Lalka, tom drugi. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lalka, tom drugi - Болеслав Прус страница 33

Название: Lalka, tom drugi

Автор: Болеслав Прус

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ pani prosi do stołu.

      Wokulski udał się za nim… Minął korytarz i po chwili znalazł się w obszernym pokoju jadalnym, którego ściany do połowy były przysłonięte taflami z ciemnego drzewa. Panna Felicja rozmawiała w oknie z Ochockim, przy stole zaś między panią Wąsowską i baronem siedziała prezesowa na fotelu z wysoką poręczą.

      Zobaczywszy swego gościa wstała i wyszła parę kroków naprzód.

      – Witam cię, panie Stanisławie – rzekła – i dziękuję, żeś posłuchał mojej prośby.

      Gdy zaś Wokulski pochylił się do jej ręki, pocałowała go w czoło, co na obecnych zrobiło pewne wrażenie.

      – Siadajże o tu, koło Kazi. A ty, proszę cię, pamiętaj o nim.

      – Pan Wokulski zasługuje na to – odparła wdówka. – Gdyby nie jego przytomność, pan Ochocki połamałby nam kości.

      – Cóż znowu?…

      – Nie umie powozić nawet parą koni, a rwie się do czwórki. Już wolałam go, kiedy sobie po całych dniach łapał ryby.

      – Boże! jakie szczęście, że nie ożenię się z tą kobietą – westchnął Ochocki, serdecznie witając Wokulskiego.

      – O, panie, panie!… Tylko jeżeli ofiarujesz mi się na męża, to lepiej zostań furmanem – zawołała pani Wąsowską.

      – Ci zawsze kłócą się! – rzekła ze śmiechem prezesowa.

      Weszła panna Ewelina Janocka, a w parę minut po niej, drugimi drzwiami, Starski.

      Powitali prezesową, która odpowiedziała im życzliwie, lecz z powagą.

      Podano śniadanie.

      – U nas, panie Stanisławie – mówiła prezesowa – jest taki zwyczaj, że schodzimy się wszyscy obowiązkowo tylko do stołu. Poza tym każdy robi, co mu się podoba. Radzę ci więc, jeżeli boisz się nudów, pilnować się Kazi Wąsowskiej.

      – Ja też od razu biorę do niewoli pana Wokulskiego – odparła wdówka.

      – Och!… – szepnęła prezesowa spojrzawszy przelotnie na gościa.

      Panna Felicja zarumieniła się, nie wiadomo który już raz dzisiaj, i kazała Ochockiemu, ażeby nalał jej wina.

      – Nie, nie… proszę wody – poprawiła się.

      Ochocki spełnił zlecenie trzęsąc przy tym głową i rozkładając ręce w sposób desperacki.

      Po śniadaniu, w ciągu którego panna Ewelina rozmawiała tylko z baronem, a Starski umizgał się do czarnookiej wdowy, goście pożegnawszy gospodynią rozeszli się. Ochocki poszedł na strych pałacu, gdzie w pokoiku, świeżo na ten cel zbudowanym, urządzał obserwatorium meteorologiczne, baron z narzeczoną wybrali się do parku, a prezesowa zatrzymała Wokulskiego.

      – Powiedzże mi – rzekła – bo to pierwsze wrażenia bywają najtrafniejsze, jak ci się podoba pani Wąsowską?

      – Wygląda na dzielną i wesołą kobietę.

      – Masz rację. A baron?

      – Mało go znam. To stary człowiek.

      – O stary, bardzo stary – westchnęła prezesowa – a pomimo to chce mu się żenić. A co powiesz o jego narzeczonej?

      – Wcale jej nie znam, chociaż dziwi mnie, że upodobała sobie barona, który zresztą może być najzacniejszym człowiekiem.

      – Tak, to jest dziwna dziewczyna – mówiła prezesowa – i powiem ci, że zaczynam tracić dla niej serce. Do jej małżeństwa nie mieszam się, skoro niejedna panna jej zazdrości, a wszyscy mówią, że robi świetną partię. Ale to, co miała dostać po mojej śmierci, przejdzie na innych. Kto ma krocie barona, nie potrzebuje moich dwudziestu tysięcy.

      Czuć było rozdrażnienie w głosie staruszki.

      Niebawem pożegnała Wokulskiego radząc mu przejść się po parku.

      Wokulski wyszedł na dziedziniec i około lewej oficyny, gdzie była kuchnia, skręcił do parku.

      Później bardzo często przychodziły mu na myśl dwa najpierwsze spostrzeżenia, jakie zrobił w Zasławku.

      Przede wszystkim niedaleko kuchni zobaczył budę, a przed nią na łańcuchu psa, który spostrzegłszy obcego począł tak szczekać, wyć i rzucać się, jakby dostał wścieklizny. Widząc, że mimo to pies ma wesołe oczy i kręci ogonem, Wokulski pogłaskał go, co okrutnego zwierza wprawiło w taki humor, że nie pozwolił gościowi odejść od siebie. Wył, chwytał za ubranie, kładł się na ziemi, jakby domagając się pieszczot, a przynajmniej widoku ludzkiej twarzy.

      „Dziwny pies łańcuchowy!” – pomyślał Wokulski.

      W tej chwili z kuchni wyszło nowe dziwo: stary parobek otyły. Wokulski, który jeszcze nigdy nie spotkał otyłego chłopa, wdał się z nim w rozmowę.

      – Po co wy tego psa trzymacie na łańcuchu?

      – Ażeby był zły i nie puszczał do domu złodziejów – odparł uśmiechając się parobek.

      – Więc dlaczegóż od razu nie weźmiecie złego kundla?

      – Kiej dziedziczka nie utrzymałaby złego psa. U nas to i pies musi być łaskawy.

      – A wy, ojcze, co tu robicie?

      – Jo jestem pasiecznik, ale przody byłem rataj201. Ino jak mi wół złamał ziobro, to mi jaśnie pani kazała do pasieki.

      – I dobrze wam?

      – Z początku to ckliło mi się202 bez roboty, ale późni przywykem i jestem.

      Pożegnawszy chłopa Wokulski skręcił do parku i długi czas przechadzał się po lipowej alei nie myśląc o niczym. Zdawało mu się, że przyjechał tu nasycony, zatruty zgiełkiem Paryża, hałasem Warszawy, dudnieniem kolei żelaznych i że wszystkie te niepokoje, wszystkie boleści, jakie przeżył, w tej chwili parują z niego. Gdyby go zapytano: czym jest wieś? odpowiedziałby, że jest ciszą.

      Wtem usłyszał szybki bieg za sobą. Gonił go Ochocki niosąc na ramieniu dwie wędki.

      – Nie było tu panny Felicji? – zapytał. – Miała przyjść o wpół do trzeciej i iść ze mną na ryby… Ale taka to babska punktualność. Może pan pójdzie z nami? Nie ma pan ochoty. To może pan woli grać ze Starskim w pikietę?… Do tego on zawsze gotów, wyjąwszy, jeżeli znajdzie komplet do preferansa.

      – Cóż tu robi ten pan Starski?

      – Jakże co? Mieszka u swojej ciotecznej babki a razem chrzestnej matki, prezesowej Zasławskiej, i jak teraz, martwi się, że zapewne nie odziedziczy po niej majątku. Ładny grosz, ze trzysta tysięcy rubli!… СКАЧАТЬ



<p>201</p>

rataj – rolnik, tu: parobek od wołów. [przypis redakcyjny]

<p>202</p>

ckliło się (gwar.) – nudziło się, przykrzyło się. [przypis redakcyjny]