Urwane ślady. Janusz Szostak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Urwane ślady - Janusz Szostak страница 9

Название: Urwane ślady

Автор: Janusz Szostak

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788366252240

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Sala rozpraw ponownie zapełniła się dziennikarzami i publicznością dopiero 10 kwietnia 2019 roku. Nie mogło tam zabraknąć również mnie, bowiem w tym dniu strony wygłosiły mowy końcowe.

      Adam Z. był cały czas opanowany, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Towarzyszył mu jedynie adwokat Ireneusz Adamczak. Po przeciwnej stronie sali siedzieli ojciec i brat Ewy Tylman, ich pełnomocnicy oraz prokuratorzy.

      – Zamiast wezwać pomoc i ratować ją, Adam Z. ze strachu wepchnął Ewę do rzeki, uznając, że nie poniesie odpowiedzialności. W tej sytuacji nie ma żadnego innego motywu jak tylko strach przed odpowiedzialnością za przebieg wypadków, których oskarżony był uczestnikiem. Adam Z. z pewnością godził się na to, że Ewa Tylman utonie – twierdziła prokurator Magdalena Mazur-Prus.

      – Oskarżony zasłonił się tarczą niepamięci, to brudna i cyniczna gra – grzmiał Mariusz Paplaczyk, pełnomocnik rodziny, posiłkując się obrazkowym aktem oskarżenia, który być może robił wrażenie na osobach nieznających dokładnie sprawy, lecz przypominał bardziej szkolną prezentację niż solidnie przygotowane dowody winy.

      Pełnomocnicy rodziny wnosili o uznanie Adama Z. za winnego zarzucanego mu przestępstwa. Nie wnieśli jednak o konkretny wymiar kary. O dożywocie wnioskował natomiast Andrzej Tylman, ojciec Ewy:

      – Nie wyobrażacie sobie państwo, jakie emocje mną targają. Nie życzę nikomu, żebyście przeżywali kiedykolwiek to, co my przeżywamy. Tyle tu było wniosków i dowodów. To on jest winny śmierci mojego dziecka. Adam Z. jest winny śmierci mojej córki.

      – Gdzie są dowody osobowe i rzeczowe na twierdzenia z aktu oskarżenia? Gdzie byli świadkowie, którzy by to powiedzieli lub rzeczy, które by to potwierdziły? Gdzie dowody na zamiar oskarżonego? Spekulacje nie mogą stanowić jakiejkolwiek podstawy wyroku i uzasadnienia – zwracał uwagę Ireneusz Adamczak.

      Powoływał się też na opinię biegłych lekarzy medycyny sądowej, którzy nie byli w stanie jednoznacznie ustalić przyczyny śmierci Ewy Tylman oraz jej dokładnych okoliczności.

      – Dokonując oceny całego materiału i procesu, obrona stoi na stanowisku, że oskarżony Adam Z. nie dopuścił się zarzuconego mu czynu. Nie dopuścił się też przestępstwa nieudzielenia pomocy, gdyż brak jest dowodów, że Ewa Tylman znajdowała się w sytuacji zagrożenia życia, a Adam Z. zaniechał udzielenia pomocy. Z zapisów monitoringu wynika, że Ewa Tylman i Adam Z. zataczali się. Potem Ewa Tylman znika z monitoringu, a Adam Z. wraca. Z zapisów monitoringu nie wynika, by Ewa Tylman potrzebowała pomocy. To, co stało się z Ewą Tylman, jest okryte tajemnicą. Taką tajemnicą, której mroków nie da się na razie oświetlić – zauważył mecenas Adamczak, wnosząc o uniewinnienie swojego klienta.

      Sam oskarżony ograniczył się jedynie do prośby o uniewinnienie.

      Po rozprawie zapytałem pełnomocników rodziny Ewy Tylman, czy nie zmierzają do skazania niewinnego człowieka:

      – Adam może się okazać drugim Tomaszem Komendą. Czy na ławie oskarżonych nie powinien zasiadać ktoś inny?

      – Na razie ten człowiek jest oskarżony – odpowiedział jeden z adwokatów i szybko zbiegli po schodach.

