Siostra Słońca. Lucinda Riley
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Siostra Słońca - Lucinda Riley страница 24

Название: Siostra Słońca

Автор: Lucinda Riley

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-7985-453-0

isbn:

СКАЧАТЬ z przyjacielem.

      – W takim razie zrobimy co w naszej mocy, żebyś wróciła na czas.

      *

      Byłam w domu tuż przed ósmą. Ramię mnie bolało od trzymania ręki we właściwej pozycji, nim wreszcie udało się zrobić idealne zdjęcie zegarka. Z ulgą dostrzegłam, że Tommy nie stoi na swoim stałym miejscu – zwykle czekał, by upewnić się, że wróciłam bezpiecznie. Ostatnie, czego mi było trzeba, to tego, żeby ktoś zauważył wchodzącego do budynku Mitcha, choć był mistrzem kamuflażu. Miał w szafie mnóstwo sztucznych bród, wąsów i peruk. Kiedy wraz z portierem wjechałam na górę, weszłam do mieszkania i popędziłam do wanny, żeby puścić wodę. Przyjrzałam się makijażowi z planu, żeby ocenić, czy warto go zostawić. Wiedziałam, że Mitch woli mnie nieumalowaną, więc zmyłam wszystko, a potem zanurzyłam się w wodzie, uważając, by nie zmoczyć włosów. Jakże marzyły mi się naturalnie jedwabiste proste włosy! Może któregoś dnia każę się ostrzyc na zero jak Alek Wek – modelka, którą spotkałam kilka razy na wybiegach. Byłoby mi dużo łatwiej.

      Kiedy wyszłam z wanny, poczłapałam do kuchni, by dodać lodu do wódki i w ten sposób ją trochę rozwodnić.

      – O cholera! – zaklęłam.

      Mariam miała rację – w lodówce były pustki. A Mitch mógł wytrzymać ledwie kilka minut bez łyka mrożonej zielonej herbaty.

      A z drugiej strony, co cię obchodzi to, co on pije?powiedziałam sobie, kiedy wróciłam do łazienki, żeby umyć zęby. Rzucił cię, pamiętasz? Złamał ci serce.

      – Święta racja! – dodałam głośno do swojego odbicia w lustrze, nakładając na usta odrobinę wazeliny.

      W salonie spojrzałam na zegar i zobaczyłam, że jest już za piętnaście dziewiąta. Skoro nie zamierzałam wkładać na siebie nic poza ręcznikiem, pozostawało mi tylko napełnić pustą plastikową butelkę po wodzie wódką, żeby mieć ją w razie czego pod ręką, tak by nie poznał, co piję. Złapałam portfolio, wyciągnęłam najlepsze ze swoich ostatnich zdjęć i rozrzuciłam byle jak na stoliku, jakbym właśnie miała z nich coś wybrać. Potem podeszłam do sprzętu stereo, ale nie mogłam się zdecydować, czy nastawić Springsteena, uwielbianego przez Mitcha, czy jakiś pop z lat osiemdziesiątych, który ja lubiłam, w przeciwieństwie do Mitcha. W rezultacie nic nie włączyłam.

      – Jezu! Ale ja się denerwuję – zamruczałam, siadając na kanapie. Wyczułam coś jakby cierpki zapach potu, natychmiast więc poszłam do łazienki, wytarłam się i spryskałam mocniej perfumami. Nie miałam takiej tremy od czasu pierwszego wyjścia na wybieg w Paryżu.

      A jeśli on chce cię odzyskać? Padniesz mu w ramiona jak potulna owieczka?

      Wiesz dobrze, że tak, Elektro…

      Nie miałam już czasu na tego typu rozważania, bo zadzwonili z recepcji, by oznajmić, że „pan Mike” jest na dole w lobby.

      – Dobrze, przyślijcie go na górę – powiedziałam i rzuciłam słuchawkę, pognałam do łazienki i pochlapałam ramiona wodą z wanny. Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze i czekałam na dzwonek do drzwi. Trwało to wieki. Nagle z salonu dobiegł mnie znajomy głos.

