Faraon. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon - Болеслав Прус страница 4

Название: Faraon

Автор: Болеслав Прус

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ ptactwo pustyni uganiało się za gołębiami i kawkami ziemi Gosen. Wzdłuż kanału huśtały się zgrzytające żurawie z kubełkami płodnej wody, a ludzie, którzy zbierali owoce, ukazywali się i znikali między zielonością drzew jak barwne motyle. Zaś w pustyni, na szosie, już zamrowiło się wojsko i jego służba. Przeleciał oddział konnych uzbrojony w lance37. Za nim pomaszerowali łucznicy w czepkach i spódniczkach; mieli oni łuki w garści, sajdaki38 na plecach i szerokie tasaki u prawego boku. Łucznikom towarzyszyli procarze niosący torby z pociskami i uzbrojeni w krótkie miecze.

      O sto kroków za nimi szły dwa małe oddziałki piechoty: jeden uzbrojony we włócznie, drugi w topory. Ci i tamci nieśli w rękach prostokątne tarcze, na piersiach mieli grube kaftany, niby pancerze, a na głowie czepki z chusteczkami zasłaniającymi kark od upału. Czepki i kaftany były w pasy: niebieskie z białym lub żółte z czarnym, co robiło żołnierzy podobnymi do wielkich szerszeni.

      Za przednią strażą, otoczona oddziałem toporników, posuwała się lektyka ministra, a za nią, w miedzianych hełmach i pancerzach, greckie roty, których miarowy krok przypominał uderzenia ciężkich młotów. W tyle było słychać skrzypienie wozów, ryk bydła i krzyki woźniców, a z boku szosy przemykał się brodaty handlarz fenicki w lektyce zawieszonej między dwoma osłami. Nad tym wszystkim unosił się tuman złotego pyłu i gorąco.

      Nagle od straży przedniej przycwałował konny żołnierz i zawiadomił ministra, że zbliża się następca tronu. Jego dostojność wysiadł z lektyki, a w tejże chwili na szosie ukazała się garstka jeźdźców, którzy zeskoczyli z koni. Po czym jeden z jeźdźców i minister zaczęli iść ku sobie, co kilka kroków zatrzymując się i kłaniając.

      – Bądź pozdrowiony, synu faraona, który oby żył wiecznie – odezwał się minister.

      – Bądź pozdrowiony i żyj długo, ojcze święty – odparł następca. A potem dodał:

      – Ciągniecie tak wolno, jakby wam nogi upiłowano, a Nitager najpóźniej za dwie godziny stanie przed naszym korpusem.

      – Powiedziałeś prawdę. Twój sztab maszeruje bardzo powoli.

      – Mówi mi też Eunana – tu Ramzes wskazał na stojącego za sobą oficera obwieszonego amuletami – że nie wysyłaliście patroli do wąwozów. A przecież na wypadek rzeczywistej wojny nieprzyjaciel z tej strony mógł was napaść.

      – Nie jestem dowódcą, tylko sędzią – spokojnie odpowiedział minister.

      – A cóż robił Patrokles?

      – Patrokles z greckim pułkiem eskortuje machiny wojenne.

      – A mój krewny i adiutant, Tutmozis39?

      – Podobno jeszcze śpi.

      Ramzes niecierpliwie uderzył nogą w ziemię i umilkł. Był to piękny młodzieniec, z twarzą prawie kobiecą, której gniew i opalenizna dodawały wdzięku. Miał na sobie obcisły kaftan w pasy niebieskie i białe, tegoż koloru chustkę pod hełmem, złoty łańcuch na szyi i kosztowny miecz pod lewym ramieniem.

      – Widzę – odezwał się książę – że tylko ty jeden, Eunano, dbasz o moją cześć.

      Obwieszony amuletami oficer schylił się do ziemi.

      – Tutmozis jest to próżniak – mówił następca. – Wracaj, Eunano, na swoje stanowisko. Niech przynajmniej przednia straż ma dowódcę.

