Dzika rzecz. Rafał Księżyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dzika rzecz - Rafał Księżyk страница 4

Название: Dzika rzecz

Автор: Rafał Księżyk

Издательство: PDW

Жанр: Музыка, балет

Серия: Poza serią

isbn: 9788381911047

isbn:

СКАЧАТЬ wszystko zawali się w cholerę”. „Wy, Polacy, zawsze walczyliście. Zobacz, w 1939 my się Niemcom nie postawiliśmy. Tutaj nic się nie zmieni”. Sytuacja tragikomiczna, dookoła nastrój imprezowy, a ja walczyłem cały wieczór, żeby tego nieszczęśnika odwieść od jego zamiaru. Doszedłem do wniosku, że muszę go upić. Jak się żegnaliśmy, dałem mu adres i poprosiłem o kontakt. Moim zwycięstwem po tej trasie było to, że parę tygodni później dostałem pocztówkę z Pragi: „Ahoj, niech żyje życie!”.

      Koziński: – Mieliśmy w Pradze dwa noclegi, po koncercie był dzień wolny, który spędziliśmy, chodząc po mieście. Kilka­krotnie zaczepiali nas Czesi, na ulicy i w restauracji, gdzie jedliśmy obiad; cieszyli się, wciąż byli rozentuzjazmowani występem Izraela. Gratulowali Robertowi, że powiedział ze sceny to, co powiedział.

      Potem był jeszcze koncert w Ostrawie, który odbył się już bez zakłóceń. Groźna przygoda czekała ich później, gdy przekroczyli polską granicę.

      – Cała ekipa spała z tyłu, a ja siedziałem z przodu obok Tomka Jagodzińskiego, który prowadził – wspomina Konikiewicz. – W środku nocy jechaliśmy przez Kotlinę Kłodzką, serpentynami, ostrymi zakrętami. Przysypiałem, co pewien czas otwierałem oczy. I zdarzył się moment, który pamiętam z dokładnością co do sekundy. Zobaczyłem Thomasa, który śpi oparty o kierownicę. Szarpnąłem go. W mgnieniu oka obaj byliśmy obudzeni.

      W radiu usłyszeli, że w Polsce obrady Okrągłego Stołu zakończyły się obietnicą wolnych wyborów.

      Nie wiadomo, jakie były losy kasety z miksem odgłosów z zatrzymania Havla.

      Po latach wszyscy muzycy twierdzili, że czechosłowacka minitrasa skonsolidowała zespół i rozpoczęła najlepszy okres Izraela, który przyniósł nagrywany w Londynie album 1991. Widzowie praskiego koncertu zapamiętali go na zawsze. W 2014, gdy razem z Robertem podpisywaliśmy na targach książki w Pradze Punk a reggae v Babylonu, czeski przekład Kryzysu w Babilonie, pojawiło się kilkunastu z nich z torbami płyt do podpisu.

      Marcin Miller wspomina z kolei, że w następnych latach regularnie natykał się w Wielkiej Brytanii i Stanach na ludzi z byłej Czechosłowacji, którzy słyszeli o tym koncercie lub na nim byli.

      – W Nowym Jorku spotkałem Rosjanina, który twierdził, że od tego występu zaczęła się listopadowa praska rewolucja – mówi.

      W czerwcu 1989, po powrocie do Stanclewa, Brylewski wziął udział w pierwszych wolnych wyborach do sejmu. Wspominał ten moment w Kryzysie w Babilonie:

      Z wiejskiej perspektywy wyglądało to tak, że kiedy zapytałem takiego chama, miejscowego milicjanta: „Czy może mi pan powiedzieć, gdzie tutaj jest punkt wyborczy?”, on na to: „Teraz już nie trzeba głosować. Nie wie pan? Już nie ma przymusu, nie musi pan jechać”. Bezczelny. To były pierwsze wolne wybory. Pojechałem do Biskupca i zdążyłem zagłosować. Ten przełom nie był spektakularny, taki cichy rozpad komuny, bez masowej euforii jak w słynnym karnawale „Solidarności” w ’81 roku. Zresztą od razu dał o sobie znać nowy podział wewnątrz obozu solidarnościowego, co nawet dla tak umiarkowanego optymisty jak ja było niemiłym doświadczeniem.