      Wyrok, jaki zapadł 17 kwietnia 2019 roku, nie zaskoczył mnie. Sędzia Magdalena Grzybek z poznańskiego Sądu Okręgowego wskazała, że nie ma dowodów, by oskarżony w jakikolwiek sposób przyczynił się do śmierci Ewy Tylman. Tym samym sąd uniewinnił Adama Z. od zarzutu zabójstwa z zamiarem ewentualnym.

      Ogłoszeniu wyroku towarzyszyły ogromne emocje. Andrzej Tylman wstał i zażądał, by oskarżony powiedział, co naprawdę wydarzyło się w nocy z 22 na 23 listopada 2015 roku nad Wartą:

      – Masz ostatnią szansę powiedzieć, co się tam stało! Co siedzisz i nic nie mówisz?! – krzyczał do oskarżonego.

      Sąd wyprosił go z sali.

      Co prawda prokuratura i rodzina Ewy Tylman zapowiedziały apelację, jednak nie wydaje się, by sąd drugiej instancji doszukał się w tej sprawie jakichkolwiek dowodów obciążających Adama Z.

      Poznańska prokuratura poniosła druzgocącą klęskę. Adam Z. został uniewinniony od zarzutu zabójstwa, co nie powinno zaskakiwać nikogo, kto śledził tę sprawę od początku. Bo od początku prokuratura nie miała żadnego stuprocentowego dowodu, że to właśnie on odpowiada za śmierć Ewy. Były poszlaki, przypuszczenia, możliwości. Było posiłkowanie się wyciąganymi z rękawa świadkami – kryminalistami, których wiarygodność okazywała się zerowa. Ale brakowało dowodów. Chyba zatem czas na nowe śledztwo w tej sprawie.

      Od początku trudno było mi uwierzyć, aby tych dwoje młodych ludzi, którzy przyjaźnili się od dawna, nagle stali się dla siebie katem i ofiarą.

      30 sierpnia 2015 roku Ewa napisała do Adama Z.:

      „I nawet jak już odejdę, to będziemy mieli kontakt”.

      Miała wówczas na myśli zmianę miejsca pracy. Dziś brzmi to niczym złowieszcza przepowiednia. Jakby się żegnała i odchodziła na zawsze. Przecież – mimo jej śmierci – nadal złączeni są tą wspólną tragedią.

      Andrzej Żukowski z plakatem syna Mateusza. Zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum

      Rozdział 2. Mateusz woła spod ziemi

      Mateusz woła spod ziemi

      Czy 10-letni Mateusz padł ofiarą pedofilów? Czy został brutalnie zgwałcony i żywcem pogrzebany, a jego rzekome utonięcie upozorowano? A może zamurowano go w fundamentach pałacu? Moje dziennikarskie śledztwo w tej sprawie daleko odbiega od ustaleń prokuratury, która stwierdziła tylko tyle, że Mateusz zaginął. To cokolwiek mało jak na kilkanaście lat śledztwa.

      Mateusz Żukowski z Ujazdowa pod Zamościem zniknął w maju 2007 roku. Szukali go policjanci, nurkowie, detektywi, wróżki i jasnowidze. Na razie bez efektu. Za informację na temat zaginionego chłopca oferowano nagrodę – moim zdaniem wymyśloną – 100 tysięcy euro. Mimo to o jego losie nie ma do dziś żadnej informacji.

      Historia Mateusza uaktywnia co pewien czas różnego rodzaju szarlatanów i oszustów, którzy próbują żerować na ojcu zaginionego chłopca.

      W lutym 2019 roku Andrzej Żukowski otrzymał kilka nagrań audio i wideo, na których młody mężczyzna w kominiarce groził mu:

      – Dajesz mi 500 tysięcy i widzisz syna, inaczej zostanie zamordowany. Masz przyjechać z kasą, bo inaczej twój syn zginie. Jutro dawaj pieniądze.

      Szantażystą okazał się Arkadiusz H. z Rzeszowa. Wkrótce został zatrzymany przez policję. Tłumaczył się, że był to tylko głupi żart, a on nic nie wie o losach Mateusza Żukowskiego.

      10-letni chłopiec zniknął 26 maja 2007 roku.

      – To stało się w Dzień Matki, tego dnia było bardzo gorąco – wspomina Andrzej Żukowski, ojciec chłopca. – Pojechałem wtedy z Mateuszkiem na ryby.

      Z wędkowania wrócili do domu około 14.30.

      – Od СКАЧАТЬ