      Potem spojrzawszy na świtę, która już go otoczyła, jakby wyrosła spod ziemi, dodał:

      – Niech mi przyniosą lektykę. Jestem zmęczony jak kamieniarz.

      – Czyliż40 bogowie mogą męczyć się!… – szepnął jeszcze stojący za nim Eunana.

      – Idź na swoje miejsce – rzekł Ramzes.

      – A może rozkażesz mi, wizerunku księżyca, teraz zbadać wąwozy? – cicho spytał oficer. – Proszę cię, rozkazuj mi, bo gdziekolwiek jestem, serce moje goni za tobą, aby odgadnąć twoją wolę i spełnić ją.

      – Wiem, że jesteś czujny – odparł Ramzes. – Już idź i uważaj na wszystko.

      – Ojcze święty – zwrócił się Eunana do ministra – polecam waszej dostojności moje najpokorniejsze służby.

      Ledwie Eunana odjechał, gdy na końcu maszerującej kolumny zrobił się jeszcze większy tumult. Szukano lektyki następcy tronu, ale – nie było jej. Natomiast ukazał się, rozbijając greckich żołnierzy, młody człowiek dziwnej powierzchowności. Miał na sobie muślinową koszulkę, bogato haftowany fartuszek i złotą szarfę przez ramię. Nade wszystko jednak odznaczała się jego ogromna peruka, składająca się z mnóstwa warkoczyków, i sztuczna bródka, podobna do kociego ogona.

      Był to Tutmozis, pierwszy elegant w Memfis, który nawet podczas marszu stroił się i oblewał perfumami.

      – Witaj, Ramzesie! – wołał elegant, gwałtownie rozpychając oficerów. – Wyobraź sobie, że gdzieś podziała się twoja lektyka; musisz więc usiąść do mojej, która wprawdzie nie jest godną ciebie, ale nie najgorszą.

      – Rozgniewałeś mnie – odparł książę. – Śpisz zamiast pilnować wojska.

      Zdumiony elegant zatrzymał się.

      – Ja śpię?… – zawołał. – Bodaj język usechł temu, kto mówi podobne kłamstwa. Ja, wiedząc, że przyjedziesz, od godziny ubieram się, przygotowuję ci kąpiel i perfumy…

      – A tymczasem oddział posuwa się bez komendy.

      – Więc ja mam być komendantem oddziału, w którym znajduje się jego dostojność minister wojny i taki wódz jak Patrokles?

      Następca tronu umilkł, a tymczasem Tutmozis zbliżywszy się do niego szeptał:

      – Jak ty wyglądasz, synu faraona?… Nie masz peruki, włosy i odzienie pełne kurzu, skóra czarna i popękana jak ziemia w lecie?… Najczcigodniejsza królowa-matka wygnałaby mnie ze dworu zobaczywszy twoją nędzę…

      – Jestem tylko zmęczony.

      – Więc siadaj do lektyki. Są tam świeże wieńce róż, pieczone ptaszki i dzban wina z Cypru. Ukryłem też – dodał jeszcze ciszej – Senurę w obozie…

      – Jest?… – spytał książę. Błyszczące przed chwilą oczy zamgliły mu się.

      – Niech wojsko idzie naprzód – mówił Tutmozis – a my tu zaczekajmy na nią…

      Ramzes jakby ocknął się.

      – Dajże mi spokój, pokuso!… Przecież za dwie godziny bitwa…

      – Co to za bitwa!…

      – A przynajmniej СКАЧАТЬ



<p>37</p>

oddział konnych uzbrojony w lance – anachronizm. [przypis edytorski]

<p>38</p>

sajdak – wyposażenie łucznika składające się z futerału na łuk oraz futerału na strzały (kołczanu). [przypis edytorski]

<p>39</p>

Tutmozis – gr. Totmes, egip. Dżehutimes, imię noszone przez czterech faraonów Nowego Państwa, m.in. wielkiego zdobywcę Totmesa III. [przypis edytorski]

<p>40</p>

czyliż (daw.) – czy, czyż. [przypis edytorski]