Up in Smoke. King. Tom 8. T.m. Frazier
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Up in Smoke. King. Tom 8 - T.m. Frazier страница 16

Название: Up in Smoke. King. Tom 8

Автор: T.m. Frazier

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66654-69-3

isbn:

СКАЧАТЬ mi się w żołądku – gdyby nie był pusty, z pewnością bym zwymiotowała.

      – Myśl o mnie jak o swojej drugiej niańce – syczy, kładąc zimne chude ręce na moich kostkach. Rozsuwa mi nogi, lecz przewracam się na brzuch i czołgając się, próbuję zejść z drugiej strony.

      – Zadziorna. Lubię, jak są zadziorne.

      Krzyczę tak głośno, jak tylko potrafię, aż moje własne uszy zaczynają mnie boleć od tego dźwięku.

      – Smoke’a tu nie ma, kochanie. Tylko ty i ja. – Czuję, jak opiera się kolanem o materac. – No już, już. Wygląda na to, że miałaś kiepski dzień. Pozwól, że cię pocieszę.

      Zaciska dłonie na moich kostkach i kolanami boleśnie rozpycha moje nogi. Płaczę bezgłośnie, bo straciłam już głos.

      – Niech zobaczę tę piękną cipkę – jęczy, ciągnąc za krawędź moich jeansów. – Mój kutas chce jej posmakować.

      Przewraca mnie na plecy i już wiem, że chociaż mam pusty żołądek, zaraz zwymiotuję. Nie zdołam tego powstrzymać. Próbuję zdusić nudności, lecz kiedy sięga do spodni i rozpina pasek, czuję, że to kwestia kilku sekund, nim żółć wyleje mi się z ust.

      Udaje mu się ściągnąć mi spodnie do kolan, po czym sięga do swojego rozporka. Uwalnia swojego małego, jakby nadgryzionego przez mrówki kutasa i kilka razy za niego pociąga. Jęczy, nie odrywając oczu od miejsca między moimi nogami.

      Powoli unoszę kolano i kilka koszmarnych sekund czekam na idealny moment. Kiedy oblizuje usta i sięga do moich fig, prostuję nogę i uderzam bezpośrednio w jego krocze.

      Wyje z bólu, a ja zrywam się do ucieczki, ale jestem obolała i wolna. W ciągu kilku sekund Wes rzuca się na mnie i przyciska mnie do podłogi.

      – Chciałem zrobić ci dobrze – rzuca, a oczy niemal wychodzą z jego małej główki. – Ty głupia kurwo!

      Uderza pięścią w moją i tak już obolałą twarz i gwiazdy stają mi przed oczami.

      Wes zakrywa mi usta dłonią i nie udaje mi się dłużej powstrzymywać. Wymiotuję mu w rękę, ale on nadal przyciska ją mocno do moich ust. Mój żołądek nie przestaje wypychać całej zawartości w górę. Dławię się własną żółcią, a do oczu napływają mi łzy. Obraz staje się rozmazany. Nie mogę oddychać. Nic nie widzę.

      – A teraz… – Kładzie się na mnie, a jego cuchnący oddech owiewa mi twarz. Przystawia mi broń do skroni i mówi przez zęby, opryskując mi twarz śliną. – Poczujesz cały ból.

      Kręci mi się w głowie. Całe pomieszczenie wiruje. Raz po raz widzę zakrwawiony i pokryty rdzą beton. Wes rozdziera na mnie ubranie. Moja koszulka już mnie nie zakrywa. Nawet z przystawioną do skroni bronią nie przestaję z nim walczyć, chociaż nie czuję, żebym w ogóle się ruszała.

      To właśnie znaczy być bez siły. Myślałam, że mam jeszcze siedem dni.

      Myliłam się.

      W celi rozlega się wybuch. Jest tak głośny, że chwilowo zagłusza wszelkie inne dźwięki. Jedyne, co słyszę, to wysokie dzwonienie w uszach. Ciężar Wesa znika z mojego ciała, a jego broń opada. Mężczyzna znika w oparach czerwieni i różu, padając bez życia na metalową ramę łóżka. Jego usta są otwarte, podobnie jak oczy, które teraz już nic nie widzą.

      Wes nie żyje.

      Próbuję złapać oddech, ale nie mogę się podnieść z podłogi. Patrzę, jak jego krew wsiąka w obskurny materac, plamiąc go głęboką czerwienią.

      Smoke z bronią w ręku podchodzi do niego, kuca i uśmiecha się z wyższością.

      – Podobało się, skurwielu?

      Rozdział 14

      Frankie

      Cień stojącego w blasku księżyca Smoke’a zakrywa całe moje ciało i blokuje wszelkie światło wpadające przez okno. Żołądek ponownie mi się kurczy, nie mam już jednak czego zwracać.

      Nie mam też żadnej nadziei.

      Przekroczywszy pewną granicę, człowiek nie jest już w stanie więcej znieść i obawiam się, że zbliżam się do punktu bez powrotu.

      Grzbietem dłoni ocieram usta.

      – Ty… go zabiłeś – szepczę.

      – Wtrącił się – odparł Smoke. – Nikt ma się nie wtrącać. – Zapala cygaro i wydmuchuje w powietrzę serię kółek.

      Dostrzegam leżącą na podłodze broń Wesa. Jest w zasięgu mojej ręki.

      Mam pomysł. Jest głupi i zuchwały, ale jedyny, jaki mam.

      Rada doktor Idy: Jeśli dostrzeżesz okazję do ucieczki, wykorzystaj ją.

      Udaję, że znów mam nudności, i prostuję palce, dotykając nimi broni. Zaledwie kilka centymetrów od moich ust leżą fragmenty czaszki Wesa. Odsuwam kawałki miękkiej tkanki jego mózgu i gdyby mój żołądek już nie był pusty, naprawdę znów bym zwymiotowała. Czuję metaliczny zapach jego krwi i ciepło uciekające z jego świeżo otwartej czaszki, z jego zwłok.

      Dotykam broni. Biorę ją w dłoń i opieram palec na spuście. Smoke staje za mną i czuję na sobie jego wzrok. Powoli podnoszę się na kolana i nagle czuję na potylicy lufę.

      – Zamierzasz mnie zabić, diablico? – pyta Smoke z rozbawieniem.

      Miło mi, że moja męka i agonia stanowią dla niego taką rozrywkę.

      Nie wiem, jak w tej chwili mogłabym kogokolwiek uratować. A co dopiero siebie.

      Czuję, jak wszelka nadzieja ucieka z mojego ciała, z mojej duszy, jakby ktoś wyciągnął w zlewie korek.

      Podejmuję decyzję.

      Mściwą, złośliwą i głupią decyzję.

      Taką, której nie zdążę już pożałować.

      – Nie, nie chcę cię zabić – mówię i odpowiednio ustawiam broń. Odwracam się powoli, by zobaczył, że nie celuję w niego.

      Tylko w swoje usta.

      Rozdział 15

      Smoke

      Niecierpliwa suka.

      Ta dziewczyna szybciej zabije się sama, niż poczeka, aż zrobi to ktoś inny.

      Jestem całkowicie pewien, że skurwiel, którego kawałki mózgu ozdabiają całą celę, jest jednym z ludzi Griffa. Facet mnie sprawdza, a takiego gówna nie będę tolerował. Powiedziałem Griffowi, że przyprowadzę mu Frankie za tydzień, i dotrzymam słowa.

      Dostarczę mu też w pudełku głowę tego sukinsyna.

      Najpierw jednak muszę zająć się obecną kwestią.

      Można СКАЧАТЬ