Gniew Tiamat. James S.a. Corey
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gniew Tiamat - James S.a. Corey страница 18

Название: Gniew Tiamat

Автор: James S.a. Corey

Издательство: PDW

Жанр: Историческая фантастика

Серия:

isbn: 9788366409651

isbn:

СКАЧАТЬ niemal trywialnym w porównaniu ze standardowymi statkami naukowymi i frachtowcami floty cywilnej. Podróż wymagającą wielu tygodni można było skrócić do dni. Nawet większość jednostek wojskowych Duartego miałaby problem z dogonieniem Jastrzębia, ale ceną za to przyśpieszenie były prycze przeciążeniowe wymagającego pełnego zanurzenia. Było to diaboliczne urządzenie całkowicie otaczające ludzkie ciało żelem pochłaniającym wstrząsy i wypełniające płuca silnie natlenionym płynem, dzięki czemu stawały się one maksymalnie nieściśliwe. Na całe dnie.

      – Nie rozumiem, czego on chce – powiedziała.

      – To skomplikowany człowiek – odpowiedział z sąsiedniej pryczy Fayez.

      – Wygląda to tak, jakby wcale nie chciał, żebyśmy znaleźli coś ciekawego. Za każdym razem, gdy coś odkryjemy, robi się marudny.

      – Wzięłaś leki przed lotem?

      – Tak – zapewniła, choć wcale nie była pewna, czy rzeczywiście o nich pamiętała. Nie były niezbędne. – Mam wrażenie, że ma jakieś inne rozkazy, o których nam nie mówi.

      – To prawie pewnik, że ma inne rozkazy, o których nam nie mówi – potwierdził Fayez. – To nie może cię dziwić, Els.

      – To nie może być nic ważniejszego od tego, co robimy – odparła. – Co mogłoby być ważniejsze?

      – Dla niego? Nie wiem. Może po prostu nie znosi się uczyć. Doznał traumy podczas wystawy naukowej w młodości. Dziesięć sekund. Kocham cię, Els.

      – Ja ciebie też – odpowiedziała. – Pamiętam czasy, gdy koktajl był czymś, co wstrzykiwano do żył, a nie wciągało się go do płuc. I pamiętam, że wtedy też go nie lubiłem.

      – Cena postępu.

      Próbowała wymyślić coś błyskotliwego w odpowiedzi, ale wtedy płyn zaczął się lać w sposób, który zawsze ją uciszał.

      Rozdział szósty

      Aleks

      Zwiastun burzy był absolutnym szczytem lakońskiej technologii wojennej. Jako pierwszy wprowadzony do służby okręt swojej klasy w zamierzeniu miał być prototypem dla całej floty niszczycieli, które mogłyby patrolować liczne systemy sieci wrót i demonstrować potęgę Lakonii w każdym zakątku imperium. Jednostkę wyposażono w stępkowe działo szynowe zdolne do wystrzeliwania co pięć sekund trzyipółkilowego pocisku z prędkością umożliwiającą wybicie dziury na wylot przez pomniejsze księżyce. Dwie odrębne baterie wyrzutni torped z czterema szynami w każdej i systemem szybkiego przeładowywania, dzięki któremu kolejne osiem pocisków mogło się znaleźć w rurach w niecałe siedemdziesiąt sekund po wysłaniu pierwszej salwy. Ze wszystkich stron burty były bronione przez system dwunastu szybkostrzelnych działek obrony punktowej, a każdy kąt podejścia do statku był kryty przez przynajmniej cztery z nich. Jak lubił to określać drugi pilot Aleksa, Caspar, okręt był paroma tysiącami ton wpierdolu w bardzo eleganckim opakowaniu.

      Osadzony wewnątrz olbrzymiej ładowni Wahadła był też całkowicie bezbronny.

      Siedzenie w fotelu pilota i czekanie na sygnał wylotu ze świadomością, że jeśli ktoś zauważy ich obecność i zacznie strzelać, to nawet nie zobaczy tego na radarze, sprawiało, że Aleksa swędziała skóra na głowie. Wahadło przesyłało im dane ze swoich teleskopów, więc nie byli całkiem ślepi, ale był to jednak powolny ciężki frachtowiec, którego systemy wykrywania zagrożeń przewidziano z myślą o unikaniu zbłąkanych kawałków skał. Niskiej rozdzielczości obraz radarowy i ziarniste obrazy teleskopowe niezbyt pomagały w ukojeniu jego nerwów.

