Название: Nigdy nie wygrasz
Автор: Karolina Wójciak
Издательство: PDW
Жанр: Триллеры
isbn: 9788381780377
isbn:
– Ale nikt się nie zgłosił? – Upewniałam się, czy dla kogokolwiek ta oferta byłaby atrakcyjna.
– Chyba nie, ale wiesz, biurowi to raczej mają swoje, to dla nich żadna frajda. Jak się zwiedzą dziewczyny z zajazdu czy jakiś dostawca, to cholera wie. Im ktoś niżej, tym korzystniejsze wydaje się warowanie w spalonym barze.
– Jak tylko mi się uda, odejdę stąd – stwierdziłam pełna wiary w każde słowo.
– A masz gdzie? Masz za co?
– Masz może jakiegoś krewnego, który chciałby żonę? – zapytałam całkiem poważnie. – Mogłabym się przydać.
Zaśmiała mi się prosto w twarz.
– Ty to jesteś naprawdę niezrównoważona.
– Co w tym dziwnego?
– Jak nie wiesz co, to znaczy, że naprawdę brakuje ci piątej klepki – zażartowała, wracając do pracy. – Co bierzesz? Kibel czy pokój?
– Pokój.
– Ha! Zły wybór! – Pokazała na mnie palcem. – Kibel jest już zrobiony, więc ty zasuwaj, a ja posiedzę.
Rozsiadła się wygodnie w fotelu i włączyła telewizor. Głośność ustawiła na minimalną, żeby nikt nie słyszał. Wpatrywała się w niego jak zaczarowana. Na chwilę się oderwała, by wskazać mi ręką łóżko. Nie musiała nic mówić. Zabrałam się za sprzątanie.
Wieczorem urządziłam sobie bar na tyle, na ile mogłam. Chciałam czymś zasłonić okna, ale nie miałam jak. Teraz ta dziupla w podpiwniczeniu z maluśkim okienkiem wydawała się wyśmienitym lokum, dającym prywatność i poczucie bezpieczeństwa. Gdybym tylko mogła, cofnęłabym czas do dnia, w którym podałam spaghetti bez wystarczającej ilości sera. Wszystko zrobiłabym inaczej, a teraz cieszyłabym się wolnym i narzekałabym na nudę. Zamiast tego odpędzałam natrętnych klientów, którzy pukali mi w szybę. Jeśli udało mi się zasnąć, budzili mnie po dosłownie chwili. Jeśli wyszłam do łazienki, walili pięściami w drzwi, dopraszając się wpuszczenia do środka. Biegłam wtedy, nie wiedząc, skąd dochodzi ten hałas. Ktoś prosił o piwo, ktoś inny o papierosy. Jeszcze inny o posiłek. Byli tacy, co nawet pytali o drobne. Każdy powód był dobry, a pora nie miała znaczenia. W rezultacie po dwóch nieprzespanych nocach chodziłam jak zombie. Zasypiałam na stojąco. Marlena się na mnie denerwowała, że przestałam jej pomagać. Choć starałam się, jak mogłam, nie potrafiłam zwalczyć senności. Już nawet mówienie przychodziło mi z trudem. Jeśli ktokolwiek miał pracę, w której zmuszał swój organizm do takiego wysiłku, to pewnie dostawał za to krocie. Przyszło mi też do głowy, że przecież tak właśnie wygląda życie z noworodkiem. Współczułam młodym matkom, które muszą wstawać każdej nocy po kilka razy, by zająć się dzieckiem.
Po kilku dniach szarpaniny Marlena pozwoliła mi iść do ostatniego pokoju na parterze, który miał być sprzątany jako ostatni, i się zdrzemnąć. Choć pościel była wymięta, nakryłam łóżko narzutą i położyłam się. Tak błogiego odpoczynku nie zaznałam już dawno. W ciągu tych kilku godzin zregenerowałam się do tego stopnia, że na nowo poczułam wolę walki. Gdy Marlena weszła do pokoju, poprosiłam ją, by usiadła, i w ramach odwdzięczenia się zrobiłam cały pokój sama. Nie komentowała tego, nie dziękowała. Nie musiała.
