Dziurdziowie. Eliza Orzeszkowa
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziurdziowie - Eliza Orzeszkowa страница 11

Название: Dziurdziowie

Автор: Eliza Orzeszkowa

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ powrócił już z wojska i w swojéj chacie porządek z dzierżawcą robi a wieczorem, kiedy mnóztwo ludzi rozmawiało, piło i tańczyło w karczmie, on sam ukazał się tam ale w postaci tak zmienionéj, że zaledwie poznać go zdołano. Gdy wieś opuszczał suchy był jakiś, chuderlawy, na dorastające pacholę więcéj niż na urodziwego mężczyznę wyglądający i tak jak wszyscy chłopi w Suchéj Dolinie, ubierający się w sukienną siermięgę, albo kapotę z sinego czy czerwonego płótna. Teraz gdzie! Lata wojskowych ćwiczeń i marszów rozszerzyły mu ramiona i piersi, a twarz wprzódy bladą, oblały zdrową, głęboką śniadością, zmężniał i wyprostował się; czarny wąs urósł mu nad wargami, oczy patrzały śmiało i roztropnie a miał na sobie nie siermięgę i nie kapotę, ale surdut z ciemnego sukna, porządne buty na nogach a na szyi jaskrawą chustkę. W tém ubraniu z papierosem w ręku, zjawił się w karczmie a ze stron wszystkich witany i podziwiany, wszystkich nawzajem poznawać i witać zaczął. Od razu poznać można było po nim, że dużo świata widział, porozumniał, wygrzeczniał, ale do wioski swojéj z radością powracał. Dawnym znajomym garniec wódki zafundował i sam parę kruczków wypił, ale więcéj to już za nic nie chciał. Papierosy palił, rozprawiał, o szerokim świecie rozpowiadał i, pomiędzy tańczących wmieszawszy się, z dziewczętami miecielicę i kruciela tak zawzięcie i zgrabnie wywijał, jak gdyby był nigdy ze wsi nie wyjeżdżał. Na środku karczemnéj izby wznosiły się takie chmury pyłu, że mętnie tylko rozróżniać w nich można było ciężkie postacie tańczących parobków i pstrą odzież dziewcząt. Ale Kowalczuka każdy mógłby zaraz wyróżnić w téj gromadzie, wirującéj śród gęstéj kurzawy, nietylko po ciemnym surducie i jaskrawéj chustce na szyi, ale najbardziéj po zręczności i gipkości ruchów. On to z największą fantazyą wykrzykiwał w tańcu: hu, ha! i po kilkudziesięciu obrotach miecielicy z najbardziéj zamaszystą gracyą, zdyszaną swą tancerkę dokoła izby oprowadzał. Ze wszystkiemi dziewczętami żartobliwe kłótnie porozpoczynał, ze wszystkiemi choć raz przetańczył, w oczy każdéj zajrzał, jednę nawet wstydliwie od niego uciekającą, pomiędzy piecem a drzwiami schwycił i wycałował – a o Pietrusi ani wspomniał, ani się o nią u kogokolwiek zapytał. Przypomniały mu ją starsze kobiety, które, go wprost z pomiędzy tańczących porwawszy ścisłém kołem obstąpiły i języki porozpuszczały. Tak i tak, z Pietrusią było, mówiły, tak i tak. To i to działo się pomiędzy nią a Stepanem, to i to doradzali jéj ludzie, tam i tam poszła, tak i tak dogryzają jéj czasem i śmieszne pieśni do niéj śpiewają. Kowalczuk słuchał babskiego gadania i śmiał się tak, że aż mu z pod czarnego wąsa białe zęby błyskały, że aż gruby śmiech jego przygłuszał babskie gadanie, ale nie mówił nic. Ani o Pietrusi, ani a swoich zamiarach nie powiedział jednego słowa i, poczęstowawszy baby wódką i sérem, znowu tańczyć i hulać zaczął jeszcze sierdziściéj niż wprzódy. Wtedy, jasno zrobiło się wszystkim, że on już o Pietrusi ani myśli. – Z inném sercem i z innemi myślami powrócił, powiadano. Inni dodawali. – Gdzie jemu teraz o niéj myśléć. Przybłęda ona i tyle tylko, że koszulinę jaką na grzbiecie ma, a już i stara z niéj dziewka, ot chyba już jéj dwudziesty czwarty roczek idzie. On by mógł teraz ożenić się i z panienką jaką…

