Название: Diuna
Автор: Frank Herbert
Издательство: PDW
Жанр: Историческая фантастика
Серия: s-f
isbn: 9788381887533
isbn:
– Myślę, że najpierw powinniśmy się dowiedzieć, czy Thufir może cokolwiek dorzucić do swego raportu o Fremenach. Thufirze?
Hawat podniósł oczy.
– Muszę jeszcze przestudiować pewne ekonomiczne sprawy po moim ogólnym raporcie, wasza wysokość, ale mogę już powiedzieć, że Fremeni coraz bardziej wyglądają na takich sojuszników, jakich potrzebujemy. Chcą nabrać pewności, że mogą nam zaufać, lecz wydaje się, że postępują szczerze. Przysłali podarunek: filtraki własnego wyrobu i mapy pewnych rejonów pustyni, na których pozostały punkty oporu Harkonnenów… – Spojrzał wzdłuż stołu. – Doniesienia ich wywiadu okazały się absolutnie wiarygodne i pomogły nam znacznie w naszych stosunkach z sędzią zmiany. Przysłali również nieco drobiazgów: biżuterię dla lady Jessiki, przyprawowe trunki, słodycze, leki. Moi ludzie to teraz przetrząsają. Wydaje się, że nie ma w tym żadnego podstępu.
– Podobają ci się, Thufirze? – zapytał ktoś z końca stołu.
Hawat obrócił się do pytającego.
– Duncan Idaho twierdzi, że należy tych ludzi podziwiać.
Paul zerknął na ojca, potem znowu na mentata i zaryzykował pytanie:
– Masz jakąś nową informację w sprawie liczebności Fremenów?
Hawat spojrzał na Paula.
– Na podstawie przetwórstwa żywności i innych dowodów Idaho ocenia liczbę mieszkańców kompleksu jaskiń, w którym przebywał, na jakieś dziesięć tysięcy ludzi. Ich przywódca powiedział, że ma pod sobą sicz składającą się z dwóch tysięcy ognisk domowych. Mamy powody przypuszczać, że takich siczowych społeczności jest sporo. Wygląda na to, że wszystkie one składają hołd komuś, kto zwie się Liet.
– To coś nowego – powiedział Leto.
– Tu mogę się mylić, wasza wysokość. Pewne poszlaki wskazują, że ów Liet może być miejscowym bóstwem.
Ktoś inny, z dalszego miejsca, odchrząknął i zapytał:
– Czy to pewne, że prowadzą interesy z przemytnikami?
– W czasie pobytu Idaho w siczy wyruszyła stamtąd karawana przemytników obładowana przyprawą. Używali jucznych zwierząt i napomykali, że mają przed sobą osiemnastodniową wędrówkę.
– Przemytnicy podwoili, zdaje się, swoje operacje w tym niespokojnym okresie – powiedział książę. – Trzeba się nad tym dobrze zastanowić. Nie powinniśmy się zbytnio przejmować startami nieposiadających koncesji fregat, zawsze w końcu tak było, ale całkowicie stracić je z oczu byłoby niedobrze.
– Masz jakiś plan, wasza wysokość? – zapytał Hawat.
Książę popatrzył na Hallecka.
– Gurneyu, chcę, abyś powiódł delegację – poselstwo, jeśli wolisz – w celu nawiązania kontaktów z tymi romantycznymi ludźmi interesu. Powiesz im, że przymknę oczy na ich działalność, dopóki składać mi będą książęcą dziesięcinę. Nasz Hawat szacuje, że łapówki i dodatkowe oddziały wojowników kosztowały ich cztery razy tyle.
– A jeśli Imperator to wyniucha? – zapytał Halleck. – Jest bardzo zazdrosny o swoje zyski z KHOAM, mój panie.
Leto się uśmiechnął.
– Całą dziesięcinę złożymy w banku na koncie Szaddama IV, a odejmiemy ją legalnie od sumy płaconej na utrzymanie pomocniczych zaciągów wojskowych. Niech Harkonnenowie spróbują to ugryźć! A przy okazji oskubiemy paru miejscowych, którzy wzbogacili się w systemie Harkonnenów. Koniec z łapówkami!
Halleck wykrzywił usta w uśmiechu.
– Ach, mój panie, jaki piękny cios poniżej pasa. Chciałbym zobaczyć minę barona, kiedy się o tym dowie.
Książę zwrócił się do Hawata.
– Thufirze, masz te księgi rachunkowe, które, jak mówiłeś, możesz kupić?
– Tak, mój panie. Są szczegółowo badane nawet w tej chwili. Wszelako przerzuciłem je i mogę podać pierwszą, przybliżoną ocenę.
– Więc podaj, proszę.
– Harkonnenowie wyciągali tu dziesięć miliardów solarisów co trzysta trzydzieści dni standardowych.
Zduszone westchnienie obiegło stół. Nawet zdradzający pewne znudzenie młodsi asystenci wyprostowali się i patrzyli szeroko otwartymi oczami.
– „Albowiem będą czerpać z obfitości mórz i bogactwa, jakie piasek kryje” – zamruczał Halleck.
– Widzicie, panowie – powiedział Leto. – Czy jest tu ktoś na tyle naiwny, by wierzył, że Harkonnenowie grzecznie spakowali manatki i odeszli tylko dlatego, że tak przykazał Imperator?
Zebrani kręcili głowami, rozległ się szmer potakiwań.
– Wszystko musimy brać z mieczem w dłoni – rzekł Leto. – To dobry moment na sprawozdanie ze sprzętu. – Zwrócił się do Hawata. – Ile nam zostawili gąsieników piaskowych, żniwiarek, przetwórni przyprawy i innych urządzeń?
– Pełny inwentarz, jak jest zapisane w imperialnym remanencie zbilansowanym przez sędziego zmiany, mój panie. – Skinął na asystenta, a ten podał mu prospekt. Thufir rozłożył go przed sobą na stole. – Zapomnieli tylko dodać, że na chodzie jest mniej niż połowa gąsieników, że zaledwie około jednej trzeciej ma zgarniarki pozwalające przerzucić je do przyprawowych piasków, słowem, że wszystko, co Harkonnenowie nam zostawili, lada chwila zepsuje się i rozleci na kawałki. Będziemy mieli szczęście, jeśli uruchomimy połowę sprzętu, a jeszcze większe, jeśli czwarta część urządzeń popracuje chociaż pół roku.
– Jest prawie tak, jak przypuszczaliśmy – powiedział książę. – Ile dokładnie mamy podstawowego sprzętu?
Hawat spojrzał na swój prospekt.
– Około dziewięciuset trzydziestu kombajnów żniwnych gotowych ruszyć za parę dni. Około sześciu tysięcy dwustu pięćdziesięciu ornitopterów do poszukiwań, zwiadu i obserwacji pogody… Zgarniarek nieco poniżej tysiąca.
– Czy nie byłoby taniej – spytał Halleck – wznowić negocjacje z Gildią w sprawie wprowadzenia na orbitę fregaty w charakterze satelity meteorologicznego?
Książę spojrzał na Hawata.
– Nic nowego w tej sprawie, co, Thufirze?
– Na razie musimy szukać innych rozwiązań – odparł Hawat. – Agent Gildii tak naprawdę z nami nie negocjował. Dawał jedynie do zrozumienia, jak mentat mentatowi, że cena jest poza naszym zasięgiem i pozostanie taka bez względu na to, jak daleko zajdziemy. Musimy się dowiedzieć dlaczego, zanim ponownie go zaczepimy.
Jeden z asystentów Hallecka w СКАЧАТЬ