Wieczorem udałam się do sklepu. Sprzedawca wypytywał, dlaczego nie pojawiłam się w ostatnich dniach. Wspomniał nawet, że przegapiłam dwa losowania. Pula wygranej była jeszcze większa. Tłumaczyłam mu, jak wiele się zmieniło. Wydawało mi się, że mi współczuł, ale przez to, że żartował przy tym, nie umiałam jednoznacznie odczytać jego intencji. Poprosiłam o piwo i papierosy.
– A los? Nie grasz? – zdziwił się.
– Muszę zacząć oszczędzać – wyznałam. – Chcę się stąd wyprowadzić.
– Na mój koszt. – Wyciągnął spod lady pusty los. – Zakreślaj. Jak wygrasz, odpalisz mi procent.
– Dobra! – Przyjęłam jego ofertę ochoczo. Sięgnęłam po los i po długopis, przywiązany brudnym sznurkiem do kasy fiskalnej.
– Prawda to, że w barze teraz mieszkasz?
– Skąd pan wie? – Zastygłam z ręką nad papierem i spojrzałam na niego badawczo.
– Lokalsi mówią, że nikogo nie chcesz wpuścić. Proszą o piwko czy papierosy.
– Ja nie rozumiem, czemu do pana nie przyjdą za dnia. – Unikałam odpowiedzi, by nie przyznać otwarcie, że Anka mnie do tego zmusiła, że odebrała mi wszystko.
– No jak komuś w nocy fajki wyjdą…
– W nocy to się śpi, a nie pali papierosy! – sprzeciwiłam się od razu. – Niech pan przez chwilę nic nie mówi, bo muszę pomyśleć.
Zaśmiał się, jednocześnie mrucząc coś pod nosem. Jego słowa były niezrozumiałe, ale nie czułam potrzeby dopytywania, o co mu chodziło. Zakreślałam liczby. Zazwyczaj notowałam, jakie wybrałam uprzednio i jakie powinnam zaznaczyć następnym razem. Idąc tutaj, nie planowałam grania, więc nie zerknęłam do notatnika. Zamknęłam oczy, wyobraziłam sobie rząd sześciu liczb. Bez zastanawiania się zaznaczyłam je.
– I tak nie wygrasz – usłyszałam z tyłu.
Odwróciłam się i zobaczyłam jednego z pijaków, który mimo wyraźnego stanu upojenia przyszedł po więcej alkoholu. Po chwili rozpoznałam w nim tego samego, który poprzednio spierał się ze mną, że nie wygram. Odwróciłam się, chowając przed nim los. Nie miałam ochoty strzępić na niego języka.
– Wie pan, że kucharza powiesili? – zwrócił się do sprzedawcy.
– Słucham?! – wtrąciłam się do rozmowy, choć wcześniej obiecałam sobie, że nie odezwę się do tej zachlajmordy ani razu.
– Dziś jego żona dostała wiadomość, że go powiesili. Podobno powiedzieli jej, że nie wydadzą jej ciała.
– Nie – zaprotestował od razu sprzedawca. – Nie mogą tak zrobić.
– Nie, panie. Mogą i tak zrobią. Oddadzą jej tylko prochy. Tak był zmasakrowany, że policja chce to zatuszować, żeby żona nie wiedziała, żeby czasem jej do łba nie przyszło do sądu ich podawać.
– To policja go tak zbiła?! – krzyknęłam z niedowierzaniem.
– Niee, współwięźniowie. Rachunki wyrównali. Ten mafioso to ma kontakty wszędzie.
– Raczej miał – poprawił go sprzedawca.
– Jak widać, nadal ma. Teraz to pewnie jego ludzie już działają. Oko za oko.
– Jego kobita to się chyba ucieszyła, co? – Sprzedawca uśmiechnął się zaczepnie.
– Ludzie mówią, że płakała.
– Głupia СКАЧАТЬ