Название: Budynek Q
Автор: David Baldacci
Издательство: PDW
Жанр: Ужасы и Мистика
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327160423
isbn:
A co najważniejsze, dano mu też bilet na autobus do najbliższego miasta.
Zdjął więzienny kombinezon, włożył nową bieliznę i pozostałe rzeczy. Musiał mocno zacisnąć pasek wokół szczupłej talii, żeby nie opadały mu spodnie, za to marynarka ciasno opinała barczyste ramiona. Wsadził stopy w nowe buty. Były o rozmiar za małe, piły w długie palce. Zapiął zegarek na przegubie. Sprawdziwszy czas na ściennym zegarze, ustawił właściwą godzinę, wsunął gotówkę do kieszeni kurtki i z trudem wcisnął sygnet na sękaty palec.
Odprowadzono go do wyjścia, wręczono pakiet materiałów informacyjnych, przedstawiających zasady zwolnienia warunkowego oraz jego obowiązki na wolności. Obejmowały one regularne spotkania z kuratorem sądowym oraz ścisłe ograniczenia swobody poruszania się, jak również kontaktów z ludźmi. Nie mógł opuszczać okolicy ani świadomie zbliżać się do jakiejkolwiek karanej w przeszłości osoby na odległość mniejszą niż trzydzieści metrów. Nie wolno mu było zażywać narkotyków ani posiadać czy nosić broni.
Ożyły hydrauliczne siłowniki bramy, otworzyły się metalowe wrota, po raz pierwszy od dekady ukazując Rogersowi zewnętrzny świat.
Przestąpił próg, a starszy ze strażników rzucił mu na odchodne:
– Powodzenia. I żebym cię tu już nigdy nie widział.
System hydrauliczny zadziałał ponownie, masywne wrota zamknęły się z cichym szumem zasilanego płynem mechanizmu.
Starszy strażnik pokręcił głową, młodszy zaś nadal wpatrywał się w zamkniętą bramę.
– Gdybym miał się zakładać, obstawiałbym, że niedługo wróci za kratki – powiedział starszy.
– Niby dlaczego?
– Podczas całego swojego pobytu w celi Paul Rogers wypowiedział na głos może z pięć słów. A ten wyraz jego twarzy od czasu do czasu… – Mężczyzna się wzdrygnął. – Jak sam wiesz, mamy tu trochę niezłych sukinsynów. Ale żaden z nich nie napędził mi takiego stracha jak Rogers. W jego oczach była jakaś pustka, otchłań. Dwukrotnie starał się o zwolnienie warunkowe i dwukrotnie dostał odmowę. Podobno rada do spraw zwolnień robiła w gacie ze strachu. Wystarczyło, że na nich spojrzał. Pewnie uznali, że do trzech razy sztuka.
– Za co siedział?
– Kogoś zabił.
– I wsadzili go tylko na dziesięć lat?
– Okoliczności łagodzące, jak sądzę.
– A inni więźniowie dawali mu popalić?
– Jemu? Widziałeś kiedyś, jak ten facet ćwiczy na dziedzińcu? Jest starszy ode mnie, a silniejszy od największego skurwiela, jakiego tu trzymamy. W dodatku mam wrażenie, że w nocy przesypiał najwyżej godzinę. Ile razy robiłem obchód o drugiej, on siedział w swojej celi z otwartymi oczami albo szeptał do siebie, drapiąc się w tył głowy. Jak jakiś czub. – Umilkł. – Choć na początku, zaraz po tym, jak się tu zjawił, kilku osiłków rzeczywiście próbowało mu pokazać, kto tu rządzi.
– No i co?
– Powiedzmy, że już nie rządzą. Jeden jest sparaliżowany, drugi jeździ na wózku inwalidzkim i ciągle się ślini, bo Rogers trwale uszkodził mu mózg. Roztrzaskał czaszkę. Widziałem to na własne oczy.
– Skąd wziął broń?
– Broń? On to zrobił gołymi rękami.
– Ja pierdolę.
Starszy strażnik w zamyśleniu pokiwał głową.
– W ten sposób zasłużył sobie na szacunek. Później już nikt mu nie podskoczył. Więźniowie liczą się z samcami alfa. Widziałeś, jak ich wszystkich zamurowało, gdy defilował przed ich celami. Zyskał tu status legendy, z czasem coraz groźniejszej, chociaż później nie kiwnął nawet palcem. Muszę przyznać, że nigdy nie spotkałem takiego samca jak Rogers. A to jeszcze nie wszystko…
– To znaczy?
Strażnik chwilę się zastanawiał.
– Kiedy go tu przywieźli, przeprowadziliśmy standardową rewizję osobistą, nie pominęliśmy żadnego otworu.
– No i?
– Rogers miał blizny.
– Cholera, mnóstwo więźniów ma blizny. I tatuaże!
– Nie takie. On miał je na całej długości obu ramion i obu nóg, na głowie, na torsie, z tyłu i z przodu. Nawet na palcach. Ohyda. Nie mogliśmy pobrać jego odcisków palców. Bo nie miał linii papilarnych! W życiu czegoś takiego nie widziałem. I mam nadzieję, że już nigdy nie zobaczę.
– Skąd te blizny?
– Już ci mówiłem: koleś powiedział tu wszystkiego może z pięć słów. Nie dało się go zmusić do wyznania, jak się ich nabawił. Zawsze podejrzewałem, że Rogers należał do jakiejś popieprzonej sekty albo był torturowany. Do diabła, potrzeba by całego batalionu wojska, żeby zrobić coś takiego człowiekowi. Zresztą prawda jest taka, że wcale nie chciałem wiedzieć. Rogers jest świrem. Kompletnym świrem. I bardzo się cieszę, że wreszcie pokazał nam plecy.
– Dziwię się, że go wypuścili.
W drodze powrotnej do więziennych bloków starszy strażnik mruknął:
– Boże, dopomóż każdemu, kto natknie się na tego skurwiela.
2
Za bramą więzienia Rogers odetchnął pełną piersią. Obserwował, jak na zimnie natychmiast tworzy się obłoczek pary i równie szybko znika. Stał przez kilka sekund, by zorientować się w terenie. Czuł się tak, jakby właśnie się narodził, opuścił matczyne łono i ujrzał świat, o którego istnieniu jeszcze przed chwilą nie miał pojęcia.
Powiódł wzrokiem z lewa na prawo i z prawa na lewo. Spojrzał w niebo. Śmigłowce nie wchodzą w rachubę, pomyślał. Nie w tym wypadku.
Nie w jego wypadku.
Jednak nikt na niego nie czekał.
Może dlatego, że upłynęło wiele czasu. Trzy dekady. Ludzie umierają, wspomnienia blakną.
Albo dlatego, że naprawdę myślą, że nie żyje.
Ich błąd.
Po chwili uznał, że przyczyną jest pomylona data na zwolnieniu warunkowym.
Jeśli mieliby się zjawić, to nazajutrz.
Dzięki Bogu za głupich sekretarzy sądowych.
Kierując się wskazówkami podanymi na dokumentach wręczonych mu przy wyjściu, pomaszerował na przystanek autobusowy. Cztery zardzewiałe słupy podpierające СКАЧАТЬ