Название: Historia wewnętrzna
Автор: Giulia Enders
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788366380806
isbn:
I taki właśnie cel przyświecał mi podczas pisania niniejszej książki: chciałam przystępnie przedstawić wiedzę na konkretny temat i upowszechnić to, o czym naukowcy piszą w specjalistycznych artykułach i o czym rozprawiają na kongresach, podczas gdy całe rzesze ludzi bezskutecznie poszukują odpowiedzi na swe pytania. Rozumiem rozczarowanie medycyną i lekarzami, jakie odczuwa wielu pacjentów cierpiących na przykre choroby. Nie proponuję tu żadnego panaceum. Nie twierdzę, że zdrowe jelita uchronią nas przed każdą chorobą świata. Mogę jednak wyjaśnić, co się dzieje w naszych jelitach, co nowego ma na ten temat do powiedzenia nauka i jak możemy wykorzystać tę wiedzę, by na co dzień żyło nam się lepiej.
Studia medyczne i moje powinności doktorantki pracującej w zakładzie mikrobiologii lekarskiej pomogły mi ocenić i uporządkować wiedzę na ten temat. Osobiste doświadczenia ułatwiają mi przybliżanie jej innym. I wreszcie dzięki pomocy mojej siostry nie gubię się w dygresjach: jeśli podczas odczytywania na głos gotowego fragmentu zbaczam z tematu, Jill patrzy na mnie wymownie i mówi: „Wiesz co, może spróbuj jeszcze raz”.
1
Jelito w roli głównej
Świat przedstawia się o wiele zabawniej, gdy zauważamy nie tylko to, co widać na pierwszy rzut oka – ale i całą resztę. Dopiero wtedy drzewo nie wydaje nam się łyżką. W zasadzie właśnie taki kształt postrzegamy, patrząc na prosty pień i owalną koronę drzewa. Oko, widząc taki kontur, podpowiada nam: „łyżka”. Pod ziemią znajduje się jednak co najmniej tyle samo korzeni, co gałęzi w górze. Bardziej zasadne byłoby w tej sytuacji porównanie do hantli, ale ono prawie nigdy się nie pojawia. Większość danych mózg otrzymuje od oczu. Nawet w książkach wyjątkowo rzadko można zobaczyć ilustracje przedstawiające drzewo w całości. Nic więc dziwnego, że podczas przejażdżki przez las mózg postrzega kolejno „łyżkę, łyżkę, łyżkę i łyżkę”.
Jeśli idziemy przez życie, kierując się zasadą „łyżkowatości”, nie zauważamy mnóstwa fantastycznych rzeczy. Pod naszą skórą nieustannie coś się dzieje: coś płynie, tłoczy, zasysa, miażdży, pęka, naprawia się i tworzy na nowo. Cały zespół wysoko wyspecjalizowanych narządów pracuje tak wydajnie, że przeciętny dorosły człowiek zużywa przez godzinę tyle energii, co stuwatowa żarówka. W każdej sekundzie nasze nerki z niezwykłą precyzją filtrują krew – znacznie dokładniej, niż dzieje się to na przykład w filtrze do kawy. Co ważne, w większości przypadków robią to sprawnie przez całe życie. Nasze płuca są skonstruowane tak sprytnie, że energię zużywamy właściwie tylko podczas wdechu – wydychanie powietrza następuje samoistnie. Gdybyśmy byli przezroczyści, zobaczylibyśmy, jakie są piękne: jak duży nakręcany samochodzik, tyle że miękki i gąbczasty. Kiedy pogrążamy się w smętnych rozmyślaniach pod hasłem „Nikt mnie nie lubi”, nasze serce, które po raz siedemnastotysięczny podejmuje swą dwudziestoczterogodzinną zmianę, ma pełne prawo czuć się takim podejściem dotknięte.
Gdybyśmy mieli wgląd w coś więcej niż tylko w to, co widoczne gołym okiem, zobaczylibyśmy, jak zlepki komórek w brzuchu przekształcają się w człowieka. Od razu zrozumielibyśmy, że – mówiąc w uproszczeniu – rozwijamy się z trzech „rurek”.
Pierwsza rurka przebiega przez całe ciało, tworząc w środku węzełek. To nasz układ naczyń krwionośnych, z którego wykształca się serce jako węzeł centralny. Druga rurka rozwija się niemal równolegle na naszych plecach i wytwarza pęcherzyk, który wędruje na samą górę ciała i tam już zostaje. To układ nerwowy w rdzeniu kręgowym, z którego rozwija się mózg i wyrastają nerwy sięgające do wszystkich zakątków organizmu. Trzecia rurka biegnie z góry na dół. To przyszły układ pokarmowy.
