Kurier z Teheranu. Wojciech Dutka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kurier z Teheranu - Wojciech Dutka страница 5

Название: Kurier z Teheranu

Автор: Wojciech Dutka

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-66503-29-8

isbn:

СКАЧАТЬ Nie widzisz tego, co się dzieje?

      – Ja się nie boję Niemców.

      – Zdumiewasz mnie. Nie wiesz, co robią z Żydami w Niemczech?

      – Mój mesjaszu – rzekła Golda swoim aksamitnym, miękkim głosem – nie będzie wojny. Nie wierzę w nią. Jest z nami Anglia i Francja, a cóż Hitler może przeciw nim uczynić?

      Mokrzycki z kolei nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Chciał krzyczeć, ale przemógł się i uspokoił. Nie ważąc na obyczaje, położył swoją dłoń na jej dłoni. Nie uszło to uwadze kilku gości – oficer Wojska Polskiego faworyzował Żydówkę!

      – Mylisz się. Wojna jest nieunikniona, przynajmniej tak mi się wydaje. Oni tutaj przyjdą, Goldo. – Mokrzycki powiedział to z całą mocą, na jaką było go stać. – I zniszczą to, co widzimy, i miasto, które oboje kochamy. Widziałem ich w akcji w Hiszpanii. To nie są już ci sami Niemcy, co z czasów wielkiej wojny dwadzieścia lat temu. Wiesz, czym jest SS?

      – Nie.

      – To formacja z trupimi główkami na czapkach. Na mundurach mają dwie runy. To mordercy. Oni zniszczą świat, jaki znamy.

      – W prasie u nas mówią, że nie mamy się czego bać – zauważyła Golda.

      – To propaganda. Spróbuj namówić męża na wyjazd do Ameryki albo przynajmniej do Anglii. Proszę, rozważ to.

      Golda pokręciła głową.

      – Moje miejsce jest tutaj, w Warszawie. Rozumiem, że masz doświadczenia z Niemcami z dalekiej Hiszpanii, ale nie wydaje mi się, żeby oni tutaj przyszli. Hitler się nie odważy.

      Mokrzycki popatrzył na Goldę ze współczuciem. Nie wierzyła mu, mimo tego, że świat stał na krawędzi. Już kiedyś przeżył taką scenę, w Grenadzie latem 1936 roku, kiedy próbował namówić Federica Garcíę Lorcę do wyjazdu. Bezskutecznie. Zrozumiał, że i teraz nic nie wskóra.

      Przez resztę wieczoru rozmawiali o teatrze, sztuce, o Prouście i jednym z najwybitniejszych pisarzy Polski, równie tajemniczym, co niepokojąco wybitnym – Brunonie Schulzu. Mokrzycki uwielbiał współczesną polską literaturę i Sklepy cynamonowe Schulza przeczytał jako jedną z pierwszych książek po powrocie z Hiszpanii. Wrażenie zrobiła na nim szczególnie oniryczna i klaustrofobiczna wyobraźnia pisarza. Jego styl był niespotykany.

      – Wiesz, ostatnio spotkałam u nas w żydowskim teatrze wspaniałego poetę – zaczęła Golda.

      Kolejny poeta, Chryste Panie! – pomyślał Mokrzycki. Ale był szalenie ciekawy, kogo miała na myśli jego znakomita przyjaciółka.

      – To Józef Czechowicz, znasz go może?

      – Nie, choć nazwisko obiło mi się o uszy.

      – A ja zakochałam się w nim bez reszty – wyznała Golda. – Chcę, żebyś go poznał.

      – Naprawdę? Znałem już kiedyś wielkiego poetę. Nazywał się Federico García Lorca – rzekł Mokrzycki. – Jego śmierć podczas wojny w Hiszpanii była dla mnie bolesna. Nie wiem, czy chcę poznawać kolejnych poetów, gdy znów mamy czas wojenny.

