Название: Dziurdziowie
Автор: Eliza Orzeszkowa
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
– A zkąd wzięłaś galonik?
– Piotr jeździł do miasta, to go prosiłam żeby kupił.
– A zkąd hrosze miałaś?
– Z lata jeszcze schowałam, kiedy to żąć chodziłam do dworu.
Stara milkła. W głosie wnuczki słyszała szczerość. Ale po chwili zapytywała znowu.
– A nie udaje się kto do ciebie?
Oczy spuszczając, dziewczyna odpowiadała.
– A udają się. To już ja tobie, babulo, przeszłéj niedzieli mówiła.
– Stepan Dziurdzia? – Tonem zapytania szeptała stara.
– Ale!
– A więcéj kto?
– Toż ja mówiła! Michałko Kowalczuk.
– Aha! to nic… Na to ty dziewka, żeby do ciebie kawaliry udawali się. Ale galonu od nich nie brałaś, ani paciórek, ani hroszy, ani nic? Nie brałaś
– Nie brałam.
– Pewno?
– Dalibóg.
– Pamiętaj. Sierotą jesteś i tylko na Bozkiéj opiece, nie daj się skrzywdzić, bo zginiesz, tak jak ta kropla wody w wielkiéj rzece… Ja już teraz na ciebie nie patrzę, ale Pan Bóg patrzy i ludzie także patrzą. Pamiętaj, żeby na tobie grzechu przed Bogiem, a wstydu przed ludźmi nie było. Kiedy który lubi, niech żeni się, a kiedy żenić się nie chce, to ty jego przy zbliżeniu się wszelakiém, raz, dwa, trzy, w pysk! taj hodzi! Dziewczyna powinna być jak ta szklanka, kiedy ją w wodzie krynicznéj wymyją, ot co!
I długo jeszcze staruszka w sposób taki do wnuczki przemawiała, a powtarzało się to każdéj niedzieli. Jednéj zaś niedzieli tak do niéj rzekła: – Jeżeli kogo polubisz i zechcesz koniecznie, żeby on z tobą ożenił się, to powiedz mnie. Ja na to sposób znajdę… Na to już ja twoją babką i jedyną na tym świecie opiekunką jestem, żeby ciebie w każdéj godzinie ratować…
Bardzo zawstydzona, ale zarazem i zaciekawiona Pietrusia szepnęła:
– A jakiż to sposób, babulo?
Stara po cichutku prawić poczęła.
– Wszelakie są na to sposoby. Można nietoperza w mrowisku zakopać i, jak go mrówki ze wszystkiém zjedzą, z kosteczek jego jedną taką wybrać; można i ziela takiego poszukać, co nazywa się zaharduszką, a korzonki ma takie, jak niby to dwie rączki połączone… Można i innego ziela…
Wszystko to stara prawiła z powagą wielką i tajemniczością niejaką, a prawiła-by była daleko dłużéj, gdyby ją była Pietrusia mocno za fartuch nie pociągnęła. I przytém wstydliwie lecz razem radośnie zachichotała.
– Hodzi, babulo, – szepnęła, – hodzi! Niczego mi tego nie trzeba. Ani nietoperza, ani zaharduszki, ani innego ziela nie trzeba. On i tak ożeni się ze mną.
Stara widocznie z natężeniem wielkiém uszy nastawiła:
– Który? – zapytała.
– A Michałko.
– Kowalczuk?
– Ale.
Babka przyzwalająco pokiwała głową.
– Dobrze, – rzekła, – dobrze, czemu nie? chatynkę swoję i kawałek swojéj ziemi po ojcach ma. Przytém rzemieślnik… Ajaj! Jakby było dobrze! Kab tolko żeniłsia!
– Oj, oj! – tryumfująco zadzwoniła Pietrusia, – dalibóg ożeni się! mówił mnie nie raz, ale sto razy…
Tak mówiąc, rozpromieniła się cała. Z młodziutkich wesołych oczu jéj trysnął snop promieni, zęby jak perły błysnęły z za czerwonych warg. I wielka, niezmącona radość tak ją całą napełniała, że nie mogąc na miejscu wysiedziéć, zeskoczyła z pieca i zaczęła, po izbie kręcąc się, na całe gardło wyśpiewywać.
– Jeść u menie mój mileńki
Wsia moja rodzina,
Jak przyjedzie on do menie
Szczaśliwa hadzina!
Izba była pustą, bo w niedzielny ranek Piotr z Piotrową pojechali do kościoła, a chłopcy na ulicy wiejskiéj z rówieśnikami hulali. Piosenka, przez Piotrusię rozpoczęta, miała drugą, trzecią i czwartą strofę, i dziewczyna prześpiewała je wszystkie, jak fryga zwijając się po izbie, stół mokrą szmatą wycierając, do pieca na gotującą się strawę zaglądając, kury nakoniec, które na środek izby powyłaziły, do ciemnych spędzając podpiecków. Kiedy nakoniec, śpiewanie dziewczyny i gdakanie kur i chrząkanie wypędzonego do sieni wieprzka umilkły, ze szczytu pieca ozwała się Aksena.
– Pietrusia!
– A co?
– Chadzi tu.
Wskoczyła na tapczan u pieca stojący i zapytała:
– Co, babulo?
– Ot co. Michałku, teraz dwudziesty piérwszy roczek idzie.
– Ale, – potwierdziła dziewczyna.
– To to i bieda. Jakże on z tobą ożeni się, kiedy jemu trzeba do wojska iść?
Dziewczynę uwaga ta babki przestraszyła zrazu bardzo.
– Nie może być! – krzyknęła.
Stara głową pokiwała.
– Oj dziecko z ciebie gorzkie! albo ty o tém nie wiedziała?
Co СКАЧАТЬ