Dwa bieguny. Eliza Orzeszkowa
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dwa bieguny - Eliza Orzeszkowa страница 5

Название: Dwa bieguny

Автор: Eliza Orzeszkowa

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ naraz osób oswojona, trochę jednak rumieniąc się, rzekła:

      – Miałam interesy w tem mieście do załatwienia, ale najważniejszą przyczyną, która mię sprowadziła do tego ogniska naszej oświaty i zbiorowej pracy, była wielka potrzeba zaczerpnięcia w niem świateł, wiadomości, wskazówek. Okolica moja, przez ostatnie wypadki ogołoconą została z ludzi, u których mogłabym znaleźć moralną pomoc i radę…

      Słowa te wypowiedziała z naturalnością nadzwyczajną, ale w nas obudziły one żartobliwość, niezbyt złośliwą zresztą, owszem, bardzo miłą. Pierwszy Widzki dał jej ujście, ze swego stanowiska redaktorskiego, w sposób grzeczny i poważny zapytując:

      – Łaskawa pani ma zamiar pisać do druku?

      Parę osób uśmiechnęło się nieznacznie. Staś za plecami memi szepnął:

      – Może idzie o kolonistów do wytrzebiania puszczy…

      Ale ona zdawała się uszczęśliwioną tem, że Widzki bezpośrednio zwracał się do niej i z pośpiechem odpowiedziała:

      – O, nie! Nigdy nie myślałam o pisaniu do druku i zadanie moje jest wcale innem. Przed trzema laty miałam nieszczęście stracić brata… wkrótce potem ojca… i stałam się jedyną właścicielką znacznego majątku, z którego pragnęłabym zrobić jak najlepszy użytek, tem bardziej… że uważam go nie za własność, lecz za depozyt…

      Ciekawości, zadziwienia, nawet zgorszenia, których wyrazy przemknęły po twarzach obecnych, albo i trwale na nich osiadły, opowiedzieć niepodobna. Miała znaczny majątek! Chciała z niego zrobić jak najlepszy użytek! Uważała go za depozyt! Jakże można odzywać się z czemś podobnem! Idalka próbowała wprowadzić rozmowę na tor inny, ale towarzystwo nie pozwoliło pozbawić siebie zabawy oryginalnej. Osobę, tak w świecie nową, doprowadzić do publicznych zwierzeń, wznieciło ambicję wielu naraz umysłów. Józio, syn sławnego prawnika i… który wraz ze mną uczęszczał był, co prawda niezbyt często, na prawny wydział uniwersytetu, z uroczystą prawie powagą zapytał:

      – Pani nie posiada dobrze uregulowanego prawa własności?

      Panna Zdrojowska, widząc poważne usposobienie obecnych, ożywiła się znacznie.

      – Owszem, posiadam je jak najlepiej uregulowane pod względem prawnym – odpowiedziała.

      – Więc zkądże myśl o depozycie?

      – Bo posiadaczem tego majątku byłby brat mój, gdyby żył…

      – Ale ponieważ umarł… – z melancholijnem rozpostarciem rąk zauważył Widzki.

      – Więc powinnam obrócić go na jak największą korzyść tego, co on kochał…

      Było to już tak górne, że poprostu zamieniło nas w głąby. Takeśmy się zadziwili, że zapomnieliśmy o żartowaniu. Panie, za wachlarzami, trochę uśmiechały się, trochę zaczynały szeptać pomiędzy sobą, ale panna Zdrojowska stanęła widać na takim gruncie i znalazła się pod takim wpływem, wobec których nieśmiałość jej znikła i pozostała tylko chęć wypowiedzenia najdroższych uczuć i myśli. Nie rumieniła się już, owszem, trochę pobladła i z płomieniem w oczach rzekła:

      – Tak marzyłam, tak pragnęłam znaleźć się tu, poznać tych, którzy społeczeństwu naszemu przewodniczą, usłyszeć ich zdania, zaczerpnąć od nich świateł, wskazówek…

      Kilku z pomiędzy nas ukłoniło się głęboko.

