Uratuj mnie. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Uratuj mnie - Guillaume Musso страница 7

Название: Uratuj mnie

Автор: Guillaume Musso

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8215-065-0

isbn:

СКАЧАТЬ obchodzić się z nią delikatnie. Angela była wprawdzie bardzo dzielna, ale również niezwykle wrażliwa.

      – Niech pan poczeka!

      – Czekam.

      Dziewczynka kliknęła na ekran komputera i włączyła drukarkę, z której po chwili wysunął się bardzo dziwny rysunek. Żeby odwrócić uwagę od choroby, Sam namówił ją na różne zajęcia artystyczne i z czasem malowanie i rysowanie pomagały Angeli lepiej znosić smutek codzienności.

      Spojrzała z zadowoleniem na swoje dzieło, po czym podała je Samowi.

      – Proszę. Narysowałam to specjalnie dla pana.

      Wziął kartkę i popatrzył na nią zdziwiony. Grube, czerwone i żółte zakrętasy przypominały mu malarstwo Federiki. Był prawie pewien, że po raz pierwszy Angela namalowała coś niefiguratywnego. Już miał ją spytać, co przedstawia rysunek, ale zreflektował się, przypomniawszy sobie, jak bardzo żona nie cierpiała tego rodzaju pytań.

      – Dziękuję, powieszę w moim gabinecie.

      Złożył kartkę i schował do kieszeni fartucha. Powstrzymał się od pochwał, bo dobrze wiedział, że Angela ich nie lubi.

      – Śpij dobrze – powiedział tylko, kierując się do wyjścia.

      – Ja zdechnę, prawda?

      Zatrzymał się w progu i spojrzał w jej stronę. Angela spytała ponownie:

      – Jeśli nie zrobi mi się tego cholernego przeszczepu, to zdechnę?

      Podszedł do niej powoli i usiadł na brzegu łóżka. Patrzyła na niego z mieszaniną bezczelności i strachu, on jednak wiedział, że w tym wyzywającym spojrzeniu kryje się przerażenie.

      – To prawda, możesz umrzeć – przyznał.

      Odczekał kilka sekund, po czym dodał:

      – Ale to się nie zdarzy.

      A potem:

      – Obiecuję ci to.

      *

      Bar kawowy Starbucks – Piąta Aleja,

      godzina 16.59

      – Poproszę duże cappuccino i babeczkę z jagodami.

      – Już podaję.

      Realizując zamówienie, Juliette spojrzała przez szybę. Nawet jeśli od jakiegoś czasu śnieg nie padał, miasto spowijało zimno i wiatr.

      – Proszę bardzo.

      – Dziękuję.

      Rzuciła okiem na zegar wiszący na ścianie: jeszcze minuta i jej zmiana się skończy.

      – Espresso macchiato i butelkę wody Evian.

      – Chwileczkę.

      Ostatnia klientka, ostatni dzień pracy, a za dwa dni żegnaj, Nowy Jorku.

      Podała napoje nieskazitelnej „pracującej dziewczynie”, która odwróciła się na pięcie i nawet jej nie podziękowała.

      Kiedy Juliette widziała takie dziewczyny na ulicy, patrzyła na nie z ciekawością i zazdrością. Jak tu wygrać z kobietami o smukłej sylwetce, ubranymi jak z żurnala, które doskonale znały wszystkie reguły gry i wszystkie sekretne kody?

      One mają to wszystko, czego ja nie mam, myślała. Są mądre, wysportowane, pewne siebie… Potrafią mówić, nie tracąc rezonu, podkreślić swoją wartość, zręcznie prowadzić grę…

      A zwłaszcza były financially secure, czyli miały dobrą pracę i adekwatne do niej zarobki.

      Przeszła do szatni, zdjęła służbowy mundurek, następnie wróciła do dużej sali trochę zawiedziona, że żadna z dziewczyn należących do personelu nie życzy jej przed wyjazdem good luck.

      Pomachała w stronę kontuaru, ale odpowiedziano jej niedbałym machnięciem. Ciągle to samo, jakby była niewidzialna.

      Po raz ostatni przeszła przez długą salę. Już miała wychodzić, kiedy jakiś głos przy wejściu zawołał do niej po francusku:

      – Mademoiselle!

      Juliette spojrzała w stronę mężczyzny o szpakowatych włosach i starannie przystrzyżonej brodzie, siedzącego przy stoliku pod oknem. Nawet jeśli był stary, jego wygląd wskazywał, że jest silny. Szerokie ramiona i wysoki wzrost sprawiały, że kawiarniane meble wydawały się małe. Juliette znała tego klienta. Przychodził tu od czasu do czasu, najczęściej bardzo późnym wieczorem. Kilka razy, zwłaszcza pod nieobecność szefa, pozwoliła mu wprowadzić psa, czarnego doga noszącego dziwne imię Cujo.

      – Przyszedłem się z panią pożegnać, Juliette. Jeśli dobrze zrozumiałem, wkrótce wraca pani do Francji.

      – Skąd pan wie?

      – Słyszałem – odparł lakonicznie.

      Ten człowiek budził zaufanie i jednocześnie obawę. To było bardzo dziwne.

      – Pozwoliłem sobie zamówić dla pani grzany cydr – powiedział, podając jej szklaneczkę napoju.

      Juliette zatkało z wrażenia. Mężczyzna zdawał się dobrze ją znać, podczas gdy ona nigdy z nim nie rozmawiała. Za to teraz stała obok niego i czuła się jak otwarta książka.

      – Proszę na chwilę usiąść – zaproponował.

      Zawahała się przez moment, nie spuszczając z niego wzroku, ale w jego oczach nie dostrzegła żadnego niebezpieczeństwa. Tylko zmęczenie. Poza tym jakiś intensywny płomień, którego nie umiała określić.

      W końcu zdecydowała się usiąść naprzeciwko niego i upiła łyk cydru.

      Mężczyzna widział, że pod hałaśliwym sposobem bycia dziewczyny kryje się osoba wrażliwa i niepewna.

      Za nic nie chciałby okazać się nachalny. Miał jednak mało czasu. Jego życie było skomplikowane, dni długie, a zajęcia niezbyt przyjemne. Postanowił zatem przejść do sedna.

      – W przeciwieństwie do tego, co pani myśli, pani życie nie jest porażką…

      – Dlaczego pan mi to mówi?

      – Dlatego że każdego ranka sprawdza pani swój wygląd przed lustrem.

      Zdziwiona Juliette odsunęła się trochę.

      – Skąd pan wie, że…

      Ale mężczyzna nie dał jej dokończyć:

      – To miasto jest okrutne.

      – To prawda – СКАЧАТЬ