      – Proszę cię tylko, żebyś mu pomógł – odrzekła Golda. – Wiele przeszedł. Nie ma nikogo, do tego zwolnili go z pracy.

      – Za co?

      – Za miłość niemożliwą – rzekła Golda, a Mokrzycki zrozumiał w mig.

      Polski Lorca – pomyślał Mokrzycki z ironią, nie zdając sobie sprawy, jak blisko jest prawdy.

      – Jestem zazdrosny o to, że zakochujesz się w poetach za moimi plecami.

      – I słusznie! Bądź zazdrosny. Podarował mi tomik wierszy. Pomyślałam, że wyrecytuję ci jeden z nich, dokładnie oddaje to, co czułam, kiedy wyjeżdżałeś do Hiszpanii, mój mesjaszu.

      Mokrzycki zrozumiał. Pamiętała mało wyszukany styl, w jakim ją zostawił. To nie on miał dyktować warunki, na jakich mieli przeżyć ów wieczór.

      Golda zaczęła recytować z pamięci. Mówiła z taką dykcją i tak pięknie, że siedzący obok goście też się zasłuchali. Utwór Czechowicza nosił tytuł Urywki z podartego wiersza:

      zaplecione ramiona...

      walka ogromnych żądz...

      a noc błyskiem gromów patrzy w nas pochmurna

      a w domu zrąb – uderza młot fali jeziornej

      ponad świat ponad gromy burzę i nad ciebie

      rozszerza się jak tuman rozkosz przeogromna

      i gdy ja się na twoich biódr łodzi kolebię

      w domu szczęście króluje dusza ma bezdomna...[3]

      Erotyk był śmiały obyczajowo, ale Mokrzycki zwrócił uwagę na niezwykłą melodyjność wiersza, na jego wewnętrzną spoistość i obrazowość. Cóż mamy własnego, jeśli nie miłość? Mokrzycki miał już pewne doświadczenia w tej kwestii i wiedział, że nie można jej pomylić z Erosem, bożkiem nadzwyczaj kapryśnym. Nie mógł odmówić prośbie Goldy.

      – Dobrze. Daj mu, proszę, adres do mnie. Niech przyjdzie za kilka dni na Freta, do mieszkania moich teściów. Zatrzymałem się u nich na czas pobytu w Warszawie.

      Żydówka pięknie się uśmiechnęła.

      – Mój mąż wyjechał do Łodzi. Będzie najwcześniej za kilka dni. Zresztą, jak wiesz, nasz układ jest dość luźny. Nie chcę się z tobą żegnać jak wtedy, kiedy wyjeżdżałeś do Hiszpanii.

      To było zaproszenie. Mokrzycki czuł się samotny, więc nie mógł pozostać obojętny na taką propozycję ukojenia. Tej nocy byli ze sobą jak za dawnych lat.

       *

      Kiedy Antoni obudził się rankiem następnego dnia, Goldy nie było obok niego w pokoju hotelowym. Nie zdziwił się jej. Wróciła do swojego żydowskiego świata, do którego on z oczywistych powodów nie mógł mieć wstępu. Zostawiła mu jednak prezent. Obok niego na łóżku leżał tomik poezji Józefa Czechowicza Nuta człowiecza, wydany w czerwcu 1939 roku. To było pożegnanie Goldy. Na stronie tytułowej napisała:

      TOBIE JA – PRZYPROWADZĘ GO DO CIEBIE – GOLDA

      ROZDZIAŁ II

      Pakt diabłów

      WARSZAWA, POPOŁUDNIE 24 SIERPNIA 1939 ROKU

      Poeta Józef Czechowicz pod koniec sierpnia 1939 roku miał ukończone trzydzieści sześć lat. Wystarczająco dużo, aby poznać życie. Zakosztować smaku miłości i cierpienia, które są dwiema stronami tego samego medalu. Wieczorem poprzedniego dnia przyjął u siebie СКАЧАТЬ