Название: Gniew Tiamat
Автор: James S.a. Corey
Издательство: PDW
Жанр: Историческая фантастика
isbn: 9788366409651
isbn:
– Weszliśmy na pokład – poinformowała Bobbie głosem przesuniętym fazowo w mechaniczny zgrzyt, przebijając się przez szum zagłuszania.
– Mamy szybkie obiekty. – Caspar poinformował w tej samej chwili, gdy na konsoli zagrożeń Aleksa pojawił się ostrzeżenia.
Obie fregaty wypuściły rakiety z wyrzutni. Aleks je zignorował, czekając, aż pociski znajdą się w zasięgu działek obrony punktowej, żeby Burza mogła je zniszczyć.
– No to odpowiedzmy ogniem – rzucił Aleks, a chwilę później Burza zadrżała jak z rozkoszy, wyrzucając cztery własne torpedy.
Zanim szybko lecące pociski zdążyły się minąć, dwie z nadlatujących torped skręciły szerokim łukiem.
– Martw się tymi dwiema, które wciąż lecą na nas – zwrócił się do Caspara Aleks, a potem przestał o nich myśleć. Pozostałe dwie lakońskie torpedy wciąż skręcały szerokim łukiem w stronę frachtowca. Fregaty też obróciły się i zaczęły ostry ciąg hamowania, kierując się z powrotem w stronę swego podopiecznego.
Nie zdołały odciągnąć Burzy ani jej zestrzelić, a wyglądało na to, że ich plan B polega na zniszczeniu frachtowca. Krwawe, ale nie całkiem nieoczekiwane. Aleks zwiększył przyśpieszenie, by jak najszybciej dogonić zwalniający frachtowiec, przechodząc z atakowania celu do bronienia go. Przez chwilę wszystko spadało do centralnego punktu w przestrzeni wyznaczonego przez uszkodzony statek. Burza, osiem torped na szerokich zakrzywionych kursach, dwie fregaty z tyłu. Na konsoli zagrożeń wyglądało to tak, jakby frachtowiec zmienił się w czarną dziurę i jego ciążenie ściągało wszystko, duże i małe, do jego horyzontu zdarzeń. Na swój sposób było to piękne.
A potem wszyscy strzelali.
Kierowane przez Caspara działka obrony punktowej w jednej chwili zniszczyły wszystkie cztery lakońskie torpedy, a jedna z rakiet wstrzelonych przez Burzę trafiła w dziób wrogiej fregaty, zmieniając przednie pół okrętu w rozjarzony żużel. Druga fregata odwróciła się, odskoczyła w bok i zestrzeliła ścigające ją torpedy, a potem, kontynuując obrót, posłała pełną burtową salwę z działek obrony punktowej we frachtowiec i zacumowaną do niego kapsułę Bobbie. Frachtowiec został podziurawiony i trysnęły z niego strugi uciekającego powietrza, wyglądające krwiście różowo w czerwonawym świetle Jowisza. A może naprawdę była w nich krew. Przy tylu dziurach zrobionych przez pociski trudno było uwierzyć, że nikt na pokładzie nie został trafiony.
– Rozwal go – rozkazał Aleks, ale Caspar już mówił:
– Załatwię skurwysyna.
Fregata zatrzymała obrót potężnym dmuchnięciem silników manewrowych, a potem włączyła główny napęd. Choć wcześniej tylko zwolniła, teraz niemal skoczyła prosto na zbliżającą się Burzę. Okręty minęły się z dużą prędkością, strzelając ze wszystkich działek.
Znacznie mniejsza fregata została trafiona równocześnie z sześciu stanowisk Burzy i wydawało się, że przelatując, po prostu rozpadła się na chmurę kawałków, jednak wystrzelone przez nią pociski uderzyły w burtę Burzy.
Okręt zmienił się nagle w kakofonię alarmów, syren i ostrzeżeń z panelu sterowania.
– Uszkodzenia! – krzyknął przez zgiełk Aleks.
