Hrabina Cosel, tom drugi. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hrabina Cosel, tom drugi - Józef Ignacy Kraszewski страница 8

Название: Hrabina Cosel, tom drugi

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ uśmiechnęła się wzgardliwie.

      – Mamy tedy tę panią w Dreznie – poczęła papląc żywo – a z wielkiego strachu abyś jéj z pistoletu nie postrzeliła, podpółkownik Chatira i sześciu kawaler-gardów na krok jéj nie odstępują. Myślę że za tę gwardyę nie gniewałaby się nawet nie mając obawy.

      Oprócz tego postawili ją u Fürstembergu, dopóki jéj pałacu nie zbudują, ale nim zbudują, panowanie się jéj skończy.

      – Mają przecież pałac po mnie – mruknęła Cosel.

      – O! ten już przeznaczony dla Kurfirsta – dodała Glasenapp, która wiedziała o wszystkiém. Chatira jest marszałkiem dworu, ministrem, przyjacielem, myślę że i garderobianą u Denhoffowéj… Flemming wydaje śliczne wieczorki dla króla i faworyty, nigdy z nich na trzeźwo nie wyjeżdżają. Mówią że na jednym z nich dobrze podpiwszy pogłaskał Denhoffowę pod brodę, zowiąc ją czule takim epitetem na jaki zasłużyła. Nie wzięła mu téż tego za złe… zresztą słyszę tak dobra, że królem gotowa się podzielić nawet, byle nie z tak straszną jak ty moja Cosel, która nie cierpiąc podziału, chciałabyś go całego sobie zagarnąć.

      To mówiąc Glasenappowa pochyliła się naprzód, obejrzała ostrożnie, palec położyła na ustach.

      – Król się nam zmienia – szepnęła – znaliśmy go jako bardzo dobrego pana: staje się srogim i okrutnym.

      Cosel spojrzała na nią.

      – Tak względem mnie nie jest…

      – O! to bardzo naturalne: wielka miłość nigdy się inaczéj nie kończy – mówiła daléj Glasenapp – ale słyszałaś o Jabłonowskim?

      – O nikim nie słyszę, bo nikogo nie widzę – odezwała się Cosel.

      – Wiész przecie ile król winien był hetmanowi, ile wojewodzie ruskiemu, który hetmana skłonił na stronę króla; a wiesz gdzie dziś ruski wojewoda?

      Cosel spojrzała zdumiona.

      – Książe wojewoda siedzi w pokoju Beichlinga na Königsteinie. Wzięto go z Warszawy z tego samego mieszkania, w którém ojca namówił na stronę naszą i w rocznicę dnia gdy wyjeżdżali Kurfirsta witać na granicy.

      – Byćże to może! – zawołała Cosel.

      – Tak i jabym spytała może niedawno, czyż to być może – mówiła daléj przybyła – a dziś powiadam że możliwe wszystko.

      – Cóż zawinił wojewoda?

      – Mówią, nie wiem, że tam na jakimś zjeździe tych pogolonych głów polskich, właśnie gdy król brał Denhoffowę wystąpił jawnie przeciwko niemu za to że im żony zabiéra, że mieszka publicznie z cudzemi, że kraj psuje: że to zbrodnia stanu!

      Zbrodnia stanu! – śmiejąc się i plaszcząc w ręce wołała Glasenappowa – a! nieoszacowany Jabłonowski. Mówią że tym sposobem na Leszczyńskiego nawracał, iż im przynajmniéj żony całe zostawi. Królowi najgorzéj to dopiekało, że mu Denhoffowę, chciał wyrwać. Szpiegowano Jabłonowskiego tak, że tam jakieś listy poprzejmowano, jakiegoś pisarza wzięto na konfessaty, jakieś papiery poznajdowano w domu i król bez ceremonii, bez sądu Jabłonowskiego na Königstein wywieźć kazał.

      Cosel słuchała obojętnie.

      – Miarkujże moja droga – dokończyła Glasenapp – kiedy około książąt wojewodów tak mało ceremonii, cóż już o innych mówić? co my biédne znaczymy, gdy się nas pozbyć potrzeba.

