Budynek Q. David Baldacci
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Budynek Q - David Baldacci страница 26

Название: Budynek Q

Автор: David Baldacci

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327160423

isbn:

СКАЧАТЬ poszedł we wskazanym kierunku, omiatając po drodze całą przestrzeń jednym uważnym spojrzeniem. Duży parkiet, pomieszczenie z grami wideo, scena dla zespołu, mnóstwo stolików i krzeseł. Oraz alkohol zgromadzony w ilościach wystarczających do zatopienia całego lotniskowca z pełną załogą na pokładzie.

      Rogers przypomniał sobie swoją ostatnią wizytę w barze. Nie skończyła się dobrze.

      A ściśle mówiąc, kosztowała go dziesięć lat życia.

      Głupi błąd z jego strony. Ale to coś w jego głowie nie pozwoliło mu postąpić inaczej.

      Krótki korytarz doprowadził go pod drzwi z napisem „Biuro”. Zapukał.

      Usłyszał kroki, a chwilę później drzwi otworzył mężczyzna słusznej postury – wypełnił sobą cały otwór. Miał ogoloną głowę, był ubrany w czarną marynarkę, luźne spodnie i czarny golf. Spojrzał z góry na Rogersa.

      – Tak? – burknął.

      – Ja w sprawie roboty bramkarza.

      Mężczyzna cofnął się o krok i wydawał się rozbawiony.

      Rogers mógł teraz zajrzeć do biura. Pomieszczenie było przestronne, mniej więcej sześć na sześć metrów, z wbudowanymi meblami i wyposażeniem z górnej półki. Za lśniącym mahoniowym biurkiem siedziała trzydziestokilkuletnia kobieta ubrana w beżowe spodnium i białą bluzkę.

      Zwalisty facet posłał jej spojrzenie.

      – Ten tu w sprawie roboty bramkarza – rzucił drwiąco.

      Kobieta wstała. Wyglądała na metr siedemdziesiąt, szczupła, jasnowłosa, ze znacznie ciemniejszymi odrostami.

      – Ma pan doświadczenie? – spytała.

      Rogers skinął głową.

      – Jest pan trochę za niski jak na tę pracę. I ma pan za dużo lat.

      – Daję radę.

      Wyszła zza biurka i oparła się biodrem o blat. Rogers zobaczył teraz, że obcasy dodawały jej kilka centymetrów. Bez nich mierzyłaby niewiele ponad metr sześćdziesiąt.

      – Jest pan byłym wojskowym? Tak pan wygląda.

      – Coś w tym rodzaju. Nie chcę wypełniać żadnych papierów. I wolę wypłatę w gotówce. Jeśli to problem, mogę od razu sobie pójść.

      – Nie ty dyktujesz warunki – powiedział mężczyzna. – Ona jest tu szefem. Ona decyduje.

      Rogers potarł tył głowy, czując nie tyle ból, ile mrowienie. Podniósł wzrok na osiłka.

      – Więc dlaczego nie ty jesteś tu bramkarzem? Kawał chłopa z ciebie. Szefowa się boi, że się nie nadajesz?

      Mężczyzna wyglądał tak, jakby był gotów trzasnąć Rogersa pięścią w twarz.

      – Gdzie ty, kurwa…

      – Karl!

      Kobieta podeszła bliżej, a Karl cofnął się o krok.

      – Karl to mój szef ochrony. Jest przy mnie.

      – Potrzebuje pani ochrony?

      – Nazywam się Helen Myers, panie…

      – Paul. Po prostu Paul.

      Spojrzała na Karla.

      – On sprawdza kompetencje bramkarzy. To należy do zadań szefa ochrony.

      – W porządku.

      – Zwykle prześwietlamy przeszłość naszych potencjalnych pracowników.

      Rogers odwrócił się do wyjścia.

      – Proszę zaczekać – rzekła Myers.

      Rogers ponownie zwrócił się twarzą do kobiety.

      – Ma pan kłopoty?

      – Miałem i już za nie zapłaciłem. Jestem wolnym człowiekiem. I bardzo potrzebuję pracy. Ale nikt nie będzie mnie prześwietlał. W każdym razie dziękuję. I po sprawie.

      – Niech pan zaczeka. – Przyglądała mu się przez chwilę. – No dobrze, Paul, przekazuję pana teraz Karlowi.

      Rogers patrzył wyczekująco. Karl podszedł bliżej i rozciągnął usta w grymasie, który miał być uśmiechem.

      – No to pokaż, co potrafisz.

      Rogers przekręcił głowę w prawo.

      Sekundę później zablokował potężny cios Karla, który miał go trafić w szczękę.

      Zablokował i nie puszczał.

      Karl próbował się oswobodzić, ale nie potrafił wyrwać się z żelaznego uchwytu Rogersa.

      – Odbiło ci? – krzyknął.

      Następnie Rogers ścisnął jego pięść tak mocno, że jedna z kostek Karla wyskoczyła ze stawu.

      – Niech cię szlag! – ryknął ochroniarz. – Puszczaj, kurwa!

      – Proszę go puścić, Paul – poleciła Myers.

      Rogers rozluźnił uścisk i się cofnął, zakładając ręce za plecy i stając na baczność.

      – Sukinsyn! – rzucił Karl, rozmasowując obolałą rękę. – Jesteś szurnięty czy co?

      Rogers spojrzał na Myers.

      – Jakie macie stawki?

      – Pięćset za noc. Od ósmej do drugiej. Poniedziałki wolne. Przychodzi do nas wielu żołnierzy, potrafią narozrabiać. I żaden z nich nie jest chuchrem. Wszyscy umieją się bić. Dlatego tyle płacimy. Nie mogę zagwarantować, że pan nie oberwie. Tak się stało z poprzednim bramkarzem. Będzie pan musiał podpisać oświadczenie.

      – Jeszcze z nim nie skończyłem, pani Myers – rzekł Karl, piorunując Rogersa wzrokiem.

      – Możemy siłować się na rękę, jeśli nie masz nic przeciwko zerwaniu rotatora – zaproponował Rogers.

      – Zwykle boksuję się z nowymi – warknął Karl.

      – Odradzałbym – odparł Rogers. – To nie będzie wyrównana walka.

      – Ty fajfusie!

      Chciał kopnąć Rogersa, ten jednak wykonał unik, unieruchomił uniesioną nogę napastnika i bez trudu go przewrócił. Gdy tylko ochroniarz upadł na podłogę, Rogers usiadł na nim okrakiem, wykręcił mu ramię na plecy i zaczął go dusić, aż gałki oczne Karla uciekły do góry.

      – Dosyć! Dosyć! – krzyknęła Myers.

      Rogers СКАЧАТЬ