      Ustrojowa przemiana miała jednak dla muzyków Izraela bardzo konkretny wymiar. Na początku 1989 roku, jeszcze przed wyjazdem do Czechosłowacji, milicja zorganizowała nalot na kolonię domów w Stanclewie, gdzie wówczas mieszkali. Pomiędzy domami stała szklarnia pełna krzaków marihuany, o czym doniósł władzom sąsiad. Muzycy twardo twierdzili, że to zielsko zasadzone dla ochrony pomidorów przed muchami, i materiał dowodowy został przekazany do analizy laboratoryjnej. Przeciąganie postępowania miało taki skutek, że wraz ze zmianą władzy odwołano komendanta posterunku w Biskupcu, a jego następca jesienią sprawę umorzył.

      Ten przełomowy rok wieńczyła impreza, która jawiła się niczym zadziwiające przymierze zwycięskiej opozycji i anty­babilońskiego, buntowniczego reggae. W ósmą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, 13 grudnia 1989 roku, w hali Stoczni Gdańskiej odbył się koncert Solidarność Anti-­Apartheid. Włodzimierz Kleszcz, dyrektor artystyczny przedsięwzięcia, zaprosił do Polski zaangażowanych muzyków i poetów z Afryki i czarnej diaspory w Wielkiej Brytanii i z Afryki. Wystąpili między innymi Linton Kwesi Johnson, który w songu Wat About di Workin’ Claas? śpiewał o „Solidarności”, The ­Twinkle Brothers, Dennis Bovell oraz Benjamin Zephaniah, któremu akompaniowali muzycy Izraela, Daabu i T.Love.

      – Duża, spektakularna akcja, cała hala wypełniona ludźmi – pamięta Konikiewicz. – Jedna wpadka była z trans­portem. Artyści przylecieli do Warszawy i do Gdańska jechaliśmy autobusem. Organizatorzy wynajęli miejski bus z harmonijkowymi drzwiami, a w nocy było jakieś minus dwadzieścia, lodowaty wiatr przeciskał się przez szpary. Wyobraź sobie nieprzyzwyczajonych do tego czarnych ludzi. Okręceni kocami, ratowaliśmy się alkoholem.

      „Solidarność” spotyka rasta. Oprawę graficzną koncertu Solidarność Anti­-Apartheid zapewnili bracia Erszkowscy z Galago Band. Michał zaprojektował plakat, Jan bilet

      Archiwum braci Erszkowskich

      „Solidarność” spotyka rasta. Oprawę graficzną koncertu Solidarność Anti­-Apartheid zapewnili bracia Erszkowscy z Galago Band. Michał zaprojektował plakat, Jan bilet

      Archiwum braci Erszkowskich

      Oprawa plastyczna imprezy była dziełem braci Erszkowskich, plastyków i zarazem muzyków, którzy jako duet Galago Band jeszcze w połowie lat siedemdziesiątych zapisali się jako twórcy bodaj pierwszego polskiego zespołu reggae, a w stoczni zagrali z grupą Rocka’s Delight. Powstał plakat przedstawiający czarnoskórego wojownika i polskiego husarza niosących flagę; słynne logo „Solidarności” znalazło się na tle w barwach rasta. Koncertowy bilet przedstawiał z kolei to samo logo w asyście dwóch rastafariańskich Lwów Syjonu. Unia reggae i opozycji trwała chwilę, niemniej patrząc na te nieprawdopodobne obrazki, można sobie wyobrazić, że był to jeden z możliwych, acz niezrealizowanych, fan­tastycznych scenariuszy dla wykluwającej się w chaosie transformacji nowej Polski. Gdy dwadzieścia lat później w hali Stoczni Gdańskiej odbywał się koncert Zaczęło się w Polsce dla uczczenia rocznicy pierwszych wolnych wyborów, jako gwiazdy wystąpili Kylie Minogue i Scorpions.

       3. Wieczór z życia Praffdaty

      – W lecie 1989, chociaż byliśmy po tych pierwszych, niby wolnych wyborach z 4 czerwca, prędzej spodziewalibyśmy się, że Ruscy wkroczą i utną całą tę wolność, jak to było kiedyś w Pradze czy w Budapeszcie, niż tego, że rozpłyną się całe demoludy. Ale parę miesięcy później upadł mur berliński. A kto pierwszy burzył mur? My – opowiada Jarek Guła, spiritus movens nieformalnej grupy artystycznej Praffdata.

      Praffdata powstała w marcu 1984 roku na szkolnym korytarzu, gdy Guła skrzyknął do wspólnych akcji uczniów ­SOS-u. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ta szkoła, położona przy Grochowskiej 194/196, nieopodal ronda Wiatraczna na warszawskim Grochowie, była istną wylęgarnią kontrkultury. Chodzili tam, a w zasadzie bywali, między innymi Skandal z Dezertera, Andrzej Stasiuk, Rafał Kwaśniewski – twórca zespołów PRL i Elektryczne Gitary, Dziki СКАЧАТЬ