      Opowiadanie Glasenappowéj, choć nie odezwała się Cosel ani słowem, uczyniło na niéj wrażenie. Wojewoda ruski na Königsteinie, nie sądzony, nie przekonany… i za sprawę polską więziony w Saksonii, w istocie było to coś nowego i do myślenia dającego.

      Od smutnego tego przedmiotu, Glasenappowa przeszła prędko do weselszych.

      – Mamy świetne ciągle zabawy – rzekła – król się wysadza na nie, chociaż Denhoffowéj nikt na nich nie widzi; domyślają się tylko ludzie, gdyż przed królową nigdy z odkrytą twarzą stanąć nie śmiała. Jak Teschen maskuje się i przebiera za niedoperza razem z siostrą: mamy téż najwięcéj maskarad i redut. Króla także nie widać nigdzie, bo musi siedzieć z nią zamknięty. Przy jednéj wieczerzy Kyan, słyszę, zamiast do kielicha, zapraszał do nabożeństwa po katolicku na intencyą N. Pana, ażeby go Bóg z niewoli polskiéj wyzwolić raczył.

      Cosel smutny uśmiech przebiegł po ustach.

      – Nazajutrz – dodała opowiadająca – ktoś pochwycił koncept dowcipnisia i przybito na Georgenthor i na kościele zaproszenie wszystkich wiernych na to nabożeństwo. Król się słyszę śmiał, lecz tego co się to ważył uczynić szukać kazano, a wątpię by go znaleźli.

      Plotła tak nieznużona długo pani baronowa, aż czas nadszedł obiadu, na który się wprosiła. Po nim zażądała widziéć ogród i aleje lipowe. Tu gdy się sam na sam znalazły, Glasenapp zbliżyła się do ucha hrabinéj:

      – Macie mnie wszyscy za złośnicę, siejącą tylko niezgodę i radującą się z wypłatanego figla. O! nie przeczę że lubię dokuczyć tym, którzy mi téż dojedli nie mało; alebym rada usłużyć, gdy mi kto raz w życiu dobrą wolę okazał, a téj doznałam niegdyś od was hrabino. Żal mi was…

      Na dworze naradzają się i odgrażają przeciwko wam, jeżelibyście tego papieru wydać nie chcieli.

      – Papiéru? jakiego? – napozór obojętnie spytała Cosel.

      – A! przecież wiecie o co chodzi, bo Watzdorf tu do was dla odebrania go był przysłany… Mówią, że jeśli nie oddacie go z dobréj woli, gotowi użyć siły.

      – Bardzo dziękuję za przestrogę – odezwała się Cosel – ale ja na wszystko byłam i jestem przygotowaną. Tego papieru, jak go nazywasz, odebrać mi nie mogą, bo go niémam: jest w dobrych i pewnych rękach. Spodziewałam się i téj w końcu nikczemności… złożyłam go w miejscu bezpieczném.

      Glasenapp długo patrzała na nią, chciała widocznie z oczu wyczytać czy prawdę mówiła, ale Cosel była nieprzeniknioną gdy chciała… osłoniła się dumą i spokojem udanym, choć czuła w sobie wrzenie oburzenia i gniewu.

      Łatwo jéj było poznać i domyśléć się, że Glasenappowa dlatego tylko rozpoczęła od plotek złośliwych, aby obudzić zaufanie, że wysłano ją aby się czegoś dowiedziéć; że była szpiegiem Watzdorfa lub Flemminga. Nie mogli wysłać ani gorszego, ani mniéj obudzającego zaufania…

      Zabiegi całe na nic się nie przydały, Cosel zimno wysłuchawszy zwierzeń i przestróg, dała jéj z niczém powrócić do Drezna.

      Zaledwie powóz który ją tu przywiózł oddalił się nieco, gdy hrabina kazała zawołać Zaklikę.

      Ten zawsze był w pogotowiu.

      Obawiając się podsłuchaną być we własnym domu, Cosel wyprowadziła go na podwórzec i usiłowała tak prowadzić rozmowę, aby się ona wydała rozporządzeniem tyczącém domu i ogrodu…

      Zaklika myśli СКАЧАТЬ