      – Elektro? Jesteś tu?

      Jezu Chryste! Mitch był już w środku!

      – Chwila! – Pomieszałam w wannie, żeby zachlupało. Przy okazji więcej pachnących kropli zmoczyło mi ramiona. Sprawdziłam, czy biały ręcznik ułożony jest dość kusząco, po czym weszłam do pokoju.

      I oto był, stał tu we własnej osobie – facet, który złamał mi serce. Zdjął bejsbolówkę i sztuczną brodę i wyglądał – o zgrozo! – równie seksownie, jak go pamiętałam: wysoki, w brudnych dżinsach, koszuli w kratę i kowbojkach, które zawsze nosił. Jeśli jakiś facet był uosobieniem amerykańskiego macho, to on. Zauważyłam, że ma nieco dłuższe włosy i najwyraźniej od kilku dni się nie golił. Miałam ochotę wyciągnąć do niego ręce i od razu zedrzeć z niego ubranie.

      – Jak tu wszedłeś?

      – Drzwi były otwarte. – Wzruszył ramionami. – Najwyraźniej ich nie domknęłaś.

      – Jezu, stale mi się to zdarza… Któregoś dnia zamordują mnie w moim własnym łóżku.

      – Mam nadzieję, że nie będzie tak źle. – Popatrzył na mnie, ale zaraz odwrócił wzrok. – Zaskoczyłem cię. Pewnie chcesz się ubrać?

      – No… właśnie wyszłam z wanny. Sesja się przedłużyła.

      – Nie ma sprawy. Nie spieszę się. Śmiało, idź.

      – Dobrze.

      Weszłam do sypialni. Chętnie dałabym sobie pałką w łeb. Miałam nadzieję, że na sam widok mnie półnagiej Mitch rzuci się i ściągnie ze mnie ten ręcznik. Ale najwyraźniej musieliśmy przebrnąć przez etap poznawania się nawzajem od nowa, nim do tego dojdziemy.

      Ponieważ nie miałam planu B, jeśli chodzi o strój, rzuciłam ręcznik na podłogę i stanęłam w garderobie, kompletnie nie wiedząc, co włożyć. Wreszcie wybrałam ulubione dżinsy i zieloną koszulkę bez rękawów. Mitch był w głębi serca chłopakiem z Południa i miał słabość do dopasowanych dżinsów.

      Zdyszana, wachlując się, bo dalej pociłam się z nerwów, wróciłam do pokoju i zobaczyłam, że Mitch siedzi na kanapie i ogląda moje zdjęcia.

      – Naprawdę, za każdym razem, kiedy cię widzę, jesteś coraz piękniejsza. I mam na myśli ciebie prawdziwą, nie te fotki. – Uśmiechnął się do mnie.

      – Dzięki. Zrobić ci coś do picia?

      – Masz może colę?

      – Myślałam, że pijasz tylko ziołowe herbaty?

      – Miałem stresujący dzień, czasem facetowi przyda się odrobina kofeiny.

      – Zaraz poszukam – powiedziałam, idąc do kuchni. Odkryłam kilka puszek coli w lodówce, na drzwiach.

      – Proszę. – Podałam Mitchowi jedną. Nigdy nie pił ze szklanki; uważał, że to dobre dla dziewczyn. – No to… – zaczęłam, siadając na kanapie w pewnej odległości od niego, i sięgnęłam po swoją butelkę „wody”. – Jak ci leci?

      – To była ciężka trasa. Wyliczyłem, że jutro wieczorem jest mój setny występ.

      – Rzeczywiście, to sporo. – Pociągnęłam mocno przez słomkę i napełniłam usta przyjemnym smakiem wódki. Przełknęłam i skinęłam głową. – Ale już finiszujesz.

      – No tak. Nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do siebie do Malibu i trochę zwolnię. A ty, Elektro? Jak ci leci?

      – Dobrze. Miałam sporo zajęć, jak ty, ale wszystko w porządku.

      – Dobrze to słyszeć. Jak mówiłem, wyglądasz fantastycznie.

      – Ty też СКАЧАТЬ