Название: Żal po stracie
Автор: Ewa Woydyłło
Издательство: PDW
Жанр: Здоровье
isbn: 9788308071762
isbn:
Od czasu napisania dwóch książek pod wspólnym tytułem Ludzie, ludzie... jestem często zapraszana do prowadzenia warsztatów psychologicznych, których tematem i celem jest radzenie sobie z trudnymi ludźmi w bliskim otoczeniu. Relacje takie są na ogół konfliktowe i stwarzają mnóstwo okazji do wyrządzania sobie nawzajem przykrości. Drobne nieporozumienia są łatwe do zażegnania. Nieporozumienia ostre i przewlekłe powodują większe straty, wliczając w to rozpad związków, a nawet całych rodzin. Przez nieuważność, nieokrzesanie, samolubstwo, nietaktowne słowa i zachowania ranimy się wzajemnie i unieszczęśliwiamy. Rozczarowania ludźmi (i sobą) to także „straty”. Są wprawdzie przydatnymi lekcjami z psychologii interpersonalnej i przyczyniają się do rozwoju osobistego obydwu stron, ale pozostawiają niesmak moralny i podważają poczucie własnej wartości. Tu też występuje przypisywanie sobie winy za cudze postępki. „Jak to się stało, że się na nim nie poznałam? Mówił tak pięknie, nie można mu było nie wierzyć. I ja, głupia, dałam się na to nabrać... Niech pani tylko posłucha, co mi zrobił!” – podobnymi słowami o swoich rozczarowaniach opowiadają zdradzone, oszukane, pokrzywdzone kobiety, ograbione z zaufania i wiary w miłość. Krzywdy moralne nie zostawiają blizn na ciele, zostawiają je jednak na duszy. Utrata zaufania należy do najtrudniej gojących się ran.
Domową apteczkę można dziś wyposażyć w leki uśmierzające niemal wszystkie cierpienia fizjologiczne i neurologiczne. Moralnych cierpień nie da się farmakologicznie wyeliminować, nie ogłuszając świadomości, nie wyłączając myślenia i nie odbierając rozumu – bo co by wtedy zostało z człowieka? Religie i rozmaite ezoteryczne wierzenia starają się tłumaczyć ludzkie i losowe okrucieństwo, odwołując się do metafizyki i obiecując za cierpienia ziemskie nagrodę w zaświatach. Może to i dobra pociecha, ale nie każdemu wystarcza. Do najtrudniejszych do zaakceptowania krzywd należy ostracyzm społeczny z powodu przyniesionej na świat inności. „Mam dość ludzi (psychologów, lekarzy, terapeutów) mówiących, że nie mogę być tym, kim jestem, bo wyglądam w nieodpowiedni sposób”[5] – napisała 2 maja 2019 roku dwudziestoczteroletnia Milo. Cztery dni później popełniła samobójstwo. Tak oto niektóre losy naznaczają nieskończonym cierpieniem bliźni, którym jakaś ślepa wiara ścieśniła horyzonty i zamknęła umysły.
Co wtedy? Poeta radzi – o cierpieniu rozmyślaj...
Wszystkie próby oddalenia
tak zwanego kielicha goryczy –
przez refleksję
opętańczą akcję na rzecz bezdomnych kotów
głęboki oddech
religie –
zawiodły
należy zgodzić się
pochylić łagodnie głowę
nie załamywać rąk
posługiwać się cierpieniem w miarę łagodnie
jak protezą
bez fałszywego wstydu
ale także bez niepotrzebnej pychy
nie wywijać kikutem
nad głowami innych
nie stukać białą laską
w okna sytych
pić wyciąg gorzkich ziół
ale nie do dna
zostawić przezornie
parę łyków na przyszłość
przyjąć
ale równocześnie
wyodrębnić w sobie
i jeśli to możliwe
stworzyć z materii cierpienia
rzecz albo osobę
grać
z nim
oczywiście
grać
bawić się z nim
bardzo ostrożnie
jak z chorym dzieckiem
wymuszając w końcu
głupimi sztuczkami
nikły
uśmiech[6]
Zbigniew Herbert, Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu
Podążając za głosem poety, można spróbować – jeżeli tylko się zdoła – „bawić się” ze swoim cierpieniem, „bardzo ostrożnie / jak z chorym dzieckiem”. Nie uda się to, gdy jak Milo, jest się dwudziestoczteroletnim dzieckiem, które nigdy nie zaznało ludzkiej dobroci. Nic więc dziwnego, że ona temu nie sprostała. Ale ja chyba kiedyś znałam taką osobę, która przyjmowała swoje cierpienie z Herbertowskim „nikłym uśmiechem”. Moją matkę. Nie widziałam jej łez, nie słyszałam łkań, żyłam pod jej czułym skrzydłem zawsze bezpieczna, nie czując jej rozpaczy ani tego, że w jej życiu nastąpiło kilka „końców świata”. Choć o nich wiedziałam. Jeden zbiegł się z moim przyjściem na świat i ten fakt – a właściwie nie jakiś fakt, tylko po prostu ja, jej dziecko – stałam się iskrą, od której z powrotem rozbłysło światło jej życia. Jej i mojego zresztą też. Więc jednak tak, z cierpieniem można się bawić, byle ostrożnie. Z cierpieniem można robić różne, także dobre rzeczy.
Ludzie czasem pozwalają cierpieniu zgasić światło życia. Nie znajdują wyzwolenia od żalu po czymś lub za czymś. Czyjeś odejście albo śmiertelna choroba mogą sprawić, że osoba zastygnie w bólu. Żyje, a właściwie nie żyje. Ale nie każdy utonie w rozpaczy i wyrzeknie się życia. Z cierpieniem radzimy sobie rozmaicie. Jedni wpadają w szaleństwo, inni w depresję, jeszcze inni, jak Milo, wybierają samounicestwienie. Ale niektórzy brną przez wszystkie odcienie rozpaczy, aż po chłodne światło akceptacji. Raz znalazłszy tę drogę, będziemy ją mogli obierać bardziej świadomie za każdym następnym razem, w obliczu kolejnych rozpaczy, po kolejnych stratach. Zapewne to miał na myśli poeta, kończąc swój wiersz obietnicą „nikłego uśmiechu”.
Cierpienia egzystencjalne a poczucie wartości
Tożsamość nie dojrzewa oddzielnie, tylko razem z człowiekiem.
Rozważania nad stratą jako uniwersalnym ludzkim doświadczeniem nieprzypadkowo prowadzą ku rozważaniom o cierpieniu. Są one ze sobą nierozerwalnie sprzężone i są również doświadczeniem uniwersalnym. Najpierw przychodzą na myśl cierpienia z powodu strat nieodwracalnych – czyjegoś odejścia, porzucenia, śmierci, ostatecznej atrofii kontaktów. Dotkliwe mogą być też ciężkie straty materialne dotyczące dóbr, przedmiotów, stanu posiadania określającego СКАЧАТЬ