Pan Wołodyjowski. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Wołodyjowski - Генрик Сенкевич страница 9

Название: Pan Wołodyjowski

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ list od księdza arcybiskupa, któren zechciej, carissime frater71, księdzu przeorowi oddać.

      – Stanie się wedle woli waszmości – odpowiedział furtian72 skłoniwszy się na widok prymasowskiej pieczęci.

      To rzekłszy, pociągnął za rzemień wiszący u serca dzwonka i dwa razy uderzył, aby kogoś przywołać, bo sam nie miał prawa odejść od furty. Na on głos pojawił się drugi mnich i zabrawszy list, oddalił się z nim w milczeniu, pan Zagłoba zaś złożył na ławce zawinięcie, które miał ze sobą, po czym siadł sam i sapać począł mocno.

      – Frater – rzekł wreszcie – a jak dawno w zakonie?

      – Piąty rok – odrzekł furtian.

      – Proszę, taki młody, a już piąty rok! To już, choćby się chciało wyjść, za późno! A musiało się nieraz zatęsknić za światem, bo to, mosterdzieju, jednemu wojenka pachnie, drugiemu uczty, trzeciemu białogłowy…

      – Apage! – rzekł mniszek żegnając się pobożnie.

      – Jakże? Nie brała pokusa wyjść? – powtórzył Zagłoba.

      Lecz mniszek spojrzał z nieufnością na rozmawiającego tak dziwnie arcybiskupiego wysłańca i odrzekł:

      – Za kim się tu drzwi zamkną, ten już nie wychodzi.

      – To obaczym jeszcze! Co tam z panem Wołodyjowskim się dzieje? Zdrów?

      – Nie masz tu nikogo, co by się tak nazywał.

      – Brat Michał? – rzekł na próbę pan Zagłoba. – Dawny pułkownik dragoński, który tu wszedł niedawno?

      – Tego bratem Jerzym nazywamy, ale on dotąd ślubów nie wykonał i wykonać ich przed terminem nie może.

      – I pewno nie wykona, bo nie uwierzysz, frater, co to był za podwikarz73! Drugiego tak na białogłowską cnotę zawziętego nie znalazłbyś we wszystkich zako… chciałem powiedzieć: we wszystkich pułkach z całego komputu…

      – Mnie się tego słuchać nie godzi – odparł z coraz większym zdziwieniem i zgorszeniem mnich.

      – Słuchajże, frater. Nie wiem, gdzie u was moda przyjmować, ale jeśli tu, na tym miejscu, to radzęć, jak tu przyjdzie brat Jerzy, odejść lepiej, ot, do tej izby przy furcie, bo my tu o nader światowych rzeczach będziemy rozmawiali.

      – Ja i zaraz wolę odejść – rzekł mnich.

      Tymczasem pokazał się Wołodyjowski, czyli raczej brat Jerzy, ale Zagłoba nie poznał nadchodzącego, bo pan Michał zmienił się wielce.

      Naprzód, w długim białym habicie wydawał się wyższy niż w dragońskim kolecie; po wtóre, sterczące dawniej ku oczom wąsiki nosił teraz ku dołowi i brodę usiłował zapuścić, która tworzyła dwa żółte kosmyczki nie dłuższe nad pół palca; na koniec wychudł i wymizerniał bardzo, oczy jego straciły dawny blask i zbliżał się powoli, mając ręce ukryte na piersiach pod habitem i spuszczoną głowę.

      Zagłoba nie poznawszy go myślał, że to może sam przeor nadchodzi, więc podniósł się z ławy i zaczął mówić:

      – Laudetur74

      Nagle spojrzał bliżej, ręce roztworzył i zakrzyknął:

      – Panie Michale! Panie Michale!

      Brat Jerzy dał się porwać w objęcia, coś na kształt łkania wstrząsnęło mu piersi, ale oczy jego pozostały suche. Zagłoba ściskał go długo, na koniec począł mówić:

      – Nie sam nad swoim nieszczęściem płakałeś. Płakałem ja, płakali Skrzetuscy i Kmicicowie. Wola boska! Zgódź się z nią, Michale! Niechże cię Ojciec Miłosierny pocieszy, nagrodzi!… Dobrześ uczynił, żeś na czas w tych oto murach się zamknął. Nie masz w nieszczęściu nic lepszego nad modlitwę i pobożne rozmyślania. Daj, niech cię jeszcze raz uściskam. Przez łzy ledwie że cię dojrzeć mogę!

