Название: Uratuj mnie
Автор: Guillaume Musso
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-8215-065-0
isbn:
Tym razem jednak było inaczej. Ten mężczyzna, Sam Galloway, nie był taki jak inni. Kiedy tylko zaczęli rozmawiać, poczuła w środku pieczenie.
No, mała, przestań pisać sobie scenariusze filmowe, przecież nie masz szesnastu lat!
Juliette starała się ze wszystkich sił zapanować nad emocjami. Poza tym należało pamiętać o tym okropnym kłamstwie. Przecież znajomość zaczynająca się od kłamstwa nie może się dobrze skończyć. Była pewna, że ten mężczyzna przysporzy jej cierpień. Może najlepiej będzie, jeśli nie wróci do stolika…
Podniosła oczy i przeklęła swój los: w chwili gdy postanowiła wykazać się rozsądkiem, nieoczekiwane spotkanie zasiało w jej myślach taki zamęt.
– W tym momencie nie potrzebuję żadnego mężczyzny! – oznajmiła na głos dla większej pewności.
– Tym lepiej dla ciebie, kochanie – odpowiedział jej głos z kabiny obok. – Będzie o jednego więcej dla kumpelek!
Juliette zamarła, żałując, że dała się tak ponieść, po czym szybko opuściła toaletę.
*
Sam wciąż siedział przy stoliku, jakby przyspawała go do krzesła jakaś niewidzialna siła.
Ostatnim wysiłkiem woli spróbował racjonalnie podejść do targających nim emocji.
Miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje albo jest po prostu zjawiskiem biologicznym.
Ale jego mózg nadal odbierał informacje dotyczące Juliette: sposób, w jaki się uśmiecha, przygryza dolną wargę, kształt jej twarzy, linia bioder, francuski akcent… Przetwarzał te wszystkie dane trochę jak komputer, ale wkrótce uwolnił hormony i neuroprzekaźniki. I to było przyczyną jego euforii.
Widzisz, nie ma co wymyślać nie wiem jakich historii z powodu zwykłej reakcji chemicznej. Wobec tego teraz wstań i odejdź, zanim ona wróci.
Starając się, by nie zostać zauważoną, Juliette poprosiła jedną z hostess o podanie płaszcza i skierowała się do wind. Podjęła właściwą decyzję. Jedyną rozsądną. Drzwi windy rozsunęły się z dźwiękiem dzwoneczków.
Zawahała się…
Podobno są ludzie potrafiący rozpoznać właściwy moment, w którym decyduje się ich los.
A jeśli to właśnie jest ten moment?
*
– Wszystko w porządku?
– Tak, a co u pana?
Usiadła naprzeciwko niego.
Zdążył zauważyć, że odebrała z szatni płaszcz. Ona zauważyła, że zabrał marynarkę.
On dopijał martini, a ona podziwiała światła miasta migające jak miliony gwiazd. Miała wrażenie, że gra w jednej z komedii romantycznych z Meg Ryan kończących się happy endem. Wiedziała jednak, że to wrażenie nie potrwa długo.
Kiedy Sam ujrzał płatki śniegu przylepiające się do szyb, położył rękę na ramieniu Juliette.
– Czy ma pani jakiegoś przyjaciela?
– Może… – odparła, żeby nie ulec zbyt łatwo. – A pan?
– Ja nie mam żadnego przyjaciela.
– Dobrze pan wie, o co pytam!
W chwili gdy Sam otwierał usta, zamierzając odpowiedzieć, w jego głowie błysnął nagle flesz, w którego blasku ujrzał twarz Federiki. Szła z rozwianymi włosami po długim drewnianym pomoście na Key West. Jak trzy lata temu podczas tygodnia wakacji, jednego z tych krótkich okresów, kiedy byli naprawdę szczęśliwi.
Zamrugał parę razy, żeby odpędzić ten obraz. Potem spojrzał na Juliette i powiedział dobitnie:
– Prawdę mówiąc, jestem żonaty.
7
Miłość jest jak gorączka; dopada nas i mija bez najmniejszego udziału naszej woli.
Stendhal
Zjeżdżając na dół, nie zamienili ani słowa i nie spojrzeli na siebie ani razu. Przeżyli parę uroczych chwil, ale teraz czar prysł i trzeba było zejść na twardą ziemię i znaleźć się na powrót w scenografii zwykłego życia.
– Czy mogę panią odwieźć? – zapytał, kiedy wyszli na ulicę i owiało ich szczypiące lodowate powietrze.
– Nie, dziękuję – odparła chłodno.
– W jakim hotelu się pani zatrzymała?
– To nie pana sprawa.
– Może powinna mi pani zostawić swój numer telefonu, na wypadek gdyby…
– Niby na wypadek czego? – ucięła, podpierając się pod boki.
Popatrzył na nią z żalem. Z jej ust leciała para i uznał, że kiedy się złości, jest jeszcze piękniejsza.
Już żałował swojego kłamstwa, chociaż stanowiło jedyny oręż, jaki znalazł, by obronić się przed niebezpieczeństwem i nie być wobec niej nieuczciwym.
– No to cześć! – rzuciła, zamierzając odejść. – Pozdrowienia dla żony!
– Niech pani zaczeka… – zaryzykował, chcąc ją zatrzymać.
– Proszę nie nalegać, nie zadaję się z żonatymi mężczyznami.
– Dobrze to rozumiem.
– Niczego pan nie rozumie. Jest pan… a zresztą, naprawdę wszyscy jesteście tacy sami!
– Nie ma pani prawa mnie osądzać – bronił się. – Nic pani nie wie o moim życiu. Nie zna mnie pani…
– …i nie mam ochoty poznać pana lepiej.
– W porządku. Mimo wszystko dziękuję za miłe chwile.
– A ja dziękuję, że mnie pan nie rozjechał – odpowiedziała z ironią. – A na przyszłość zalecam większą ostrożność za kierownicą…
I bach!
– Dziękuję za radę.
– Ciao.
– No właśnie.
Juliette odwróciła się do niego plecami i przyspieszając kroku, ruszyła w stronę najbliższej stacji metra.
СКАЧАТЬ