Dwa bieguny. Eliza Orzeszkowa
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dwa bieguny - Eliza Orzeszkowa страница 12

Название: Dwa bieguny

Автор: Eliza Orzeszkowa

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ zie bedzie ciupiradlo!

      Spojrzenia moje i Idalki spotkały się i oboje parsknęliśmy śmiechem. Bo też i wyglądała!

      Miała na sobie suknię, zapewne do panny Zdrojowskiej należącą, ciemną, z długim stanikiem, fałdami regularnemi i swobodnemi, do ziemi spadającą, nikłe białe koroneczki u rąk i szyi i włosy gładziuteńko uczesane, z warkoczem u wierzchu głowy zwiniętym. Zdaje się nic, tylko zmiana ubioru, a z szykownej damy zrobiła się zmokła kurka. Przebrana za ciocię „Sewelkę”, Idalka wyglądała poprostu śmiesznie. Śmiejąc się też, podała mi rękę na powitanie i zaraz trzepać zaczęła.

      – Widzisz, Zdzisiu, jakiej niesprawiedliwości ofiarą jestem! Kłóciłyśmy się dziś cały ranek z Sewerką o sposób ubierania się, aż naparła się ubrać mię po swojemu i gdy już to uczyniła, za nic zgodzić się nie chce, abym ja ją także po swojemu ubrała. Cośmy się nad nią z panną Klarą napracowały, namęczyły… Wysuwa się nam z rąk jak piskorz i jeszcze mówi, że nie da z siebie robić czupiradła! Bądź, Zdzisiu, sędzią naszym! Powiedz, czy my jesteśmy czupiradła? Czy ja jestem czupiradło? Czy kobieta, ubierająca się u Hersego, może być czupiradłem?

      W czasie tego potoku słów panna Zdrojowska, przez krótką chwilę zmieszana, znowu śmiać się zaczęła, a ja, przedtem już powitawszy ją głębokim ukłonem, na tłumne zapytania Idalki, z zupełną powagą do niej się zwróciłem:

      – Wezwany na sędziego, wyrazić muszę zdanie, że pani popełniła zbrodnię – obrazy majestatu.

      – Jakiego majestatu? – zapytała patrząc mi prosto w twarz rozbłysłemi jeszcze od śmiechu oczyma.

      – Mody – odpowiedziałem.

      Przecząco wstrząsnęła głową.

      – Tego majestatu nie uznaję, najprzód dlatego, że co roku spada z tronu…

      – Le roi est mort, vive le roi! – przerwałem.

      – A potem dlatego, że ludzi ucywilizowanych przerabia na dzikich…

      – A to coś zupełnie nowego!

      – Jakim sposobem dopełnia tej metamorfozy?

      – Takim, że kobieta modnie ubrana jest czasem jak kropla do kropli podobną do zuluski…

      – Jezus, Marja! – syknąłem z przerażeniem.

      – Ja cię dziś chyba wybiję, Sewerko – zawołała Idalka, wstrząsając białemi piąstkami.

      – A ja, w charakterze sędziego, proszę o dowody!

      – Zaraz!

      Poskoczyła do buduaru. Miała w ruchach żywość młodego dziewczęcia, a ubiór, ten sam co zawczoraj, może też i charakter twarzy czyniły ją zawsze podobną do portretu młodej damy z innej epoki.

      W mgnieniu oka powróciła, niosąc jedną z wielkich, od pozłot błyszczących książek, które buduar przyozdabiały. Złożyła ciężar ten na stole, przy którym staliśmy wszyscy troje (bona i filarek ze sceny świata usunęli się już w zacisze domowe) i pochylona nad księgą, karty jej spiesznie przewracać zaczęła.

