Название: Siostra Słońca
Автор: Lucinda Riley
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-7985-453-0
isbn:
Cześć, dopiero zobaczyłam.
Moje palce zatrzymały się nad ekranem. Zastanawiałam się, jaki plan może mieć Mitch na następny dzień. Rano pewnie wywiady dla mediów, a po lunchu próby z zespołem i sprawdzanie nagłośnienia. Wyliczyłam, że koło ósmej powinien być wolny.
Jutro w dzień nie da rady. Mam spotkanie w sprawie kampanii perfum, ale pewnie będę w domu koło ósmej.
Jeszcze raz przeczytałam, co napisałam. W porządku, Wysłałam. Już po paru sekundach odpowiedział.
Mogę być u ciebie o dziewiątej. Pasuje ci?
W tym momencie zadecydowałam, że idę się kąpać. Puściłam muzykę na ful i zanurzyłam się w pachnącej miło wodzie, słuchając ostatniej płyty Mitcha. Potem wstałam i starając się nacieszyć tym, że teraz (dla odmiany) to ja jestem górą, powędrowałam do sypialni i wzięłam komórkę.
Jasne. Do zobaczenia jutro.
Wysłałam SMS-a i pozwoliłam sobie na uśmiech. A najlepsze w tym jest to, że mogę mieć na sobie swój nowy ulubiony strój, pomyślałam, patrząc na siebie w lustrze.
*
W nocy prawie nie zmrużyłam oka. I choć obiecywałam sobie, że tego nie zrobię – bo Mitch potrafił wyczuć kokainistę na kilometr – byłam taka roztrzęsiona, że musiałam wziąć kreskę przed porannym spotkaniem w sprawie kampanii zapachu.
– Dobrze się czujesz? – spytała Mariam, kiedy wyłoniłam się z toalety.
– Jasne. Wychodzimy?
Parę godzin później byłyśmy wolne, a ja cieszyłam się, że mam przy sobie Mariam, która notowała, co uzgadnialiśmy na temat planu kręcenia reklamówki w Brazylii i oficjalnego wprowadzenia zapachu na rynek w październiku. Wiedziałam jedno: że cuchnę jak tania prostytutka. Klient brał udział w spotkaniu i najwyraźniej ktoś przed moim przyjściem spryskał salę tymi reklamowanymi perfumami.
– Ho, ho – powiedziała Mariam, kiedy ruszałyśmy windą w dół. – Nie zamierzają na tym oszczędzać. Nigdy nie byłam w Rio, a ty?
– Wiesz co? Tak od razu trudno mi sobie przypomnieć, ale chyba nie.
– Czy nie mówiłaś mi przypadkiem, że tam mieszka twoja najstarsza siostra?
– Skoro tak ci się zdaje, to pewnie tak – rzuciłam w roztargnieniu, bo zastanawiałam się, czy zdążę zamówić sobie na popołudnie manikiurzystkę.
– Mogłabyś ją przy okazji odwiedzić.
– Pewnie tak – powiedziałam, gdy Mariam wyprowadzała mnie z budynku.
– Zamówić ci coś na lunch? – spytała, gdy wsiadłyśmy do czekającej na nas limuzyny.
– Nie, dziękuję. Na pewno mam jeszcze coś w domu.
– Elektro, twoja lodówka jest pusta, a musisz jeść. O trzeciej masz sesję fotograficzną w ramach kampanii reklamowej Jaeger-LeCoultre.
– Co? – Obejrzałam się na nią przerażona. – Nic mi o tym wczoraj nie mówiłaś.
– Mówiłam – zapewniła spokojnie. – Pamiętasz, w zeszłym tygodniu przysłali nam pod strażą dwóch ochroniarzy ten niesamowity zegarek wysadzany różowymi brylantami, żeby upewnić się, czy na ciebie pasuje?
Niestety, przypomniałam sobie. Miała rację.
– O jasna cholera – mruknęłam pod nosem, bo zauważyłam, że za każdym razem, kiedy klnę, Mariam lekko się krzywi. – Możemy to odwołać? Powiedzieć, że jestem chora czy coś?
– Pewnie tak, ale czemu?
– Bo całkiem wyleciało mi z głowy, że wieczorem mam coś ważnego.
– O której?
– Koło ósmej – powiedziałam, wiedząc, że potrzebuję dobrej godziny, żeby się przyszykować do wizyty Mitcha.
– Oni cyrklują ze zdjęciami na zachód słońca, a do siódmej trzydzieści i tak będzie już ciemno, więc jeśli prosto z planu pojedziesz na to swoje spotkanie, zdążysz.
– Ale ja muszę się przygotować! Chryste! Nie mogliby przełożyć tego na przyszły tydzień? Do kampanii jeszcze parę miesięcy. Ile czasu potrzeba tym gościom?
– Elektro, to nie ja decyduję, ale…
– Nie, nie ty! Nikt nie ma prawa mówić mi, co mam robić, ale wszyscy zachowują się tak, jakby mogli się wtrącać! – Zobaczyłam, że się czerwieni i spuszcza oczy.
– Przepraszam, jeśli tak to odbierasz.
Nagle poczułam się paskudnie. To nie wina Mariam, ale moja.
– Nie, to ja powinnam przeprosić. Po prostu jestem dziś nie w sosie. W każdym razie… – Westchnęłam. – Pewnie masz rację, nieładnie byłoby ich tak wystawić. Muszę się zmobilizować i jak najszybciej mieć to z głowy.
– Jeśli ktokolwiek to potrafi, to ty. No dobrze, jesteś pewna, że nie chcesz nic do jedzenia?
– Może zamów mi jakieś kluski z wasabi, a do tego jarmuż.
– Już się robi. Muszę teraz jechać zobaczyć się z Susie, ale wrócę po ciebie o drugiej trzydzieści, zgoda?
– Jasne.
Kiedy znalazłam się znów w domu, wzięłam kilka kresek, bo miałam nerwy w strzępach, a lunch popiłam poczciwą wódką Grey Goose. Potem wlałam w siebie ponad pół litra wody, długo płukałam gardło, zużywając pewnie pół butelki żrącego środka, a następnie, żując miętową gumę, usiadłam na łóżku i starałam się rozluźnić poprzez ćwiczenia oddechowe zalecone mi przez terapeutkę.
Nie zadziałało. Nic nie pomagało poza wódką i jej towarzyszką w proszku, którą nazywałam Białym Rajem.
– Dlaczego dobre rzeczy są dla ciebie tak niedobre? – biadałam, wciągając następnych parę kresek jedynego lekarstwa, które mnie uspokajało.
*
– Cześć, Elektro, wyglądasz jak zwykle cudownie.
Podszedł do mnie mój wierny fan Tommy, kiedy wychodziłam z budynku.
– Dzięki.
– Czy mogę ci dziś w czymś pomóc? – spytał.
– Nie, ale dzięki, że pytasz.
Uśmiechnęłam się do niego i wsiadłam do czekającej na mnie limuzyny.
– Jaki miły człowiek – zauważyła Mariam, dołączając do mnie na tylnym siedzeniu. – I taki opiekuńczy. СКАЧАТЬ