Ktoś tu kłamie. Jenny Blackhurst
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ktoś tu kłamie - Jenny Blackhurst страница 17

Название: Ktoś tu kłamie

Автор: Jenny Blackhurst

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-8215-061-2

isbn:

СКАЧАТЬ zwracali uwagę na jego muskulaturę, gdy patrzyli na niego z góry. Coś w jego twarzy…

      – Czy my się znamy? – Peter wbił w niego wzrok.

      Starszy policjant wyglądał trochę znajomo, a widywanie policji nie było codziennością w Severn Oaks. Ostatnim razem….

      – Czy to pan przyjechał po upadku Eriki? Harvey, tak, pamiętam pana.

      Policjant skłonił głowę.

      – Ma pan dobrą pamięć.

      – Niezupełnie. Po prostu nieczęsto widujemy tutaj policję. Zwykle jest tu bardzo spokojnie. Na ogół ludzie nawzajem się pilnują. Był pan wtedy dopiero praktykantem? Świetna kariera w niespełna rok.

      Detektyw sierżant się zarumienił. Czuły punkt? Peter nie rozumiał, dlaczego awans miałby być przyczyną skrępowania. Sam wyznawał zasadę, że zawsze należy równać w górę, a nie rywalizować o ostatnie miejsce i tak dalej. Harvey chyba się z tym nie zgadzał, bo szybko zmienił temat.

      – Widzę, że już nie ma tutaj monitoringu?

      Peter pokręcił głową. Starał się zrobić zasmuconą minę, by pokazać, jak żałuje, że kamery nie śledzą ich każdego ruchu.

      – Był, deweloperzy zapłacili za pięć lat w ramach umowy, chociaż oczywiście wliczyli koszty w cenę domu. Później Erica się tym zajęła i wszyscy jej płaciliśmy. Po jej śmierci nikt o to nie zadbał i tak się skończyło. Moja żona zamierzała…

      – Mówi pan o Erice Spencer?

      Posterunkowy spojrzał na partnera, a ten wolno pokiwał głową, ale nie rozwinął tematu.

      – Może przejdziemy do rzeczy – rzucił z naciskiem.

      Młodszy policjant poczerwieniał i wyjął notes.

      – Jasne. Panie King…

      – Peter, proszę.

      – W porządku, Peter. Zgłosił pan zaginięcie żony. Na początek: czy coś się zmieniło od czasu zgłoszenia? Czy pani King nawiązała jakiś kontakt?

      – Nie. – Peter pokręcił głową. Przynajmniej tyle było prawdą. – Nie dała znaku życia.

      – Dobrze. – Allan sporządził notatkę. – Może się wydawać, że zadaję pytania, na które już pan udzielił odpowiedzi w zgłoszeniu, ale po prostu chcę mieć pewność, że mamy pełny obraz sytuacji.

      Bardziej zobaczyć, czy moja wersja się nie zmienia, pomyślał Peter, ale się nie przejmował. Wracał do tej historii z milion razy i myślał o niewielu innych rzeczach.

      – Oczywiście. Powiem wszystko, co wiem – odrzekł.

      Nie miał pojęcia, co zrobić czy powiedzieć, jaki jest właściwy sposób postępowania ani jak powinien zachowywać się ktoś, komu zaginęła żona. Czy będzie podejrzany? Czy nie tak się dzieje w telewizji? Policjanci niby starają się pomóc, ale czy w rzeczywistości nie próbują doprowadzić do tego, żeby człowiek sam się obciążył? Czy można wyglądać zbyt niewinnie?

      – Musimy ustalić, czy sprawa Mary-Beth nie zalicza się do tak zwanej grupy wysokiego ryzyka.

      – Wysokiego ryzyka? – powtórzył Peter. – Czy nie odnosi się to do każdej zaginionej osoby?

