Dwa bieguny. Eliza Orzeszkowa
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dwa bieguny - Eliza Orzeszkowa страница 13

Название: Dwa bieguny

Автор: Eliza Orzeszkowa

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ bardzo ceni pokrewieństwa?

      – Tak.

      – Czy można wiedzieć: dlaczego?

      – To bardzo proste. Dają one ludziom pretekst do życzliwego zbliżania się, a na świecie, każdy nawet pretekst do tego dobry.

      Usiedliśmy na fotelach obok siebie stojących.

      – Znajdujesz więc, kuzynko, że ludzie względem siebie na zbyt wielkich odległościach są umieszczeni?

      – Najpewniej – odpowiedziała i oczy jej błysnęły. Znajduję, że większa doza wzajemnej życzliwości wszystkim na świecie wyszłaby na korzyść, ale są wypadki, w których ludzi łączyć powinna nietylko życzliwość, ale najściślejsza jedność.

      Ożywiła się ogromnie i mówiła z takim akcentem przekonania, że mnie ogarnęła ciekawość o czem właściwie mówi.

      – Jakie to wypadki? – zapytałem.

      Po twarzy jej przeniknął znowu ten wyraz zdziwienia, który głównie zwrócił zawczoraj na nią moją uwagę.

      – Nie wiesz, kuzynie?

      Uderzyłem się w czoło. Ach, tak! Ale któż na świecie może ciągle pamiętać o takich rzeczach! Pedantka! pomyślałem, a jednocześnie jakiś drugi człowiek pomyślał w mojej głowie: „Marna jednak figura ze mnie!”

      – Obawiam się – rzekłem – że sąd twój, kuzynko, wypadnie dla nas ujemnie.

      Zmieszała się trochę.

      Przekonałem się z popełnionych omyłek, że zupełnie jeszcze nie umiem wydawać trafnych sądów.

      Zawahałem się chwilę, a potem, pochylając się nieco i patrząc w szafirowe jej gwiazdy, zcicha wymówiłem:

      – Naprzykład: Bronek Widzki…

      Jak dość często u niej bywało, brwi jej zsunęły się nieco i utworzyły małą zmarszczkę na młodem czole. Wnet jednak uśmiechnęła się i bardzo swobodnie opowiadać zaczęła, z jakim niepokojem i z jakiem podniesieniem ducha oczekiwała spotkania się z ludźmi, noszącymi mniej lub więcej głośne nazwiska, jak wiele od tego spotkania obiecywała sobie korzyści moralnej i umysłowej, z jaką czcią o nich myślała. Wszystko to doprowadziło ją do tego, że jednego z tych ludzi zobaczywszy, zapomniała o wszystkich względach i zażądała być jeszcze przedstawioną.

      – Idalka mówi, że popełniłam herezję towarzyską i sama wiem o tem, ale słuszności temu prawidłu towarzyskiemu nie przyznaję. Cóż z tego, że jestem kobietą? Nie czyni mię to wyższą od człowieka nademnie wyższego, bez względu na to, czy jest on kobietą albo mężczyzną.

      – Są monarchowie – rzekłem – którzy w każdy wielki czwartek zstępują z tronu i omywają nogi dwunastu poddanym swoim…

      Brwi jej zsunęły się znowu.

      – Żartujesz, kuzynie – a po sekundzie milczenia dodała – w ogólności wiele osób żartuje tu ze wszystkiego.

      – A najwięcej Bronek Widzki! – przekornie rzuciłem.

      Trochę zasępiona, nie odpowiedziała.

      – Jednak – szepnąłem – ten Bronek, to bardzo dobry chłopak i – zdolny poeta!

      – Pierwszemu wierzę chętnie – z żywością odparła – a drugie sama z całego serca przyznaję. Ale… kiedy się zajmuje w społeczeństwie stanowisko przodujące, kiedy się ściąga na siebie oczy i nadzieje ogółu, nie wystarcza być dobrym chłopcem i nawet zdolnym poetą…

      To społeczeństwo, ten ogół drażnić mię zaczynały.

