Drużyna 8. Powrót Temudżeinów. John Flanagan
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Drużyna 8. Powrót Temudżeinów - John Flanagan страница 7

Название: Drużyna 8. Powrót Temudżeinów

Автор: John Flanagan

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-7686-856-1

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Przez chwilę wydawało się, że Jesper zaprotestuje, ale zobaczył ponury wyraz oczu skirla, a także badawcze spojrzenie Thorna, czekającego na choćby słowo sprzeciwu. Westchnął i odsunął ławę od stołu.

      – Chodźmy, Stefanie – odezwał się cierpiętniczym tonem. – Najwyraźniej mamy harować, podczas kiedy inni będą się obijać.

      Obaj włożyli kurtki z baranicy, rękawice i czapki – Edvin zdążył skończyć nową czapkę dla Stefana – a potem otworzyli drzwi na dziedziniec. Kiedy to zrobili, do jadalni wpadł wiatr, podsycając na moment ogień. Po chwili zamknęli za sobą drzwi i pomaszerowali na drugą stronę, do magazynów, gdzie pod osłoną dachu czekały przycięte już odpowiednio deski.

      W jadalni Hal popatrzył na Leksa.

      – Możemy przez ten czas się rozejrzeć i zdecydować, gdzie dałoby się umieścić te dwie platformy – powiedział, a wysoki mężczyzna skinął głową. Podczas posiłku Hal wyjaśnił mu, że chce zbudować platformy strzelnicze, na których staną dwa zadymiarze.

      Leks przyjął ten pomysł entuzjastycznie.

      – Zgadzam się na wszystko, co będzie mogło zaskoczyć tych przeklętych Temudżeinów – rzekł. Wstał, skinął głową na Hala, zapraszając go, żeby mu towarzyszył, i podszedł do drzwi.

      Stig także podniósł się z miejsca.

      – Też się z nimi przejdę – powiedział i spojrzał na Thorna. – A ty, Thornie?

      Stary wilk morski, który zajął miejsce na samym końcu stołu, w pobliżu buzującego ognia, potrząsnął głową i uśmiechnął się błogo.

      – Jestem pewien, że ty i Hal poradzicie sobie beze mnie – oznajmił. – Ja dopilnuję, żeby ogień nie zgasł. To bardzo ważne zadanie.

      Rozdział 4

      Rzućmy najpierw okiem w górę doliny – zaproponował Hal. Leks poprowadził ich schodami na północno-wschodnie przejście. Gdy znaleźli się na szczycie palisady, Hal oparł łokcie na zaostrzonych czubkach bali, tworzących naturalne blanki, za którymi mogli się przynajmniej częściowo ukryć obrońcy. Przyglądał się terenowi poniżej.

      Osłonięta skalnymi ścianami dolina, w której się znajdowali, tworzyła przesmyk o długości jeszcze trzydziestu czy czterdziestu metrów, a potem zaczynała się rozszerzać, chociaż urwiste zbocza nadal pozostawały praktycznie niedostępne. Każdy wolny skrawek miejsca starały się wykorzystać wszędobylskie sosny, które rosły wzdłuż ścieżki i próbowały nawet wczepiać się w urwiska po bokach. Ciemnozielone gałęzie uginały się pod grubą warstwą śniegu.

      – Czyżby tu ostatnio padało? – zainteresował się Hal.

      Leks wzruszył ramionami.

      – Często mamy śnieżyce, nawet o tej porze roku – odpowiedział. – Jesteśmy naprawdę wysoko. Ostatnio śnieg sypał dwie noce temu.

      – To chyba utrudnia zorientowanie się, czy Temudżeini czegoś nie planują – zauważył Hal. Płaskie dno na środku przesmyku było wprawdzie oczyszczane z drzew, które rosły gęsto po bokach, pod skalnymi ścianami, ale należało się spodziewać, że w śnieżnej zadymce oddział nieprzyjaciela mógłby się zbliżyć niepostrzeżenie.

      – Owszem. Kiedy śnieg zaczyna gęściej padać, na wszelki wypadek podnosimy gotowość bojową. Te przebiegłe diabły kiedyś spróbują szczęścia.

      – Czy mieliście do czynienia z jakimiś poważniejszymi atakami? – zapytał Hal.

      Dowódca garnizonu potrząsnął przecząco głową.

      – Nie, to bardziej rajdy nękające. Mają nas niepokoić i nie dać nam się wyspać. W tamtą stronę dolina zakręca po dwustu metrach, więc nie widzimy niczego dalej. – Leks wskazał przesmyk, który ostro oplatał się wokół skalnego występu. – Nie mamy pojęcia, czy nie gromadzą się tam większe siły, chyba że wiatr wiałby od północy.

      To ostatnie zdanie sprawiło, że Hal zmarszczył brwi.

      – Dlaczego to by miało robić różnicę?

      – Z powodu hałasu. Jeśli zbierzesz w jednym miejscu kilkaset koni, nie utrzymasz ich w bezruchu. Brzęk uprzęży i stukot kopyt niosą się z wiatrem i mogą nas ostrzec.

      – Erak zaproponował, że Lydia mogłaby się rozejrzeć – powiedział Hal. – Sprawdzi, czy za załomem nie kryją się znacząca liczba Temudżeinów.

      – Lydia? Ta dziewczyna, która z wami przyjechała? – zapytał zaskoczony Leks. – Czy to bezpieczne? Może się okazać, że w tej dolinie siedzi nawet kilkuset Temudżeinów. Co będzie, jeśli ją zobaczą?

      – Ona doskonale potrafi być niewidoczna – rozległ się głos za nimi. – I niesłyszalna.

      Zdumiony Leks okręcił się na pięcie i dostrzegł Lydię stojącą kilka metrów dalej. Wyszła za nimi z jadalni, a kiedy zobaczyła, że wspinają się po schodach na umocnienia, postanowiła do nich dołączyć. Jednak, jak zwykle, poruszała się tak cicho, że Leks nie miał pojęcia, iż dziewczyna znajduje się w zasięgu słuchu.

      Hal uśmiechnął się do niego szeroko.

      – Myślę, że sobie poradzi.

      Lydia oparła się o szczyt palisady i przyjrzała się ścianie od zewnętrznej strony.

      – Jak mam się stąd wydostać? – zapytała. – Macie tu jakąś furtkę?

      Częstą praktyką było robienie w głównej bramie niewielkiej furtki, przez którą mogli wchodzić lub wychodzić pojedynczy ludzie.

      Leks pokręcił głową.

      – To byłby słaby punkt umocnień – wyjaśnił. – Nigdy też nie otwieramy bramy, jeśli nie mamy pewności, że w pobliżu nie kryje się nieprzyjaciel. Możesz użyć drabiny linowej, jeśli nie masz nic przeciwko.

      Domyślał się, że nie będzie miała. Była atletycznie zbudowana i poruszała się niezwykle lekko.

      Lydia wydęła wargi.

      – To mi wystarczy – oznajmiła i spojrzała na Hala. – Dzisiaj jest już trochę późno. Wyruszę jutro przed świtem.

      – To dobry pomysł – przyznał Hal. W zmiennym świetle przed wschodem słońca Lydia mogła opuścić fort i dotrzeć niezauważona do linii drzew. Potem będzie miała cały dzień, żeby przeczesać okolicę. – A my na razie znajdziemy miejsca, w których można będzie zbudować platformy – zwrócił się do Leksa.

      Odwrócili się do schodów, ale Lydia została, oparta o palisadę.

      – Pójdziesz СКАЧАТЬ