      – Pani! czem tylko słabe siły nasze służyć mogą!

      – Jakich mianowicie świateł i wskazówek?

      Cała w promieniach i płomieniach, nerwowym ruchem ręki mnąc fałdę sukni i, jak mi się zdawało, drżąc nieco, mówić zaczęła:

      – Idzie mi o to, czy w pojmowaniu zadania nie popełniam błędu. Zdaje mi się, że dla tych, którzy mają szczęście posiadać ziemię i żyć pośród ludu, nic nie ma ważniejszego nad udoskonalanie ziemi i ludu. Praca około roli dla podniesienia jej produkcyjności i około dusz ludzkich dla ich uszlachetnienia… to są zarysy główne… ale szczegóły, sposoby…

      – Szczytne uczucia! – zadeklarowało parę głosów męzkich, a jeden kobiecy zauważył:

      – Ależ te rzeczy muszą być strasznie trudne i – nudne!

      Widzki zaś łagodnie i współczująco wtrącił:

      – Czy nie za wielki ciężar dla sił niewieścich?

      Podniosła na niego trochę przenikliwe, a trochę smutne oczy.

      – „Poranek” inaczej o siłach niewieścich utrzymuje – zcicha wymówiła.

      Widzki zmieszał się nieco.

      – Pani łaskawa – zaczął – teorja… a praktyka… rzeczy różne…

      Po raz pierwszy na niego i wogóle po raz pierwszy podniosła głowę i spojrzała trochę z wysoka.

      – Spostrzegać zaczynam, że tak bywa…

      Zdawało mi się, że w tej chwili spostrzegać też zaczynała w rozmowie ładnie utajoną podszewkę żartu, ale spostrzeżenia tego nie była jeszcze pewną.

      – A jabym tu miał do zarzucenia – z wielką zewnętrzną powagą zaczął Józio – że takie pojmowanie życia jest zbyt surowem… zbyt oddalone od źródeł i wzorów cywilizacji, aby przez kogokolwiek, bez ostatecznej konieczności, akceptowane być mogło.

      Zelektryzowało to ją znowu tak bardzo, że o spostrzeżeniu, czy podejrzeniu swojem zupełnie zapomniała.

      – A mnie się zdawało – zaczęła – pewną nawet byłam, że w takich okolicznościach wszyscy surowo pojmujemy życie, że tu szczególniej, w ognisku naszej oświaty, naszych dążeń i ideałów, takie pojęcie o życiu jest panującem, wskazywanem… Zresztą, nie wiem doprawdy, czy wogóle podobna być szczęśliwym, nie mając jakiegoś celu, zadania, szczególniej tak naturalnego i koniecznego…

      Istotnie, to co mówiła wydawało się jej tak naturalnem i koniecznem, jak samo mówienie o tem i zajmowanie tem – wszystkich wogóle, a przewodników społeczeństwa w szczególności. Zresztą w zasadzie, wszyscy byliśmy tego samego, co ona, zdania, tylko nie doświadczaliśmy palącej ochoty stosowania go do siebie i raziła nas ogromnie forma, w której wypowiedzianem zostało. Ilski szczególniej z szeroko otwartemi i wlepionemi w nią oczyma, wyglądał przekomicznie.

      – O cóż więc właściwie łaskawej pani idzie? – ze szczerem zdziwieniem zapytał.

      – Pragnęłam usłyszeć zdanie ludzi, społeczeństwu przewodniczących, o obowiązkach, które w tej chwili najważniejszemi są dla posiadaczy większych własności ziemskich… i o tem także, jakiemi sposobami te obowiązki najlepiej spełnić można…

      Nastąpiła chwila milczenia ogólnego, kilka osób porozumiewało się spojrzeniami, wszyscy przybrali postawy i miny poważne. Uznawano, że w tem, co panna Zdrojowska powiedziała, materji do żartów nie ma, ale zarazem uczuwano ogromną ochotę do żartowania… Na katedrze, СКАЧАТЬ