Hałas robił się stopniowo coraz cichszy, co znaczyło, że przynajmniej w kokpicie dochodziło do utraty atmosfery. Chwycił hełm umieszczony pod pryczą i go założył, uszczelniając. Zobaczył, że Caspar robi to samo.
– Uszkodzenia! – krzyknął ponownie, ale w głośniczkach skafandra usłyszał tylko szum statyki. Z frustracji uderzył pięścią w bok hełmu, a potem się odwrócił.
Caspar wskazywał swoje usta i uszy sygnalizując, że jego radio też nie działało.
Aleks zaczął przełączać ekrany raportów wyświetlane na jego konsoli i znalazł winnego. Pocisk z działek obrony punktowej przebił węzeł kontrolujący całą łączność w ramach i na zewnątrz statku, a z nieznanego powodu element zapasowy nie podejmował pracy. Może też był zniszczony. Wyglądało na to, że na panelu technicznym błyska bardzo dużo czerwonych kontrolek.
Z drugiej strony wszystkie przebicia pancerza na Burzy zagoją się, tak jak zawsze, a zespoły naprawcze były już w drodze, by ponownie aktywować pozostałe systemy. Aleks nie miał wątpliwości, że Burza przeżyje.
Za to frachtowiec mający na pokładzie Bobbie i jej oddział uderzeniowy wirował w przestrzeni, niekontrolowany i bez atmosfery, a przy braku radia nie miał jak się dowiedzieć, czy ktoś na pokładzie jeszcze żył.
Rozdział siódmy
Bobbie
– Kapitanie, wypuszczam was. Dopilnuj, żebyście wrócili – powiedział Aleks.
Kapsuła abordażowa zadygotała w chwili wystrzelenia przez Burzę. Chwilę później włączył się silnik, wgniatając Bobbie w pryczę i nie pozwalając jej robić nic w czasie, gdy wkoło toczyła się bitwa.
Kapsuła abordażowa Burzy była nieco bardziej zaawansowana technicznie niż jej marsjańska wersja, w jakiej ćwiczyła Bobbie, ale z drugiej strony w czymś tak prostym nie było za wiele do usprawnienia. Podstawowe założenie sprowadzało się do małego transportera piechoty z silnikiem na jednym końcu i śluzą, która mogła wybijać dziury w statku wroga na drugim. Wnętrze było ciasnym metalowym pudłem zastawionym pryczami przeciążeniowymi. Żart o „latającej trumnie” powtarzany przez marines od stuleci byłby całkowicie zrozumiały nawet dla starożytnych żołnierzy wiezionych do walki w transporterach opancerzonych na kołach: jeśli zginiesz przed walką, od razu jesteś zapakowany na wieczny odpoczynek.
Ludzie zawsze twierdzili, że najtrudniejszym elementem walki było czekanie na nią. Gdy była młodsza, Bobbie sama to powtarzała. Kiedy walka się zbliżała, gdy była nieunikniona, po prostu bierzmy się do niej. Kiedy starcie się zaczynało, wszystko działo się zbyt szybko, by mieć czas na zmartwienia. Strach jest instynktowny, nie wyrozumiany. I w jakiś sposób czuła się z tym lepiej.
Czas wszystko zmienił. Bobbie nauczyła się widzieć błogosławieństwo w cichej chwili przed walką. Dar. Bardzo niewiele ludzi zmierzających ku śmierci zdawało sobie sprawę z jej nadchodzenia, a jeszcze mniej miało czas usiąść i pomyśleć nad swoim życiem. Czy zrobili coś, co miało znaczenie. Czy to będzie dobra śmierć.
Ojciec Bobbie był legendarnym marine korpusu marsjańskiego jeszcze zanim się urodziła. Gdy jego rodzina zaczęła się rozrastać, porzucił pierwsze szeregi i stał się jeszcze bardziej legendarnym sierżantem od szkoleń. Całe pokolenie dowiedziało się, co znaczy być marsjańskim marine pod skrzydłami sierżanta majora Drapera w bazie Hekate. Był mężczyzną mocno zbudowanym, masywnym i wysokim, z twarzą jak wyrzeźbiona z krzemienia, zawsze wydawał się niezwyciężony. СКАЧАТЬ