Название: Sfora
Автор: Przemysław Piotrowski
Издательство: PDW
Жанр: Триллеры
isbn: 9788381436052
isbn:
– Też nie wziąłbym go na poważnie, ale sam się tu zgłosił. I gdy zaczął bredzić o tym wilkołaku, to pomyślałem, że może da się coś z tego wyciągnąć. Ostatnio za dużo ludzi widzi w tej okolicy wilkołaki.
– Przestań już z tymi wilkołakami, Grzegorz. Przypominam ci, że wilkołaki nie istnieją. Ale pewnie ktoś musi się nieźle bawić.
– Może jakieś dzieciaki wykorzystują sytuację i straszą ludzi? – Zimny włożył do ust gumę miętową.
– Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Na wszelki wypadek sprawdź jednak wszystkie okoliczne sklepy z kostiumami. Teatry też. Może ktoś ostatnio wypożyczył bądź kupił takie przebranie.
– Załatwione.
Czarnecki spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma trzydzieści. Jak na złość drugi świadek, z którym wiązał dużo większe nadzieje, od blisko godziny okupował toaletę, tłumacząc się nagłym rozstrojem żołądka. Inspektor był w stanie w to uwierzyć. Ludzie różnie reagowali na wizytę w komisariacie, nawet jeśli zgłosili się z własnej woli. A gdy w grę wchodził trup, zwłaszcza zmarły w tak niecodziennych i tragicznych okolicznościach, co bardziej wrażliwych biegunka dopadała czasem już w poczekalni.
– Odnośnie do tego drugiego. Niech ktoś pilnuje chłopaka. Chciałbym, żeby był na miejscu, gdy skończymy spotkanie grupy. Zajmiesz się tym?
– Jest z nim jedna z posterunkowych. Elwira. Podobno naprawdę daje czadu.
– Dajcie mu może jakieś tabletki czy coś. I żeby mi się tu nie odwodnił.
– Już coś tam dostał.
– Dobra, wiesz, co robić. Widzimy się za pół godziny u mnie w biurze.
Czarnecki poprawił krawat i szybko ruszył do swojego gabinetu. O tej porze korytarze komendy tętniły już życiem. Stukot obcasów, szelest dokumentów, trzaskające drzwi, nieformalne rozmowy, sporadyczne saluty – wszystko to składało się na specyficzną kakofonię, jakiej można było doświadczyć jedynie w policyjnym komisariacie. Inspektor przemknął do biura, unikając kontaktów z napotkanymi pracownikami, z których niemal każdy skinął mu bądź machnął na przywitanie. Odpowiadał ledwo zauważalnym gestem, aby nie prowokować niechcianych rozmów, na które w tej chwili po prostu nie miał czasu. Zareagował dopiero w momencie, gdy na schodach spotkał podkomisarza Aleksandra Rafalskiego.
– Cześć, Olek – przywitał się.
– Cześć, Romek – odparł postawny mężczyzna w okularach.
Podkomisarz Rafalski był ekspertem odpowiedzialnym za tworzenie portretów pamięciowych. Czarnecki współpracował z nim często i ufał jego zdolnościom, bo na podstawie zeznań nawet wyjątkowo nieogarniętego świadka, potrafił narysować coś z niczego. Pomimo specjalistycznych, przeznaczonych do jego profesji programów komputerowych, często wolał ołówek i kartkę papieru, a oblicza, które wychodziły spod jego ręki, prawie zawsze były uderzająco podobne do poszukiwanych. Absolutnym mistrzostwem popisał się zaledwie półtora miesiąca temu, gdy na bazie opowieści jednej z kelnerek odtworzył rysy podejrzanego klienta, a następnie odmłodził go o dobrych dwadzieścia pięć lat, dzięki czemu można było rozwiązać zagadkę sprzed ćwierćwiecza.
– Potrzebuję twojej pomocy.
– Ty nigdy nie odpoczywasz?
– Ech… wiesz, jak jest. – Czarnecki machnął ręką. – Ja do ciebie właśnie w tej nowej sprawie.
– No, żyją nią wszyscy na komendzie. Wilkołak w mieście. Ja pierdzielę.
– Ty też? – Czarnecki przewrócił oczami.
– Powtarzam, co mówią. Media będą miały używanie.
– To akurat ostatnie, czego nam trzeba. Ale dobra, zostawmy to. Miałem do ciebie dzwonić, ale skoro już na siebie wpadliśmy, to mam prośbę.
– Słucham.
– Chciałbym, abyś pogadał z takim jednym facetem. To bezdomny, do tego alkoholik i chyba już trochę niespełna rozumu. Twierdzi, że rozmawiał z tym… „wilkołakiem” – Czarnecki palcami nakreślił w powietrzu cudzysłów. – Prawdopodobnie gada głupoty, ale wolę dmuchać na zimne.
– Nie ma sprawy. Akurat dziś mam więcej czasu. Jest teraz na komendzie?
– Wiozą go do izby wytrzeźwień, ale wieczorem byłby do twojej dyspozycji.
– Wieczorem…? – Rafalski cmoknął, z trudem ukrywając niezadowolenie. – Nie możemy tego przełożyć na jutro?
– Bardzo mi na tym zależy, a ty jesteś najlepszy.
Rafalski przeciągnął dłonią po kilkudniowym zaroście.
– No dobra… – odparł. – Ale jak wrócę z podbitym okiem, to ty będziesz tłumaczył się mojej kobiecie. Bo wiesz… zostanę ojcem i…
– Ooo… To gratuluję, Olek. Postaram się dostarczyć go przed osiemnastą.
– Okej.
– Dzięki, Olek. Będziemy w kontakcie.
– Na razie.
Czarnecki pokonał kilka kolejnych schodów i dotarł na swoje piętro. Już z daleka dostrzegł znajome sylwetki. Obie postaci stały na końcu korytarza i przy otwartym oknie paliły papierosy. Inspektor przyspieszył kroku.
– Długo czekacie? – zapytał, gdy podszedł wystarczająco blisko, aby nawiązać kontakt.
– Chwilę – odparł Igor Brudny.
Komisarz zgasił papierosa na zewnętrznym parapecie i serdecznie przywitał się z inspektorem. Mężczyźni poklepali się po plecach jak starzy przyjaciele, choć znali się niecałe dwa miesiące i do tej pory nie zdążyli razem wypić wódki. Nie przeszkadzało im to jednak ani trochę. Wiedzieli, że mogą sobie bezgranicznie ufać, i to im wystarczyło.
– Mógł pan zadzwonić, komisarzu Brudny.
– Nie chciałem panu przeszkadzać, inspektorze Czarnecki.
Obaj zaśmiali się szczerze, a chwilę później inspektor równie serdecznie uściskał się z podkomisarz Julią Zawadzką.
– Proszę wybaczyć, kolejność powinna być chyba inna – pokajał się.
– Daj spokój, Romek. Jestem przyzwyczajona.
– Dobrze. Zapraszam do gabinetu. Pewnie macie ochotę na porządną kawę.
– Czytasz nam w myślach.
Chwilę później cała trójka weszła do przestronnego pomieszczenia, a inspektor zaparzył mocną СКАЧАТЬ