się w moim otoczeniu. Jaka szkoda, że nigdy nie była na to gotowa i ostatecznie się nie zjawiła. Między dziesiątym a czternastym rokiem życia opowiadałam rówieśnikom, że uciekła z rosyjskim cyrkiem i mieszka w jurcie ze skóry jaków. Zapełniałam jej charakterem pisma pocztówki z górskimi pejzażami i przynosiłam do szkoły.
– Widzicie? Ona naprawdę istnieje!
– Ale przecież na tych pocztówkach nie ma znaczków – zauważył jeden z dzieciaków, Hamilton Tanner, którego nienawidziłam.
– Bo przychodzą do mnie w kopertach – odparłam. – Tato je wyrzuca.
Zawsze byłam gotowa okopać się w kolejnej warstwie fikcji. Licząc od mojego dzieciństwa, przerobiłam chyba wszelkie możliwe opowieści, ale mama była w rzeczywistości historią pełną pytań i pozbawioną odpowiedzi. Jeśli wierzyć ojcu, porzuciła mnie, zanim skończyłam pierwszy rok życia, ja jednak zaczęłam odczuwać jej brak dopiero w okresie szkoły podstawowej. Pewnie dlatego, że właśnie wtedy inne matki pojawiały się pod bramami szkoły, gdzie plotkowały, bujając się z boku na bok pod ciężarem dzieci, uczepionych ich watowanych kurtek. Te same matki organizowały popołudniowe przyjęcia urodzinowe z grami, przekąskami i wygłupami i z jakiegoś powodu poświęcały mi wówczas najwięcej uwagi, co sprawiało, że koledzy patrzyli na mnie wilkiem. I choć było mi miło, że owe kobiety tak o mnie dbają, głowę zaprzątały mi niezmiennie te same pytania: gdzie o n a teraz jest? Co robi? I dlaczego nie robi tego ze mną?
Pamiętam, że uwielbiałam bajki o noworodkach znajdowanych w kapuście albo zwierzętach przyjmujących ludzką postać. Zaczytywałam się greckimi mitami, zafascynowana, że dziecko może się narodzić z promienia światła albo z pioruna, albo nawet z łabędzia. Łączyła mnie z nimi fascynująca więź – z tymi ludźmi innymi niż wszyscy pozostali ludzie. Fascynująca i groźna, bo z całą pewnością byłam tak zwyczajna, jak to tylko możliwe. Owidiusz by o mnie nie pisał. Nie byłam żadną boginią. Ale skąd się w takim razie wzięłam, z czyjego ciała wyszłam? Czyje serce biło dla mojego ojca?
Ponieważ nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi na te pytania, zaczęłam wykorzystywać fakt istnienia mojej niewidzialnej matki, by zamiast budzić litość – sprawiać wrażenie tajemniczej i niecodziennej. Stawiałam na niespójny dramatyzm, romans, szalone hipotezy… Słowem, dawałam z siebie wszystko. Jeśli sobie dobrze przypominam, stworzyłam co najmniej kilka różnych narracji – nie tylko tę o rosyjskim cyrku, ale także o zbiegłej kryminalistce (mama ukradła bezcenny diamentowy naszyjnik, choć to nie była jej wina) czy o statku handlowym pływającym po Bahamach, na którym kapitanowała. Tylko że dzieci są z natury podejrzliwe i – wbrew pozorom – dążą do porządku i normalności. Koledzy z klasy uważali mnie więc za dziwaczkę, i to lekkomyślną. Musiał być ze mnie istny potwór, skoro mama nie mogła ze mną wytrzymać – nawet jeśli utrudniał jej to zawód złodziejki klejnotów. Kiedy pewnego dnia w porze czytania książek poznawaliśmy te baśnie i mity, Hamilton Tanner – którego nienawidziłam z wzajemnością – stwierdził:
– Twoja mama zawarła pakt z diabłem, a on zamienił ją w bestię.
*
Wiedziałam o mamie tylko to, co powiedział mi tato: nazywała się Elise Morceau i urodziła mnie bardzo młodo, kiedy mieszkali w Nowym Jorku, a później odeszła – trzydzieści cztery lata temu – zanim skończyłam roczek. Nie miałyśmy żadnych wspólnych zdjęć, a przynajmniej nie posiadał ich tato. Nie pozostawiła po sobie śladu – ani na papierze, ani wśród rzeczy, które do niej należały. O ile mi wiadomo, po tej ucieczce tato nigdy nie zdołał jej odnaleźć – może dał za wygraną, bo nie miał ochoty się za nią uganiać, a może to ona powiedziała mu, żeby odpuścił. Tego mi nie zdradził. Zdarzało się, chociaż rzadko, że czekałam na właściwą chwilę, by o nią zapytać, on zaś dzielił się wówczas strzępkami informacji. „Miała krótkie nogi”. (Krótkie nogi! Czy to się jakoś przekładało na jej osobowość? Czy tylko na zdolność do szybkiej ucieczki?). „Pamiętam, że jej włosy były tego samego koloru, co twoje”. (To akurat lubiłam). „Była trudną, ale pozytywną osobą”. A raz, kiedy się upił, stwierdził: „Nic by z tego nie wyszło. Miała charakterek”.
Jeszcze częściej mówił jednak, że nie pamięta jej zbyt dobrze, że to wszystko działo się dawno, dawno temu. „Od tamtej pory tak wiele nas spotkało, Rosie. Ale jakoś sobie poradziliśmy, prawda…?” Dlatego nie wiedziałam, w jakich okolicznościach poznał Elise ani dlaczego to jemu przyznano opiekę nade mną. W każdym razie w Nowym Jorku musiał mieszkać stosunkowo krótko, bo przyjechał ze mną do Anglii jeszcze przed moimi pierwszymi urodzinami. W ten sposób chciał mnie chronić przed krzywdą – zdeterminowany, żeby zastąpić mi oboje rodziców, prosił, żebym myślała wyłącznie o sobie i o swoim życiu, nie zaś o tym, co było wcześniej. Zawsze traktował mnie z czułością i bardzo chciał zaoszczędzić mi cierpienia. Mimo to trudno mi się wyzbyć przekonania, że jego uporczywa niechęć do znalezienia właściwych słów uczyniła więcej СКАЧАТЬ