Król chłopów. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Król chłopów - Józef Ignacy Kraszewski страница 31

Название: Król chłopów

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ korzystał – dodał Kaźmirz.

      Po chwilce, obejrzawszy się do koła, począł król, ręką się opierając na stole.

      – A wiesz ty stary, co cię czeka? Wiaduch głową pokręcał.

      – Otom ja przybył od ciebie posługi żądać…

      Kmieć się pokłonił.

      – Rozkazujcie – miłościwy panie.

      – No, i nie małej – dodał król, ale mi ona potrzebna…

      Pomilczawszy chwilę małą, Kaźmirz się odezwał.

      – Słyszeliście może, iż do Wiślicy zwołałem ziemian na czwartą postu niedzielę. Będą im tam nowe prawo czytali, a prawo to nie dla jednych ziemian jest, ani dla duchownych, ale dla wszystkiego ludu i kmieci też…

      Wiaduch się uśmiechnął niedowierzająco.

      – Miłościwy panie – rzekł, ja na to codzień patrzę, gdy obrok koniom zasypuję, a z jednego żłobu wszystkie mają jeść. Żeby człek nie pilnował, starsze i silniejsze wszystkoby zjadły. Tak to i z tym żłobem pono będzie, do którego się nam docisnąć nie dadzą.

      – To wasza rzecz – rzekł król uśmiechając się, ja w żłób zasypuję… i póki żyw, też przy tym żłobie stać będę.

      Zjadą się ziemianie do Wiślicy, duchowni, rycerstwo i proste panosze… trzeba, aby i kmieć też tam był…

      Wiaduch spojrzał zdziwiony na króla, nie odpowiadał nic.

      – A dopuszcząż tam inni? szepnął po namyśle…

      – Powiecie tym, coby was chcieli gnać lub bronić przystępu, że moje przykazanie macie.

      Chcę abyście tam byli.

      Kmieć potrzeby jakoś nie widział i głową pokręcał.

      – Jedź ty – rzekł król, weźmij z sobą zamożnych a poczestnych kilku, bądźcie przy mnie, aby nie rzeczono, żem o was zapomniał lub pogardził wami.

      Przecież i tak mnie królem chłopów zwą – niech wiedzą, że ja nim chcę być, jak jestem królem ziemianina, i rycerstwa, i wszelkiego ludu, który w królestwie tem żywie…

      Rozkazuję więc wam, abyście mi kilku waszych braci do Wiślicy przywiedli. A miałoby was nie stać na to, bo paszy dla koni jeszcze nie będzie, lub ją pod Wiślicą szlacheckie szkapy zjedzą i stratują, oto macie na drogę.

      Król mówiąc to, sięgnął do kalety, w której miał przygotowany mieszek i położył go na stole…

      – Do Wiślicy pojedziewa – odezwał się z dumą kmieć – chybabym żyw nie był, ale nie o waszych pieniądzach, miłościwy… Stanie na to ubogich. My tam żyjemy z prosta, prawda, takeśmy się urodzili i do tego nawykli – złota na nas nie widać – miły panie – ale grosz jaki w garnuszku pod sypanką w komorze się najdzie na czarną godzinę.

      – Weźcie to przecie – mnie nie zubożycie – rozśmiał się król, weźcie dla innych, abyście ich mogli wybrać nie wedle przemożności, a wedle statku i rozumu… i – z Bogiem ostawajcie. Król wstał i kroczył już do drzwi, nalanego miodu ledwie dotknąwszy ustami. Wiaduch wiódł go, schylając się, do drzwi. Odwrócił się ku niemu.

      – Pomnijcież – dodał, przed czwartą postu niedzielą, trzeba tam być… jak się patrzy… bo o was pytać będę.

      Gdy król wyszedł do swoich, ci się jeszcze wyniesioną im mechą pocieszali, i coprędzej wąsy ocierając, do koni przypadli.

      Kaźmirz się już z dworem dobrze od wrót odsadził, a stary kmieć stał jeszcze zadumany, i jak w ziemię wrosły…

      Garuśnica aż musiała przyjść, i po ramieniu uderzywszy, rozbudzić.

      – Co tobie stary?

      Nic nie odpowiadając, Wiaduch wszedł do chaty, gdzie jeszcze worek królewski na stole leżał, siadł na ławie, sparł się i milczący zamyślił.

      Baba przed nim z rękami założonemi, wlepiwszy oczy w niego, stała, głową potrząsając.

      Leksa nie mógł myśli pozbierać, a na pytania jej długo nie odpowiadał. Nareszcie wstał, przeżegnał się, czapkę poprawił na głowie i westchnął.

      – Dziejże się wola Boża i pańska. Jak do Wiślicy to i do Wiślicy…

      – Cóż to ci, krzywda, nie cześć? – zapytała Garuśnica

      – Milczałabyś stara, bo nic nie znasz – zawołał Wiaduch. Za taką cześć, człek potem skórą płaci. Z dostatkiem jam się nigdy nie chwalił, aby go ludzie nie zazdrościli, a tu, wstydu sobie i stanowi swemu uczynić się nie godzi!!

      Powzdychał trochę Wiaduch, przeszedł się po izbie, z kubka po królu miodu dopił, pasa mocniej ściągnął, na chodaki popatrzył, ku słońcu wyjrzał, i rzekł do żony.

      – Na wieczerzę albo powrócę, albo nie – patrzajcie matko, aby łyżka ciepłej strawy była. Trzeba mi w drogę.

      Najlepszą szkapę wybrawszy ze stajni, stary, który się konia jeszcze nie bał, dosiadł jej raźno i pokłusował.

      W sąsiedztwie kilku bogatych kmieciów siedziało…

      Nie wszyscy oni byli do Wiaducha podobni. Najdostojniejsi z nich do ziemiaństwa się cisnęli i przypytywali a do szczytów się za grosz lub za posługi przyjmować dawali. Tym o stanie kmiecym mówić nie było można, bo choć do niego należeli, już się fałszywemi sześciu świadkami wywiedli na panosze.

      Drudzy, radzi byli cicho siedzieć a nie narażać nikomu, gdy tu niewątpliwie przytomnością swą, rycerstwu solą w oku być mieli. Innych jeszcze, dla prostoty ich nie mógł wezwać do towarzystwa Leksa; wybór więc był trudny i głowa go bolała. Małą do zbytku garstką ograniczyć się wstyd mu było.

      Wzdychał więc jadąc, iż mu król za ciężkie brzemię na ramiona włożył, lecz zrzucić go już nie mógł.

      Czekała Garuśnica, drzemiąc na ławie, do późna napróżno, nazajutrz ani na obiad, ani na połudzień, ani na wieczerzę stary nie wrócił. Nietyle o niego niespokojną była, co gniewna…

      Chodziła się poskarżyć do syna, wróciła nazad i nie zastała swojego, dopiero dnia trzeciego około południa głos jego usłyszała, że Węża wołał, aby konia postawił.

      Spojrzała mu zaraz w oczy, aby poznać z czem wracał, miał twarz jasną i uśmiech na ustach. Zażądał jeść, co też było dobrym znakiem.

      Nie zwykł się był spowiadać przed żoną z tego, co czynił, nie pytała go, wiedząc, że się potem łacniej wygada, gdy ona ciekawości nie okaże…

      Zaczęły się od następnego dnia do podróży wybory…

      Pierwszy raz Leksa oba gospodarstwa synowi zdał, sam mając СКАЧАТЬ