      – To ty i szefowa macie wspólną historię, prawda? – odezwał się Caspar.

      Siedział w drugiej pryczy Burzy, trochę z tyłu i na prawo od fotela Aleksa. Caspar Asoau był niskim, chudym dzieciakiem z ruchomym tatuażem biegnącego geparda na ramieniu i delikatnym cieniem koziej bródki. Mimo że wyglądał na zdecydowanie za młodego do tej roboty, był też cholernie dobrym pilotem. Sprawnie wykonywał polecenia i stanowił świetne towarzystwo. Aleks szybko odkrył, że nie łączyło ich nic poza miłością do latania, więc poza zwyczajowymi powitaniami rozmawiali ze sobą wyłącznie, gdy obaj siedzieli za sterami Burzy.

      Aleks nie miał nic przeciwko chłopakowi, pamiętał, jak sam był młodym pilotem i ze wszystkich sił próbował ukryć własną nerwowość w rozmowach ze starszymi oficerami.

      – Owszem. Znamy się z Gunny od bardzo dawna.

      – Widzisz, zabawne. Ona jest tu kapitanem, ale ty nazywasz ją Gunny. To był jej stopień czy coś takiego, prawda? Jeszcze na Marsie?

      – Coś w tym stylu – potwierdził Aleks. – Dla mnie zawsze będzie Gunny.

      Rozmawiając, Caspar zaliczał kontrole przedstartowe. Uderzał przy tym delikatnie czubkami palców w ekrany. Na monitorze Aleksa przewijały się wyniki kontroli, każda zweryfikowana przez system i potwierdzona, zanim Caspar przeszedł do kolejnej, podczas gdy Aleks zatwierdzał ostatecznie jego pracę. Jego drugi pilot był staranny i sprawny. Poważnie traktował swoją pracę. Aleks żałował przez to trochę, że dzieciak nie jest o trzydzieści lat starszy, żeby mogli się zaprzyjaźnić.

      – Dostałeś od niej jakieś wskazówki, czego dotyczy ta operacja? – zapytał Caspar, a potem przerzucił na ekran Aleksa wynik inwentaryzacji zapasów amunicji do sprawdzenia.

      – Widzę dwieście pocisków w magazynie działa szynowego, osiemdziesiąt rakiet do wyrzutni, a wszystkie działka obrony punktowej świecą na zielono i zgłaszają pełne magazynki – oświadczył Aleks, przesuwając palcem po liście. – I nie, ona jest ze starej szkoły. Mocno wbijano im do głowy konieczność trzymania gęby na kłódkę.

      – Potwierdzam, dwieście do działa szynowego, osiemdziesiąt torped, działka obrony punktowej pełne i zielone na wszystkich pozycjach, zweryfikowane – oznajmił Caspar. – Jasne, ale pomyślałem, że skoro się przyjaźnicie, to może coś ci powiedziała.

      – Nie. A ja nie pytałem. Dowiemy się, gdy będzie to konieczne, i to mi w zupełności wystarczy – zapewnił Aleks, a po zakończeniu kontroli przedstartowych odwrócił fotel w stronę Caspara. – Bycie zdenerwowanym jest całkiem normalne.

      Caspar kiwnął głową. Nie wyglądał na zawstydzonego rozmową o swoim strachu, co wzbudziło w Aleksie falę sympatii do niego. Był dobrym dzieciakiem. Miał nadzieję, że zdołają razem przedostać się na drugą stronę sprawy z Lakonią, choć dla nich wszystkich szanse na to nie były zbyt wysokie.

      – Znałem gościa na Pallas – powiedział Caspar. – Nie to, że byliśmy blisko, nigdy się na poważnie nie spotykaliśmy, ani nic takiego. Ale umawialiśmy się, gdy trafiałem na stację podczas lotów towarowych. Ben Yi. Lubiłem go. – W kąciku jego oka pojawiła się łza, a potem nie zdołała spłynąć po policzku w łagodnej jednej czwartej g ciągu silnika Wahadła.

      – Nie zdołał się załapać na ewakuację?

      – Nie – potwierdził Caspar, a potem wytarł oczy. – Powiedzieli, że Nawałnica zmieniła stację w gruz tak szybko, że nikt nawet nie miał szans zobaczyć nadchodzącego ataku. Pewnie jeśli masz zginąć, to taki sposób nie jest najgorszy.

СКАЧАТЬ