Hrabia Monte Christo. Александр Дюма-сын
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hrabia Monte Christo - Александр Дюма-сын страница 5

Название: Hrabia Monte Christo

Автор: Александр Дюма-сын

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ z pewnością u ojca – odpowiedział Danglars.

      – Więc przyszedłem natychmiast – kontynuował Caderousse – aby uściskać rękę dobrego przyjaciela.

      – Poczciwy Caderousse! – rzekł starzec. – Jakże jest do nas przywiązany!

      – Pewnie, że jestem do was przywiązany, a co więcej wielce was szanuję, bo to teraz rzadko można spotkać uczciwych ludzi… Hm! Widzę, żeś nam powrócił bogaty, chłopcze – paplał dalej krawiec, rzucając z ukosa spojrzenie na złote i srebrne monety rozrzucone przez Dantèsa na stole.

      Młodzieniec dostrzegł w czarnych oczach sąsiada błysk chciwości.

      – Ach, mój Boże – rzekł niedbale – to nie moje pieniądze. Mówiłem właśnie ojcu, że bałem się, czy mu czegoś nie brakło w czasie mojej nieobecności, a on, aby mnie uspokoić, wysypał zawartość swojej sakiewki na stół. Mój ojcze, schowaj to do mieszka, chyba że nasz sąsiad Caderousse potrzebuje pieniędzy, w takim przypadku chętnie mu pomożemy.

      – Uchowaj Boże, chłopcze – rzekł Caderousse – nie potrzebuję niczego; Bogu dzięki rzemieślnicza profesja potrafi wyżywić człowieka. Schowaj sobie pieniądze, tego nigdy nie można mieć za wiele. A swoją drogą bardzo ci dziękuję za propozycję, i czuję się tak zobowiązany, jakbym z niej skorzystał.

      – To było ze szczerego serca – rzekł Dantès.

      – Nie wątpię. I jak tam, jesteś podobno na dobrej stopie z panem Morrelem, filucie?

      – Pan Morrel był dla mnie zawsze szczególnie życzliwy.

      – W takim razie nie miałeś racji, nie przyjmując zaproszenia na obiad.

      – Jak to? Odmówiłeś zaproszenia? – wtrącił stary Dantès. – Zapraszał cię na obiad?

      – Zapraszał – odpowiedział Edmund z uśmiechem, ubawiony, że ojca tak mocno zdumiał zaszczyt, jaki go spotkał.

      – Synu, i dlaczego odmówiłeś? – zapytał starzec.

      – Bo pragnąłem jak najprędzej cię zobaczyć, ojcze – odrzekł młodzieniec. – Do ciebie się spieszyłem.

      – Mogło to sprawić przykrość panu Morrelowi, on taki poczciwy – dorzucił Caderousse – a kiedy ktoś pragnie zostać kapitanem, czyni wielkie głupstwo, jeśli się w czymś sprzeciwia armatorowi.

      – Wyjaśniłem mu przyczynę odmowy i zrozumiał to, jak sądzę.

      – Ale jeśli masz zostać kapitanem, powinieneś czasem pochlebiać swoim przełożonym.

      – I bez tego spodziewam się nim zostać – odpowiedział Dantès.

      – Tym lepiej, tym lepiej, wszyscy twoi starzy przyjaciele będą się z tego serdecznie cieszyli, a znam też kogoś, kto mieszka za cytadelą Świętego Mikołaja, kto pewnie się tym bardzo nie zmartwi.

      – Mercedes – podpowiedział starzec.

      – Tak, ojcze – odpowiedział Dantès. – I za twoim pozwoleniem, kiedy cię już zobaczyłem i wiem, żeś zdrów i na niczym ci nie zbywa, chciałbym ją odwiedzić.

      – Idź, moje dziecko, idź – rzekł stary Dantès – i niech twoja żona będzie dla ciebie takim błogosławieństwem Bożym, jak ty dla mnie!

      – Żona! – rzekł Caderousse. – Ojczulku, ależ ci spieszno! Wydaje mi się przecie, że Mercedes nie jest jeszcze jego żoną!

      – Nie, ale wedle wszelkiego prawdopodobieństwa – odrzekł Edmund – wkrótce nią będzie.

      – Mniejsza o to, w każdym razie dobrze robisz, że się spieszysz, mój chłopcze!

      – A to czemu?

      – Bo Mercedes jest ładną dziewczyną, a ładnym dziewczętom nietrudno o amantów, szczególnie jej! Włóczą się za nią tuzinami.

      – Doprawdy? – zdziwił się Edmund i lekki niepokój przebił się przez jego uśmiech.

      – O, tak – odpowiedział Caderousse. – I trafiały jej się nawet doskonałe partie; ale że ty wkrótce kapitan, nikt ci tak łatwo nie da kosza.

      – Co znaczy, że gdybym nie był kapitanem… – rzekł Dantès z uśmiechem, który źle skrywał jego niepokój.

      – No, no! – mruknął znacząco Caderousse.

      – Ale co tam! – rzekł Edmund. – Dajmy temu spokój; mam lepsze wyobrażenie o kobietach w ogóle, a o Mercedes w szczególności i jestem przekonany, że czy byłbym kapitanem, czy nie, ona dochowałaby mi słowa.

      – Tym lepiej – przytaknął Caderousse. – Zaufanie to ważna rzecz, zwłaszcza gdy kto chce się żenić. Co mi zresztą do tego; ale posłuchaj, chłopcze, nie trać czasu, idź do niej natychmiast, zawiadomić o swoim powrocie i nadziejach.

      – Już idę – rzekł Edmund.

      Uścisnął ojca, kiwnięciem głowy pożegnał Caderousse'a i wyszedł.

      Caderousse zatrzymał się jeszcze przez chwilę, a pożegnawszy się ze starym Dantèsem, udał się na spotkanie z Danglarsem, który czekał nań na rogu ulicy Senac.

      – I co? Widziałeś go? – zagadnął Danglars.

      – Właśnie się rozstaliśmy – odrzekł Caderousse.

      – Mówił ci coś o tym, że zamierza zostać kapitanem?

      – Mówi o tym, jakby już było po wszystkim.

      – Cierpliwości, chłopcze! – rzekł Danglars. – Myślę, że się trochę za szybko wyrywa.

      – Diabli go wiedzą, zdaje się, że mu to przyrzekł pan Morrel.

      – I pewnie jest bardzo radosny?

      – Powiedz raczej: bezczelny. Wyobraź sobie, że mi ofiarował swoją pomoc, jakby był jakąś wielką figurą. I chciał mi pieniędzy pożyczyć, niczym bogaty bankier.

      – Nie przyjąłeś, naturalnie.

      – Ma się rozumieć, chociaż właściwie mogłem je przyjąć, zważywszy, że ja pierwszy dałem mu parę sztuk srebra, którymi zaczął obracać. Ale teraz imć pan Dantès nie będzie już nikogo potrzebował, zostanie kapitanem.

      – Ba! – obruszył się Danglars. – Jeszcze nim nie jest.

      – Słowo daję, lepiej by było, żeby nie został – rzekł Caderousse – bo potem to nie da się do niego nawet przystąpić.

      – Jeśli tylko zechcemy – szepnął Danglars – zostanie tym, czym jest dzisiaj, a może nawet i to straci.

      – Co ty opowiadasz?

      – Nic, ot, tak sam do siebie coś mówiłem. A kocha СКАЧАТЬ