      – Podróż po Afryce – mówiła – są tu pierwowzory… majestatu. Zaraz, zaraz! Oto są… zuluski! Widzisz, Idalko, jakie u nich włosy… z tyłu głowy wydęte, na wierzchu zjeżone… A ta? Czy to ubranie nie spowija jej nóg tak ciasno… ciasno?… Ale jest tu jeszcze jedna ilustracja, najpodobniejsza… zaraz znajdę…

      I szukała, znajdowała, pokazywała, czyniąc porównania najzabawniejsze przez to, że istotnie były dość trafnemi i przez to także, że ona to właśnie, ta dzika, nas do dzikich porównywała. Bawiło to mnie ogromnie, a przytem ile razy spojrzałem na Idalkę, od śmiechu powstrzymać się nie mogłem. W nowej swojej postaci miała pozór jakiś złapany, zmokły, zupełnie nieszczęśliwy.

      – Tobie jednak, Idalko – odezwałem się żartobliwie – radziłbym jak najprędzej stać się nanowo… zuluską.

      – Dlaczego? – podnosząc z nad książki głowę zapytała panna Zdrojowska.

      – Bo w tym samym stroju pani sprawia wrażenie artystyczne, a kuzynka moja zabawne…

      – Dlaczego? – powtórzyła.

      Zamyśliłem się nad przyczynami tej różnicy, których sam nie rozumiałem, a gdy podniosłem oczy, spotkały się one z oczami panny Zdrojowskiej, która spoważniała i już bez cienia uprzedniej wesołości patrzyła na mnie z taką uwagą, że o mało nie dotknąłem głowy, aby przekonać się, czy rogi na niej nie wyrosły. Ona dowodzi, że nasze panie robią się czasem podobnemi do dzikich, ale jeżeli to uparte i przenikliwe wpatrywanie się w mało znanych ludzi, nie jest dzikiem, que le diable m'emporte! Nagle, z żywem poruszeniem wyciągnęła ku mnie rękę i prędko wymówiła:

      – Może Idalka powie znowu, że popełniam niestosowność… ale doprawdy, muszę koniecznie panu podziękować…

      Przyjąłem podaną mi rączkę, niebardzo białą, owszem śniadawą, ale długą i giętką, poczułem uścisk jej wyraźnie serdeczny i bez granic zdumiony, z głębokim ukłonem rzekłem:

      – Los jest wielkim sprawcą niespodzianek… tę przyjmuję z wdzięcznością, jednak, chciałbym wiedzieć…

      – Sewerko! jakże można! Któż okazuje, że wie o takich rzeczach! Boże! Boże! co ta dziewczyna wyrabia! – łamiąc ręce wołała Idalka.

      – Moja Idalko, każdy ma prawo być szczerym… własnym kosztem – odparła panna Zdrojowska. Już wiem o tem, że tu za szczerość płacić trzeba, ale ty wiesz także, że się tego nie lękam.

      – O Boże! wiem! wiem! – jęczała Idalka.

      – Łaskawe panie – przemówiłem – nie mogę powiedzieć, że jestem na niemieckiem kazaniu, bo umiem po niemiecku. Raczcie panie oświecić mię, w jakim języku toczy się rozmowa…

      Idalka trochę z gniewem, trochę ze śmiechem, opowiedziała, że wczoraj, ten szaleniec Staś, przyniósłszy jej jakąś książkę, której żądała, od a do z wypaplał przed nią całą naszą rozmowę w restauracji, a ona znowu, od a do z powtórzyła ją pannie Zdrojowskiej, w kształcie lekcji, dla pokazania: co to jest nie zachowywać się w świecie tak jak wszyscy.

      – I wyobraź sobie, mój drogi, ona zamiast zmartwić się żartami, na które pozwolili sobie ci panowie, była bardzo ucieszoną tem, że ty szlachetnie postąpiłeś. Teraz ci jeszcze za szlachetność podziękowała. Masz i graj dalej samodzielnie rolę bohatera, bo ja uciekam, aby się przebrać. W tem ubraniu co chwilę chcę ukłonić się samej sobie i zapytać: „Z kim mam przyjemność?”…

      Spojrzała jeszcze w zwierciadło i zniknęła za zamkniętemi drzwiami tych pokojów, w których mieściło się zacisze domowe. Panna Zdrojowska stała z rękami splecionemi i opartemi o stół, ze spuszczonemi oczyma. Zbliżyłem się do niej.

      – L'appetit vient en mangeant – rzekłem – obdarzony jedną niezasłużoną łaską, СКАЧАТЬ