      – Niekoniecznie – odparł Harvey za młodszego mężczyznę. – Jest wiele powodów, dla których ktoś, zwłaszcza osoba dorosła, odchodzi, nie mówiąc nikomu ani słowa, i nie zawsze oznacza to, że coś jej zagraża. Musi pan nam podać wszelkie, nawet najdrobniejsze, informacje, żebyśmy na ich podstawie mogli zdecydować o sposobie prowadzenia śledztwa.

      – Będzie śledztwo? – Peter znów wytarł spocone dłonie o spodnie, mając nadzieję, że policjanci tego nie zauważyli.

      Allan skinął głową.

      – Zawsze przeprowadza się wstępne dochodzenie. Po prostu musimy wiedzieć, z czym mamy do czynienia.

      Peter opuścił rękę. Gdy przymknął oczy i przycisnął palce do powiek, pokój przez sekundę pływał mu przed oczami.

      – Kiedy po raz ostatni widział pan żonę? – zapytał posterunkowy Allan.

      – W poniedziałek rano. Około ósmej.

      Allan zanotował.

      – Ale zgłosił pan zaginięcie dopiero wczoraj o dziewiątej wieczorem?

      – Tak, bo wtedy zrozumiałem, że zniknęła. Dzieci w poniedziałek były u jej mamy. Dopiero gdy teściowa zadzwoniła i powiedziała, że Mary nie odebrała dzieci… czyżbyśmy o nich zapomnieli?… dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że coś jest nie w porządku.

      Peter wstał, po czym gwałtownie usiadł. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, jego ręce i nogi irytująco domagały się ruchu. Splótł palce, żeby przestały się trząść.

      – Nie rozmawiał pan z nią po tym, jak w poniedziałek rano wyszedł pan z domu? Czy to normalne? – Sierżant Harvey nawet nie próbował ukryć nuty niedowierzania.

      – Nie, nie jest normalne, ale nie było też nienormalne, jeśli pan wie, co przez to rozumiem. Pewnie pan nie wie. Dzwoniłem do niej w poniedziałek, ale zgłaszała się poczta głosowa. Tutaj sygnał jest naprawdę słaby, więc to mnie nie zdziwiło, chociaż zwykle oddzwaniała. Po treningu wypiłem w hotelowym barze kilka drinków i położyłem się spać. Dopiero rano przyszło mi na myśl, że Mary-Beth nie oddzwoniła, ale wtedy miałem następną sesję treningową. Telefonowałem z samochodu, w drodze do domu, też bez skutku. Nie martwiłem się… to znaczy… dlaczego miałbym się martwić? Jeśli żona nie odbiera telefonów, to przecież nie myśli się od razu, że… – Urwał, nie będąc w stanie dokończyć zdania.

      – Oczywiście. – Posterunkowy Allan przybrał uspokajający ton. – A kiedy pan usłyszał, że nie odebrała dzieci, co pan zrobił?

      – Znów do niej zadzwoniłem. – Peter pamiętał ten powtarzający się sygnał w telefonie. – I oczywiście nie odebrała. Pojechałem po dzieci, a potem dzwoniłem do Mary przez całą drogę do domu, starając się przy nich nie panikować. Żartowałem o niemądrej mamusi, która wyciszyła komórkę. Zresztą to jej się często zdarzało. Po powrocie kazałem dzieciom iść się pobawić, a sam przeszukałem dom. Wszystko było na swoim miejscu. Nie brakowało jej ubrań, walizki leżały tam gdzie zawsze.

      – I wtedy zadzwonił pan na policję?

      – Nie od razu. Wyszedłem na ulicę i zagadnąłem Larry’ego Gormana, jednego z naszych sąsiadów. Nie widział Mary-Beth od poniedziałku, ale pracuje na dziwnych zmianach. Zapukałem do Jacka, to znaczy Jacka Spencera, z sąsiedniego domu, lecz nie otworzył. Zapukałem do Felicity, ale chyba rozmawiała przez telefon. Potem zobaczyłem Marcusa na podjeździe. Wyglądał na lekko zszokowanego, chociaż on zwykle tak wygląda. Zapytałem go, czy widział Mary-Beth, a on odparł, że nie spotkał jej od pikniku.

СКАЧАТЬ