      – Widzisz, kuzynko – rzekłem – kiedy to tak przyjemnie brać wszystko z zabawnej strony i żartować sobie potrosze ze wszystkiego… Może życie niczego więcej nie warte!

      – O, nie! o, nie! – zawołała z wybuchem tak gorącym i szczerym, że z przyjemnością patrzyłem na żywą grę jej rysów i wielki blask oczu.

      Ale uspokoiła się prędko i znowu popatrzyła po swojemu: długo i uważnie.

      – Zdaje mi się – rzekła zcicha – że ci, którzy tak myślą, muszą być bardzo nieszczęśliwi…

      – A ci – zapytałem – którzy mniemają, że życie warte zachodu, pracy i wszystkiego w tym rodzaju, czy są szczęśliwi?

      Zawahała się chwilę, zamyślonemi oczyma patrzyła w przestrzeń, nakoniec odpowiedziała:

      – Pod pewnym względem: tak.

      Pochylony naprzód, z czołem na dłoni, patrzyłem w twarz jej tak zmienną, jak niebo, na którem chmury zasłaniają, to znowu odsłaniają słońce.

      – A smutki?… – mówiłem zwolna… – a błędy? a straty drogich osób?

      Pochyliła głowę.

      – Straty drogich osób… ach, tak!

      Cichy ten wykrzyk wydał mi się mimowolnem westchnieniem serca, które już dużo cierpieć musiało. Zaledwie jednak miałem czas rozrzewnić się tym domysłem, ona podniosła głowę i spokojnie na sukni splatając ręce, z uśmiechem rzekła:

      – To prawda; ale jest też w życiu plan jego, który zajmuje, cel, który pociąga, są zasady, na których wesprzeć się można, i obowiązki, których spełnianie pociesza…

      Zabiła mię tą nomenklaturą wartości życiowych. Już, już w rozmowie naszej pobrzękiwać zaczynała struna liryczna, już zdawaliśmy się dochodzić do punktu, na którym rozpoczyna się pomiędzy dwojgiem serc zamiana osobistych uczuć i zwierzeń, gdy traf! po społeczeństwie i ogóle nastąpiły: plan i cel życia, zasady, obowiązki! Wyprostowałem się, umilkłem i rozmyślałem: kto to jednak taki? Błękitna pończocha? Nie, bo o książkach nie rozpoczyna i z uczonością się nie popisuje; kandydatka do klasztoru? nie, nie, bo cóżby w takim razie robiły społeczeństwo, ogół, a przytem, oczy i gra rysów w najmniejszym stopniu nie klasztorne. Gąska prowincjonalna? o, nie! Czasem śmiała, aż do zuchwalstwa, i bardzo, bardzo zajmująca. Wprawdzie, czasem też, z jakiegoś zaczarowanego kubka leje człowiekowi na głowę zimną wodę, ale nie jest to taka woda, po jakiej pospolicie pływają gąski! W każdym razie: dzika!

      Wtem, zaszeleściło, zapachniało, zaszczebiotało; do salonu wbiegła Idalka w zwykłej już swojej postaci. Tak, to à la bonne heure! Szlafroczek koloru saumon z długim trenem, z przodu od szyi do stóp fale białych muślinów i koronek, na głowie kok, puszcza loczków i wyglądający z nich złoty sztylecik.

      – Winszuję ci, Idalko, tej toalety rannej – rzekłem.

      – Rzeczywiście jest bardzo ładna – potwierdziła panna Zdrojowska i we wzroku, jakim patrzyła na ubranie Idalki, dostrzegłem prawdziwie kobiecą ciekawość.

      – Więc cóż ci przeszkadza zrobić sobie taką samą – zaśmiała się Idalka i poskoczywszy za ręce ją pochwyciła.

СКАЧАТЬ