Służąca. Alicja Sinicka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Służąca - Alicja Sinicka страница 15

Название: Służąca

Автор: Alicja Sinicka

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-66718-10-4

isbn:

СКАЧАТЬ

      10

      Borewski czeka na mnie przy tym samym stoliku, przy którym parę dni temu siedziałam z Kacprem. W kawiarni jest jasno i przyjemnie, w moim wnętrzu – ciemno i przerażająco. Po wczorajszych wydarzeniach i po nieprzespanej nocy czuję się jak wrak człowieka. Na widok Borewskiego zastygam w bezruchu. Ogarnia mnie odraza. Do wczoraj uważałam go za przystojnego faceta w średnim wieku, teraz jego twarz wygląda obco i wrogo.

      Rozmawia z kelnerką, nie szczędząc jej uśmiechu. Podchodzę do niego, nie chcę siadać na krześle.

      – Domówiłem sobie szarlotkę. Czekam już na ciebie kwadrans. – Zerka na zegarek. – Co zamówisz? – Uśmiecha się.

      Kelnerka rzuca mi pytające spojrzenie.

      – Nic – odpowiadam chłodno.

      Dziewczyna ściąga usta i mierzy mnie wzrokiem, po czym bez słowa odchodzi w kierunku baru. Niesamowite, jak bardzo pozory mylą. W jej oczach zapewne to ja wyszłam na tę złą.

      – Usiądź, Julio.

      – Postoję. Czego pan chce?

      Ledwie wydobywam z siebie słowa. Głos znowu mam zmieniony, słaby. Chcę, żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył.

      – Usiądź – powtarza.

      Po jego twarzy błąka się uśmiech, z oczu wyziera poczucie wyższości. Znowu myślę, że jestem dla niego nikim, że cała ta sprawa, dla mnie fundamentalna, dla niego stanowi tylko dodatek, jak kostka cukru, którą właśnie wrzuca do filiżanki z kawą.

      – Sprawy nie mają się tak źle, jak myślisz, zaufaj mi. – Mruga, jakby chciał dodać mi otuchy.

      – Co pan zrobił? Co to za facet? – Głos mi się łamie. – W każdej chwili mogę pójść na policję.

      – Możesz – odpowiada spokojnie. – Możesz pójść w każdą stronę, jesteś wolną kobietą.

      Miesza kawę, głośno stukając łyżeczką o porcelanę.

      – Do niczego nie doszło, Julio – dodaje ściszonym głosem, po czym rozgląda się na boki. – Nikt nie zrobił ci krzywdy.

      – Pan sobie chyba żartuje.

      – Usiądź, proszę po raz ostatni.

      Ton głosu nagle mu się zmienia, staje się chrapliwy i złowieszczy. Nie patrzy na mnie, tylko na wolne miejsce naprzeciwko.

      Osuwam się na nie bezwiednie.

      – O co panu chodzi?

      – Jak mówiłem, wczoraj zrobiłem ci tylko zdjęcia. Pytasz, co to za facet. To chłopak z fundacji, którą wspieram, uzależniony od amfetaminy. Nawet nie wiesz, ile ubodzy narkomani zrobią za kilka gramów narkotyku. On robił wczoraj za modela i świetnie mu poszło. – Kiwa głową i opuszcza kąciki ust. – Tobie też.

      Mam ochotę uderzyć go w twarz. Z każdą chwilą ulatuje ze mnie strach, wzmacniają się odraza i gniew. Czuję się jak rozdrażnione zwierzę uwięzione w klatce.

      – Pani Maria o tym wie?

      – Pani Maria – powtarza z ironią w głosie – wie o wszystkim, ale się nie wtrąca w tego typu dramaty. To mnie dotyczy ta sprawa, nie jej. Wolałbym, żeby tak zostało.

      – A Kacper?

      – Kacper to Kacper. On żyje w swoim świecie. Starczy tych pytań.

      Uderza łyżeczką o spodek. Metaliczny brzdęk kojarzy mi się z dzwonkiem porządkowym.

      – Czego pan chce?

      – Niczego szczególnego – odpowiada, unosząc brwi. – Myślę, że fantastycznie sobie z tym poradzisz.

      – A dokładnie?

      – Posłuszeństwa – odpowiada, przewiercając mnie wzrokiem na wylot. – Tylko o to cię proszę.

      Przebiera palcami po blacie. Odchyla lekko głowę do tyłu, jakby chciał mi się lepiej przyjrzeć.

      – Jakiego posłuszeństwa? – pytam.

      Nic z tego nie rozumiem.

      – Słyszałem o tobie wiele dobrego, Julio. Od Antoniego, od Marka Skalskiego. Jesteś wyjątkowa.

      – Co to znaczy?

      – Tylko tyle, że lubię perfekcjonistki. Młode, ładne dziewczyny, które potrafią zadbać o człowieka i o jego dom. Kiedyś miałem taką w domu, trzymałem ją długo. Mieszkała w pokoju na górze, do którego Maria zabroniła ci wchodzić. Chciałbym, żebyś teraz poznała go lepiej.

      Uśmiecha się szeroko.

      Wracam pamięcią do rzędu identycznych czarnych sukienek z białą koronką, do buchającej z łóżka chmury kurzu.

      – Co?

      – Przeprowadzisz się do nas i będziesz zajmować się domem, ogrodem i mną. Będę ci płacił bardzo dobrze.

      – Nigdy w życiu tego nie zrobię.

      Każde słowo wymawiam wyraźnie i powoli. Chyba chcę zapewnić o tym nie tylko jego, ale i samą siebie. Jego propozycja wydaje mi się absurdalna.

      Upija łyk kawy, wyciera dłonie papierową serwetką, po czym rzuca zmiętą na stół.

      – Nie masz wyboru.

      Kręcę przecząco głową.

      – Pójdę na policję, opowiem im, co się stało. Nawet pan sobie nie zdaje sprawy z tego, jakie teraz policja ma metody śledcze. Dopadną pana, zanim zdąży pan udostępnić te zdjęcia w internecie.

      Mówię bez przekonania. Znowu budzi się we mnie strach. Sama nie wiem, czego się spodziewałam po tym spotkaniu, ale na pewno nie czegoś tak strasznego. Wizja mnie wrzuconej do tego pokoju na piętrze jest przerażająca. Potem przypominam sobie, jak Borewski zakopywał coś w ogrodzie parę dni temu. Jak oboje z Marią walczyli z zapadliną w skupisku ostnic. Myśli biegają po mojej głowie bez ładu i składu.

      – To jest twoja wersja. – Wskazuje na mnie dłonią. – „Dostałam tabletkę gwałtu, zrobili mi zdjęcia, szantażowali mnie” – intonuje wysokim tonem, jakby naśladował mój głos.

      – Powiem wszystko – szepczę.

      – A wiesz, jaka będzie moja wersja? – Przechyla głowę, wpatrując się we mnie wyczekująco.

      Nic nie odpowiadam.

      – Przyszła do mojego domu, pod moją nieobecność sprowadziła jakiegoś chłopaka i kurwiła się z nim na kanapie, zamiast sprzątać. Ten chłopak chyba zrobił jakieś zdjęcia, nie wiem СКАЧАТЬ