Pokusa ZŁA. M. Robinson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pokusa ZŁA - M. Robinson страница 10

Название: Pokusa ZŁA

Автор: M. Robinson

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788378897699

isbn:

СКАЧАТЬ nienawidziłam tych słów.

      PIĘĆ

*D*

      Bar okazał się być dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałem. Idealny.

      – Kochanie, jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – spytała mama.

      – Tak – odpowiedziałem krótko, przeglądając wszystkie druki urzędowe leżące na stole jadalnym mojej mamy.

      Westchnęła, złapała mnie za rękę i zabrała dokument.

      – Co jest? – Potrząsnąłem głową, zdezorientowany.

      – Devon, czemu ty to robisz?

      Opadłem z powrotem na krzesło i splotłem ręce na piersiach.

      – Co masz na myśli?

      – Czy tego właśnie chcesz? Być właścicielem i prowadzić bar?

      Przekrzywiłem głowę.

      – Oczywiście, to wspaniała okazja.

      – Dla kogo?

      Przewróciłem oczami.

      – Nie rób tego, nie próbuj mnie zbywać… Martwię się o ciebie.

      – Cóż… Ja martwię się o was – odparłem bez namysłu.

      – Wiedziałam. Czy to dlatego się na to godzisz? Dla nas?

      – Tak! To dla was. Czy teraz możesz mi podać ten przeklęty dokument, bym mógł go podpisać i odesłać faksem?

      – Nie! Nie zrobię tego. Nie pozwolę ci na to. To nie jest w porządku.

      – Problem w tym, mamo, że to jest w porządku.

      – Nigdy o to nie prosiłam.

      – Nie musiałaś. Twoja posiniaczona twarz i ciało wystarczyły.

      Drgnęła, zraniona.

      – Cholera… Przepraszam. – Pochyliłem się i chwyciłem ją za rękę. – Nie miałem tego na myśli.

      – Miałeś – stwierdziła. – I miałeś do tego prawo. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to boli.

      Natychmiast wstałem.

      – Nie chcę o tym rozmawiać – burknąłem, idąc w stronę lodówki.

      – Cóż… Może powinniśmy. Devon, przykro mi, ale on odszedł wiele lat temu, a ja nie jestem idiotką. Wiem, że nie bierzesz leków, wiem, że nie chodzisz do terapeuty. – Stanęła przede mną. – I do diabła, wiem, że nie śpisz. Więc tak! Musimy porozmawiać.

      – Nie ma o czym mówić, nie mam nic do powiedzenia. Biorę bar i to wszystko. Nic na to nie poradzisz, mamo. Jestem dorosły, jestem, odkąd tylko pamiętam… Teraz, proszę, uspokój się i odpuść to sobie.

      – Devon.

      – Mamo.

      – Proszę, porozmawiaj ze mną. – Westchnęła. – Rozumiem… Jestem świadoma twoich koszmarów i tego, co się dzieje w twojej głowie. Ja też tak mam. Daj mi szansę, skarbie. Dopuść mnie do siebie. Nie możesz dusić wszystkiego w sobie, to niezdrowe.

      – Niczego w sobie nie duszę. Wszystko jest w porządku.

      – To tylko słowa, ale ja widzę, czuję, Devonie. Jestem twoją mamą i też przez to przechodziłam, może nawet bardziej niż ty. Teraz, proszę, porozmawiaj ze mną.

      – O Boże, chcesz prawdy? Powiem ci prawdę. A jest nią to, że muszę przejąć ten bar nie tylko przez wzgląd na siebie, ale też dla dobra twojego i dziewczynek.

      – To nie jest odpowiedź…

      – TAK! Jest. Jezu Chryste, mamo, kto zapłaci za college dziewczyn? Co z samochodami? A jeśli będą chciały wyjść za mąż? Nie mówiąc już o tym, co może wypaść w międzyczasie. Ubezpieczenie tego drania przeznaczyliśmy głównie na kupno domu, byś nie musiała martwić się spłatą kredytu. Pieniądze na dziewczynki przestaną wpływać, gdy ukończą osiemnaście lat. Kto wtedy zapłaci? Lauren i ja mieliśmy szczęście dostać stypendium. Nie liczyłbym na podobny łut szczęścia z Alexis i Liv, a ty nie zarabiasz w biurze wystarczająco dużo. Wiesz o tym równie dobrze jak ja.

      – To jest mój problem.

      – To jest nasz problem! I pojawił się już, gdy miałem szesnaście lat. Do cholery, jedyne, czego chcę, to żeby miały normalne życie! Nie takie, jak ja miałem. Nie będą dorastać w warunkach, w jakich ja musiałem, nie pozwolę na to.

      – Devon, a co z tobą?

      – Ja sobie poradzę. Kocham cię, mamo, i kocham moje siostry ponad wszystko. Życie rozdaje karty, a te są moje. Czy możesz, proszę… mi to oddać?

      – Tak mi przykro…

      – Nie ma powodu. Nie zrobiłaś nic złego.

      – Poślubiłam go. Miałam z nim dzieci. Nie zostawiłam go.

      – Nie pozwoliłby ci na to, przecież wiesz. Nigdy nie pozwoliłby nam odejść. Wykiwał całe miasto. Pamiętasz pogrzeb? Pamiętasz gazety? Oni widzieli w nim Boga.

      Otarła łzy, a ja nagle poczułem się jak dupek.

      – Proszę, nie płacz. Nie zniosę tego.

      – Nie wiem, jak do tego doszło. Nic na to nie poradzę, ale czuję, że cię zawiodłam.

      – Nie zawiodłaś mnie. Nikogo nie zawiodłaś. Chcę się wami opiekować i nie jest to dla mnie żaden problem.

      – Devon, to może nie być dla ciebie ciężar teraz… Ale co później… Kiedy będziesz chciał założyć własną rodzinę. Mieć własne życie… Co wtedy? Nie chcę, żebyś wówczas patrzył wstecz i żałował decyzji, których nie chciałeś, a zmuszony byłeś podejmować. Rozumiesz, o czym mówię? To nie byłoby fair w stosunku do ciebie.

      – W tej chwili to nie ma znaczenia, bo to jest świetna okazja dla mnie i dla was. Nie mogła pojawić się w lepszym momencie. Niedługo kończę studia, a widziałaś liczby, mamo, ten bar prosperuje świetnie. Mam też na niego kilka dodatkowych pomysłów. Mógłby nas utrzymywać do końca życia. Nie chcę, żebyś musiała harować przez cały czas. Nie masz skończonej szkoły i teraz pracujesz w tym gównianym biurze, bo drań nigdy nie pozwolił ci na zdobywanie wykształcenia czy rozwój osobisty. Musiałaś gotować jego obiad, zajmować się jego domem i jego dziećmi.

      Potrząsnęła głową.

      – Boże, Devon, te wszystkie rzeczy, które musiałeś przez mnie oglądać…

      – Nie, mamo, przez niego. Te wszystkie rzeczy, które widziałem przez niego…

*B* СКАЧАТЬ