Wybór Crossa. Sylvia Day
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wybór Crossa - Sylvia Day страница 6

Название: Wybór Crossa

Автор: Sylvia Day

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788381395656

isbn:

СКАЧАТЬ Doskonale – odezwał się Arash Madani, wchodząc. – Dawniej przychodził pan tutaj przed siódmą. Zaniedbuje się pan, panie Cross.

      Posłałem prawnikowi ostrzegawcze, choć niegroźne spojrzenie. Arash żył, by pracować i robił to cholernie dobrze; dlatego go zatrudniłem, podebrawszy poprzedniemu pracodawcy. Nigdy nie miałem lepszego doradcy.

      Wskazałem mu jedno z dwóch krzeseł stojących przed biurkiem, a sam usiadłem na swoim miejscu. Jego prosty granatowy garnitur był szyty na miarę, a czarne faliste włosy starannie ostrzyżone. Ciemnobrązowe oczy wyrażały niezwykłą inteligencję, a uśmiech nie wydawał się powitalny, lecz raczej ostrzegawczy. Był w równym stopniu pracownikiem, co przyjacielem; bardzo ceniłem sobie jego rzeczowość.

      – Otrzymaliśmy rozsądną cenę na nieruchomość przy Trzydziestej Szóstej – powiedział.

      – Tak?

      Milczałem przez chwilę, targany emocjami. Znienawidzony przez Evę hotel stanowił problem, odkąd stałem się jego właścicielem.

      – To dobrze.

      – To dziwne – odparł, kładąc jedną nogę na kolanie drugiej – wziąwszy pod uwagę, że rynek bardzo powoli dochodzi do równowagi. Przekopałem się przez różne dane. Okazuje się, że najwyższą cenę zaoferowała filia LanCorp.

      – Faktycznie interesujące.

      – Chojrak z niego. Landon wie, że następna co do wysokości oferta jest znacznie niższa. Proponuję, żebyśmy wycofali nieruchomość z oferty i wrócili z nią po roku lub dwóch.

      – Nie. – Rozparłem się w fotelu i odrzuciłem jego sugestię ruchem dłoni. – Niech ją kupi.

      Arash zamrugał powiekami.

      – Żartujesz sobie ze mnie? Tak ci się śpieszy ze sprzedażą tego hotelu?

      Bo nie mogę go zachować, nie raniąc mojej żony.

      – Mam swoje powody.

      – To samo powiedziałeś, gdy kilka lat temu radziłem ci, byś go sprzedał. A ty wolałeś utopić miliony na jego remont. Te wydatki w końcu zaczynają się zwracać. A teraz chcesz się go pozbyć, gdy rynek wciąż jest niepewny? I to sprzedać go facetowi, który chce cię zniszczyć?

      – Na to, by sprzedać nieruchomość na Manhattanie, chwila jest zawsze odpowiednia.

      Zwłaszcza na pozbycie się czegoś, co Eva dowcipnie nazywa moją „dymalnią” lub, mniej elegancko, „kącikiem do ruchania”.

      – Sytuacja jest lepsza, dobrze o tym wiesz. Landon także to wie. Jeśli mu sprzedasz ten hotel, tylko go zachęcisz.

      – Dobrze. Może stanie się jeszcze bezczelniejszy.

      Ryan Landon miał swoje powody, które dobrze rozumiałem. Mój ojciec mocno uszczuplił fortunę Landona i teraz Ryan chciał, by jakiś Cross za to zapłacił. Nie był pierwszym ani ostatnim biznesmenem, który odgrywał się na mnie za grzechy mego ojca. Był jednak najbardziej ze wszystkich nieustępliwy. I wystarczająco młody, by mieć dość czasu na zrealizowanie swego zamiaru.

      Spojrzałem na stojącą na moim biurku fotografię Evy. Ona była dla mnie najważniejsza.

      – Hej – odezwał się Arash, unosząc dłonie w przesadnym geście wycofywania się. – To twoja sprawa. Ja po prostu muszę wiedzieć, czy reguły gry uległy zmianie.

      – Nic się nie zmieniło.

      – Jeśli naprawdę w to wierzysz, Cross, to wysadzą cię z siodła prędzej, niż sądziłem. Landon knuje, jak cię zrujnować, a ty sobie plażujesz.

      – Przestań mnie dręczyć za to, że wziąłem wolny weekend, Arash. – Byłem gotów w każdej chwili zrobić to samo. Chwile spędzone z Evą na Outer Banks były spełnieniem moich wszelkich marzeń, na jakie sobie wcześniej nie pozwalałem.

      Wstałem i podszedłem do okna. Biura LanCorp mieściły się w drapaczu chmur dwie przecznice dalej, a z gabinetu Ryana Landona roztaczał się wspaniały widok na moją siedzibę – biurowiec Crossfire. Podejrzewałem, że Ryan codziennie dobrych parę chwil gapi się w okna mego biura, planując następny ruch. Od czasu do czasu sam spoglądałem w jego okna i w duchu zachęcałem go do ostrzejszych posunięć.

      Mój ojciec był przestępcą, który zniszczył niejedno życie. Był też człowiekiem, który nauczył mnie jeździć na rowerze oraz z dumą składać własny podpis. Nie mogłem uratować reputacji Geoffreya Crossa, ale mogłem, do diabła, ocalić to, co wybudowałem na jej zgliszczach.

      Arash także podszedł do okna.

      – Nie twierdzę, że nie szukałbym ustronnego miejsca z dziewczyną taką jak Eva Tramell, gdybym tylko mógł. Ale miałbym przy sobie cholerną komórkę. Zwłaszcza gdy toczą się negocjacje o tak wysoką stawkę.

      Na wspomnienie czekoladowego smaku skóry Evy pomyślałem, że nie zwróciłbym najmniejszej uwagi na huragan, choćby nawet zrywał dachówki.

      – Współczuję.

      – Oskarżenie LanCorp o ustawienie oprogramowania cofnęło cię o całe lata w badaniach i we wdrażaniu. A jemu to jest na rękę.

      Oto, co naprawdę psuło krew Arashowi. Przyjemność, jaką Landon czerpał z własnych sukcesów.

      – Bez sprzętu komputerowego PosIT to oprogramowanie jest niemal bezwartościowe.

      Zerknął na mnie.

      – Więc?

      – Numer trzeci w porządku dziennym.

      Spojrzał na mnie.

      – Mam tu napisane: Być nieustępliwym.

      – A u mnie jest napisane: PosIT. Czy to wystarczy?

      – A niech cię.

      Zabrzęczał telefon na moim biurku, a potem odezwał się Scott.

      – Kilka spraw, panie Cross. Mam pannę Tramell na linii pierwszej.

      – Dziękuję, Scott.

      Podszedłem do telefonu, czując podniecenie myśliwego. Jeśli wejdziemy w posiadanie PosIT, Landon wróci do punktu wyjścia.

      – Gdy będę wolny, chcę rozmawiać z Victorem Reyesem.

      – Oczywiście. Aha, pani Vidal czeka w recepcji – ciągnął Scott. – Czy życzy pan sobie, bym odroczył poranne zebranie?

      Zerknąłem na szklaną ściankę odgradzającą mnie od reszty pomieszczeń na piętrze, chociaż z tej odległości nie mogłem dojrzeć matki.

      Zacisnąłem pięści. Według zegarka w moim telefonie miałem dziesięć minut na rozmowę z żoną. Kłopot СКАЧАТЬ