Ta trzecia rurka zajmuje się „meblowaniem” naszego wnętrza. Pączkuje, coraz bardziej rozpychając się w lewo i w prawo. Pączki z czasem rozwiną się w płuca. Trochę niżej rurka wysklepia się ku górze, tworząc wątrobę. To z niej powstanie też pęcherzyk żółciowy i trzustka. Stopniowo rurka staje się coraz bardziej skomplikowaną konstrukcją. Uczestniczy w złożonych „pracach budowlanych” jamy ustnej, tworzy przełyk, zdolny do prawdziwie akrobatycznych ewolucji, i wykształca niewielki woreczek żołądkowy, służący do magazynowania przez kilka godzin pożywienia. I wreszcie, na zakończenie, z rurki powstaje prawdziwy majstersztyk, a mianowicie jelita.
Majstersztyki wieńczące pracę pozostałych dwóch rurek – serce i mózg – cieszą się wielkim szacunkiem. Serce jest oczywiście niezbędne do życia, bo pompuje krew, mózg podziwia się za to, że w każdej sekundzie wytwarza zdumiewające myśli i obrazy. Tymczasem jelito, zdaniem większości z nas, przydaje się najwyżej podczas posiadówek na sedesie. Przez resztę czasu zapewne po prostu wisi sobie swobodnie w brzuchu, z rzadka wydając jakieś odgłosy. Poza tym nie wyróżnia się niczym szczególnym. Powiedzieć, że nie doceniamy naszych jelit, to za mało – prawdę mówiąc, często się ich wręcz wstydzimy. Wszystko, co się z nimi wiąże, jest dla nas krępujące, bo przecież członek elit nie ma jelit!
I właśnie takie podejście ma zmienić niniejsza książka. Spróbujemy wraz z Jill dokonać tego, co dzięki książkom jest możliwe, i zrobić poważną konkurencję dla tego, co widać gołym okiem. Bo drzewa to wcale nie łyżki! A jelita to elita!
Jak się robi kupę – …i czemu warto o to pytać?
Pewnego dnia mój współlokator, wszedłszy do kuchni, powiedział: „Giulia, ty przecież studiujesz medycynę – jak to właściwie jest z tym robieniem kupy?”. Zapewne nie byłoby to najlepsze zdanie rozpoczynające moją ewentualną autobiografię, ale to pytanie naprawdę sporo zmieniło w moim życiu. Poszłam do swojego pokoju, zasiadłam na podłodze i przekopałam się przez trzy różne książki. Gdy wreszcie znalazłam odpowiedź, czułam się zszokowana. Nigdy bym nie pomyślała, że ta zwyczajna czynność jest tak inteligentnie pomyślana.
W ludzkim organizmie wydalanie jest prawdziwie mistrzowskim osiągnięciem: dwa układy nerwowe współpracują sumiennie ze sobą, byśmy mogli dyskretnie i higienicznie pozbywać się naszych śmieci. Chyba żadne inne zwierzę nie załatwia się tak czysto i porządnie jak my. Nasz organizm wykształcił w tym celu mnóstwo pomysłowych urządzeń i opracował sporo sztuczek. Zacznijmy może od tego, jak przemyślnymi mechanizmami zamykania dysponujemy. Zdecydowana większość z nas wie wyłącznie o istnieniu zewnętrznego zwieracza, dającego się świadomie zaciskać i rozluźniać. Jest też jednak i drugi, bardzo podobny mięsień, zlokalizowany kilka centymetrów głębiej, którym nie jesteśmy w stanie nijak sterować.
Każdy z tych mięśni reprezentuje interesy innego układu nerwowego. Zwieracz zewnętrzny to lojalny współpracownik naszej świadomości. Gdy mózg dochodzi do wniosku, że nie pora na korzystanie z toalety, zwieracz zewnętrzny dostosowuje się posłusznie i zaciska tak mocno, jak tylko może. Zwieracz wewnętrzny zaś uczestniczy w procesach zachodzących w organizmie bez udziału świadomości. Nie bierze pod uwagę tego, że ciocia Bożenka uznaje puszczanie bąków za niestosowne. Interesuje go wyłącznie to, by w naszych wnętrznościach wszystko przebiegało jak należy. Mamy ochotę puścić bąka? Zwieracz wewnętrzny pragnie, by żyło nam się jak najlżej. Gdyby to od niego zależało, również ciocia Bożenka częściej mogłaby sobie pofolgować. Najważniejsze, żeby w środku działo się dobrze i by nic nam nie dokuczało.