      Może ci, którzy tak utrzymywali nie mylili się wcale, może istotnie Kowalczuk nie myślał już o Pietrusi i upłynione lata, zaznane wrażenia, zatarły w nim pamięć o dziewczynie i przyrzeczeniach, które po sobie jéj pozostawił. Przez dwa tygodnie ani widział jéj, ani starał się zobaczyć. Powiadano, że ze swoim dzierżawcą wciąż porządek robił, co właściwie znaczyło, że wyprawiał go z chaty, nie bez głośnych kłótni i pretensyi o zrujnowanie gospodarstwa, z któremi nawet do sądów poszedł. Widać było od razu, że zamierzał porządnie rękawy zawinąć do pracy, nietylko rolnéj ale i kowalskiéj, oświadczył bowiem gromadzie, że tak jak dziad i ojciec jego kowalstwem się tu trudnili, tak i on trudnić się niém będzie, czyja więc łaska niechaj do kuźni jego przybywa. W parę tygodni dopiéro po swym powrocie, w gorący dzień letni, poszedł sobie drogą, het, daleko, pomiędzy szerokie pola. W białym, płóciennym surducie i wojskowéj czapce na głowie, szedł widać bez celu, zwolna, papierosa palił i z fantazyą przeginał się trochę w obie strony, zwyczajnie jak kawaler dostatni, rozumu swego świadom i którego o nic głowa nie boli… Tak zaszedł aż za brzozowy lasek, jedno z okolicznych wzgórz obrastający, a za którym leżała szmata pola, dojrzałém zbożem okryta. Dziś właśnie, zboże to żąć zaczęto; kilkanaście żniwiarek pochylało się nad złocistą falą, która w miarę poruszania się ich rąk, zdawała się do stop im się skłaniać, Kowalczuk stanął u skraju lasku i patrzał na jednę ze żniwiarek, która, wyprostowawszy się podjęła w ramionach wielki snop żyta i kilka kroków uszedłszy, rzuciła go tam, gdzie wiele już innych snopów leżało. Potém, sierpem w powietrzu błysnąwszy, pochyliła się znowu i żąć zaczęła; żnąc zbliżała się coraz ku temu miejscu, na którém stał Kowalczuk, ale głowy nie podnosiła wcale i tylko ręce jéj poruszały się prędko, coraz prędzéj, krzesząc sierpem tuż nad ziemią stalowe błyskawice, Kowalczuk usta trochę otworzył i w tę żniwiarkę wpatrywał się jak w tęczę, papieros niedopalony za siebie rzucił i ręce na piersi skrzyżował. U skraju lasku, pomiędzy brzozami, stał jak słup i pod czarnym wąsem uśmiechać się zaczął. Dostrzegł wyraźnie, że zbliżająca się ku niemu żniwiarka, jakkolwiek schylona, doskonale wiedziała, że on tam stoi; zerkała czasem na niego z pod powiek, ale nie odezwała się ani słówkiem i głowy nie podnosiła, owszem, coraz prędzéj i zapalczywiéj żęła. Kiedy nakoniec o kilka kroków tylko znalazła się od niego, Kowalczuk odezwał się sam:

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/2wBDAAMCAgMCAgMDAwMEAwMEBQgFBQQEBQoHBwYIDAoMDAsKCwsNDhIQDQ4RDgsLEBYQERMUFRUVDA8XGBYUGBIUFRT/2wBDAQMEBAUEBQkFBQkUDQsNFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBT/wgARCAeoBXgDAREAAhEBAxEB/8QAHAABAQEAAgMBAAAAAAAAAAAAAQACBgcDBQgE/8QAGgEBAQEBAQEBAAAAAAAAAAAAAAECBAMFBv/aAAwDAQACEAMQAAAB9bx/jdEZEiARSICVAiSXSZVSJQQEybRAFUSIyu0CIQAhAQIhA0ZEiAQEiIDRkQIiE0kCwEaQBUUAXWYDpECxAazLQUEUFhQWSytUNZgWgqQEQmswM6qWVqIAqKRDkFpFkaoJDmWgrmFrIasRESCwoKgKSxESayA1Ycy0gPGsqBpIAESAFTSYVNJhVMroBBElkF2kAGiATJGzJCQCAkBoiAhAiFJcmiTKpldJCZIRA3mZ0lDSZWECHMNWNIK5lplVJYUhMqo5BaBoDK6zLQVQWQVAhkrY1mZ1YDWYasOZnV0BDmQaqgsKCqICZVzEC0hyDOrpIFgIUFhIUhyzqwpZWlkaYakFUQURXSALIiZEyukSMCJGF2kRoyAiAnjXyJAQgJGkyqQEJkjQEBG0jCpk0KQLGkssaqKSxERABGiIkiJVIFcw1YhTK6RyNHI0hyDOrpAlUsrQVSMqogIKpERlUcy0FUcgSIzqqCqWSZ0RyNIFczRkNVSIcjQWNZmdUNSVRZWjkaRGV1mNeK2VTK6SBciKRLIgIKpCIAJGREgIRAjK+RnCwgbTKwmSNABtAFgEBNSFuRMmwEcw1dZmdJQjSCxGkMs6qRrMNBYjWYCGgsazMaukgUIiFI3lnTMurBVBdZkZ1dZhpArmQhoK5lplWTVWQRnV1maAg0CXWZEJGNWIhSyaozqqCuZaayDOiREOQWlkaaytAjeZlfz62oorJCCiJKIiChJLpIhMiBEaAQBZNERkRFJZJXMjOqAukSA0gsACIERAaAiEBARSEDKwkSZXaC6zM6byiM6ChGszOqkSJFkasREAkQoKpERlUhRyNMrpIsrTK6SySIhQXOrk0azAQ0gWIDSRZGksQ5hq6zDQWSLLQaOQJjV0hm6QDV/O1pNEgukTCokgoIEIpEqkChpARMrtkUIhIQIDQEJkiIhISMiQEIAIiRERk0SSxEOZnVSIklBFMrpIgWASIBFJQUgUNJlUiNZmdJVIyqmjK0NlkgGrCiGVpFlnV0jkBqwCQCaSMqGkFgKEqhRyNIiMLtBY0hlDoEQ5GjkaeFqBdIgaTKggCqbTJKkiZUI8iAgICBCAkAiQCZNARCBk0IEQGjJEaAhASIhQVTKwjmGqCBpIgJZJYhTKqSyShqQldSIyqAkOYarmJnV1mZ1QSA1mGqoDkaJAsKWSWgUUGrAaQEFjWZnVUoqFklhSLK01lnVsw0lUiBYUiy СКАЧАТЬ