      I pan Zagłoba płakał naprawdę, widokiem Wołodyjowskiego poruszony, wreszcie tak mówił dalej:

      – Wybacz, żem ci twe rozmyślania przerwał, ale jużże nie mogłem inaczej uczynić, i sam mi słuszność przyznasz, gdy ci racje moje przytoczę! Ej, Michale! Siłaśmy ze sobą złego i dobrego zażyli! Znalazłeśże za tą kratą jakową pociechę?

      – Znalazłem – odrzecze pan Michał – w tych słowach, które tu co dzień słyszę i powtarzam, a które do śmierci chcę powtarzać: memento mori75. W śmierci jest dla mnie pociecha.

      – Hm! Śmierć łatwiej na polu bitwy znaleźć niż w klasztorze, gdzie życie tak idzie, jakoby kto z kłębka powoli nić odwijał.

      – Nie masz tu życia, bo nie masz spraw ziemskich, i zanim dusza ciało opuści, już jakoby na innym świecie żywię.

      – Kiedy tak, to już ci nie powiem, że się orda białogrodzka na Rzeczpospolitą w wielkiej potędze gotuje, bo cóż cię to obchodzić może?

      Pan Michał wąsikami nagle ruszył i prawicą mimo woli do lewego boku sięgnął, ale nie znalazłszy szabli, zaraz obie ręce pod habit schował, spuścił głowę i rzekł:

      – Memento mori!

      – Słusznie, słusznie! – rzekł Zagłoba mrugając z pewnym zniecierpliwieniem swoim zdrowym okiem. – Wczoraj jeszcze pan Sobieski, hetman, mówił: „Niechby Wołodyjowski choć przez tę jedną nawałnicę przesłużył, a potem do jakiego chce klasztoru szedł. Bóg by się o to nie rozgniewał, owszem, zasługę miałby taki mnich tym większą”. Ale trudno ci się i dziwić, że własne uspokojenie nad szczęście ojczyzny przekładasz, bo przecie: prima charitas ab ego.

      Nastała długa chwila milczenia, tylko wąsy pana Michała zjeżyły się jakoś i poczęły się szybko, choć lekko poruszać.

      – Ślubów jeszcze nie wykonałeś – spytał wreszcie Zagłoba – i wyjść w każdej chwili możesz?

      – Nie jestem jeszcze zakonnikiem, bom czekał na łaskę bożą i na to, by wszystkie ziemskie myśli bolesne opuściły duszę moją. Ale łaska jest nade mną, spokój mi wraca, wyjść mogę, ale już nie chcę, gdyż zbliża się termin, w którym z czystym sumieniem i próżen ziemskich pożądliwości, będę mógł śluby wykonać.

      – Nie chcę ja cię od tego odwodzić, owszem, chwalę rezolucję76, chociaż pamiętam, że gdy Skrzetuski zamierzył swego czasu mnichem zostać, to jednak czekał z tym, póki by ojczyzna od nawałności nieprzyjacielskiej wolna nie była. Ale czyń, jak chcesz. Zaiste nie ja cię będę odwodził, bom i sam czuł swego czasu do życia zakonnego wokację77. Pięćdziesiąt lat temu zacząłem już nawet nowicjat; szelmą jestem, jeśli łżę! No! Bóg inaczej pokierował… To ci tylko СКАЧАТЬ



<p>71</p>

carissime frater (łac.) – najdroższy bracie. [przypis edytorski]

<p>72</p>

furtian – odźwierny w klasztorze; zakonnik, którego zadaniem jest obsługiwanie furty klasztornej: pilnowanie kluczy do drzwi prowadzących do klasztoru, otwieranie i zamykanie ich, przyjmowanie gości itp. [przypis edytorski]

<p>73</p>

podwikarz – kobieciarz; od starop. podwika: noszona przez kobiety biała płócienna chusta osłaniająca głowę i szyję a. młoda dziewczyna. [przypis edytorski]

<p>74</p>

laudetur (łac.) – niech będzie pochwalony; formuła powitalna przyjęta w katolicyzmie. [przypis edytorski]

<p>75</p>

memento mori (łac.) – pamiętaj o śmierci. [przypis edytorski]

<p>76</p>

rezolucja (daw.) – postanowienie. [przypis edytorski]

<p>77</p>

wokacja (z łac. vox, vocis: głos) – powołanie. [przypis edytorski]